O gazie z łupków i polityce geologicznej z inicjatorem poszukiwania gazu łupkowego w Polsce prof. Mariuszem Orionem Jędryskiem rozmawia Tomasz Rożek. Wywiad dla „Gościa Niedzielnego”.
Tomasz Rożek: Jak takie państwo jak Polska może zarobić na swoich złożach?
Prof. Mariusz Orion Jędrysek: – Sprzedaje koncesje, opodatkowuje wydobycie. Ale też implikuje to rozbudowę infrastruktury, tworzy nowe miejsca pracy, rozwija rynek, technologie, badania, edukację… Przy pewnych i tanich dostawach surowców gospodarka zyskuje na konkurencyjności.
W Polsce jest sporo surowców. Jak dzisiaj na nich zarabiamy?
– Mało, niekreatywnie i prostacko – bo niemal tylko na podatkach. Opłaty eksploatacyjne są rzędu procenta wartości kopaliny, a opłaty za koncesje na poszukiwania to koszt najwyżej kilkuset tysięcy złotych. Jest to dobre, jeśli ktoś prowadzi poszukiwania pionierskie (wtedy Skarb Państwa powinien wspomóc inwestora), ale w miarę obniżania ryzyka opłaty koncesyjne powinny rosnąć.
Dlaczego opłaty eksploatacyjne są niskie?
– Do niedawna na terenie Polski jedynie firmy państwowe prowadziły eksploatację. Niskie opłaty – to tani dobry surowiec zużyty w Polsce – to dźwignia gospodarki. Ale od jakiegoś czasu na naszym rynku działają firmy prywatne, potężni inwestorzy zagraniczni, którzy zarobić mogą wyłącznie na eksporcie, bo dla nich rynek polski jest detalem. Na prowadzonej przez nie działalności geologiczno-górniczej państwo ma obowiązek zarabiać.
Mówiąc o gazie łupkowym, mówimy o opłatach za koncesje poszukiwawcze, a nie wydobywcze. Firma ponosi bardzo duże ryzyko finansowe i tania koncesja jest zachętą.
– Gdy firma ponosi ryzyko i koszty pierwszych badań, należy wydać jej pierwsze koncesje tanio. Ale gdy w wyniku tych wierceń gaz zostanie znaleziony, i w okolicy pojawi się druga firma, to jej ryzyko poszukiwawcze jest minimalne. Jej koncesję należy przyznać drożej, a jeszcze następnej wielokrotnie drożej. Takiej sytuacji nasze prawo nie przewiduje. Dlatego, mając pomysł i inicjując poszukiwania gazu w łupkach w Polsce, po wydaniu kilkunastu koncesji na poszukiwania, różnym firmom w oddalonych od siebie obszarach koncesyjnych chciałem wstrzymać wydawanie tych koncesji, poczekać na wyniki badań, zobaczyć, na ile rynek wyceni te koncesje itd. Dziś wiemy, że rynek wycenił wartość jednej koncesji na od 50 do 100 mln zł, z tym że górna granica może sięgać nawet miliarda złotych. Tymczasem Skarb Państwa przy każdej kolejnej koncesji i użytkowaniu górniczym stosował identyczne stawki, pobierając po około 300 tys. zł za jeden obszar koncesyjny. Przy ponad 60 wydanych koncesjach straty państwa wynoszą co najmniej 5 mld zł. Może to być też kwota 10 razy większa. Między innymi po to, aby merytorycznie koordynować działania związane z koncesjami, w tym oceniać wartość kolejnych koncesji, organizowałem nowoczesny organ państwa, jakim miała być Państwowa Służba Geologiczna. Miała ona być umocowana w nowym, równolegle przygotowywanym, prawie geologicznym i górniczym i zająć się ochroną interesów państwa, maksymalizować efekty gospodarcze i polityczne, wynikające z posiadanych struktur geologicznych i interesów poza granicami Polski.
Obowiązujące prawo geologiczne i górnicze jest dla Polski niekorzystne i dlatego Sejm właśnie przyjął nowe, którego projekt Pan przygotował w 2007 r. Teraz Pan jest jednym z jego najgłośniejszych krytyków. Dlaczego?
– Można wymieniać wiele argumentów. Pisałem o nich w opiniach dla Sejmu i Senatu, mówiłem w mediach, są też na mojej stronie www.morion.in.uni,wroc.pl.
A to najważniejsze?
– Polska nie była i nie jest przygotowana prawnie i organizacyjnie do nowej sytuacji. Te same zapisy w prawie geologicznym, gdy nie ma służby geologicznej jako organu państwa, mogą być szkodliwe. Samo prawo nie obroni naszych złóż przed rabunkową eksploatacją – trzeba wspomagać rząd w prowadzeniu polityki geologicznej państwa, być gospodarzem struktur geologicznych ze wszystkimi tego konsekwencjami, wspierać samorządy itd.
Państwowy Instytut Geologiczny nie jest do tego powołany?
– 90 lat temu tak, dziś nie. To tak, jakbyśmy powiedzieli, że dowolny instytut prawa konstytucyjnego ma być Trybunałem Konstytucyjnym. Jego pracownicy mogą być sędziami tego Trybunału, ale instytut tej roli nie może pełnić. Zgodnie z projektem ustawy, którą przygotowałem w 2007 r., Państwowa Służba Geologiczna miała być narzędziem rządu w prowadzeniu polityki geologicznej. Powołanie tego organu było główną przyczyną przygotowywania nowego prawa.
Ile czasu potrzebujemy na przygotowanie się do sukcesu, jakim, być może, jest gaz łupkowy?
– Zabrakło roku. Nie jesteśmy w stanie kontrolować tego, kto komu odsprzedaje koncesje, kto jest ostatecznym właścicielem firm, nie wiemy, za ile te koncesje kupuje się na rynku wtórnym. Przyznał to nawet ostatnio z trybuny sejmowej przedstawiciel rządu.
Jakie są Pana główne zarzuty do przepisów, które właśnie przegłosowano w Sejmie? Chce Pan np. zabronić handlu koncesjami?
– Nie zabronić, tylko kontrolować. Nikt nie chroni Skarbu Państwa, a kluczowa jest wiedza.
Jaka miałaby, Pana zdaniem, być ochrona Skarbu Państwa i przed kim?
– Choćby przed firmą, która dzisiaj wydobywa gaz ze złóż konwencjonalnych i skutecznie używa gazu jako narzędzia politycznego albo zawyża jego cenę.
Chodzi panu o rosyjski Gazprom?
– Nie wiem, czy ktoś kupuje dominujące udziały w firmach posiadających koncesje w Polsce. Prawo geologiczne mówi, że jeżeli ktoś ma koncesję poszukiwawczą, ma też pierwszeństwo w uzyskaniu koncesji na eksploatację. Jeśli ktoś ma prawo do informacji geologicznej, to tylko on może dostać koncesję. Jedno i drugie ma ten, kto ma lub miał koncesję na poszukiwania. Firma, która przejęła koncesje, może blokować wydobycie albo tylko eksportować. Mamy w takiej sytuacji gaz czy nie?
Jak analogiczne rozwiązania prawne wyglądają w innych krajach?
– W Norwegii są spółki państwowo-prywatne. Państwo ma kontrolę, ale też ponosi ryzyko inwestycji (opierając się na przychodach z koncesji). Stąd jest możliwy zysk państwa na poziomie 70 proc. Przewiduję, że 20-procentowy zysk Polski to wszystko. Rząd mówi o przetargach czy negocjacjach dotyczących opłat za użytkowanie górnicze przy koncesjach na wydobycie. To straszenie inwestorów i mydlenie oczu społeczeństwu.
Ale przecież Amerykanie po skończonym wydobyciu rurociągów nie zdemontują.
– A po co komu zardzewiałe rurociągi po skończonym wydobyciu? To trzeba będzie posprzątać.
Nowe prawo geologiczne zostało przez Sejm przyjęte i pracuje nad nim Senat.
– Jeśli ustawę uchwali Senat i podpisze prezydent, to trudno. Obawiam się, że dyscyplina partyjna i parcie do uchwalenia jakiejkolwiek ustawy, aby podnieść statystykę, będą ważniejsze niż to, co ma być uchwalone. Jest zbyt mało czasu, żeby się spieszyć, a w mojej opinii tak ważnej ustawy nie powinny uchwalać osoby walczące o pozycje na listach wyborczych.
Czy dobrym pomysłem jest wprowadzanie na polski rynek zagranicznych firm poszukiwawczych?
– Jeśli jest dobre prawo i kompetentny organ państwa, nie widzę w tym kluczowego problemu. Wolałbym, aby dokonywały tego polskie firmy, ale trzeba być realistą – powinniśmy jednak współpracować i inwestować we własne know-how, opierając się na dawanych aportem złożach i opłatach koncesyjnych. Obecność firm z USA ma silnie pozytywne strony – tam, gdzie są oni, nikt łatwo nie będzie przeszkadzał.
Twierdzi Pan, że Polska jest najbardziej surowcowym krajem Europy. Co się działo w tej części kontynentu, że tak właśnie jest?
– Polska zajmuje obszar, który od setek milionów lat jest na granicy Europy Wschodniej i Zachodniej, bo po przekątnej, od Szczecina do Przemyśla, tnie Polskę tzw. linia TT. Na granicach szczególnie dużych struktur geologicznych zwykle dużo się dzieje. A takich granic pomiędzy różnymi strukturami geologicznymi mamy kilka. Jest wspomniana linia TT, ale są też granice Karpat i granice Sudetów.
Mamy bardzo dużo węgla, mamy zasoby gazu łupkowego. Co jeszcze?
– Boję się mówić, bo jeszcze zdążą wydać nierozważnie koncesje. Gdy ok. dwóch lat temu wyraziłem zdanie, że gazu w łupkach możemy mieć tyle, iż w razie trudności warto rozważyć wyjście z UE, to mnie wyśmiano. Węgiel i gaz to nasze narzędzie do uzyskania dominującej roli w UE bez względu na to, czy w niej jesteśmy, czy nie. O ile mniej mogłaby nas kosztować polityka klimatyczna UE albo ile na niej można zarobić… Zdecydowanie nie namawiam do wystąpienia z Unii, ale robimy nową własną politykę geologiczną dla Polski – pod tym względem nie tylko Polska, ale cała Unia jest ciężko chora.
Merytorycznie: o surowcach naturalnych w tym o gazie lupkowym, o Wroclawiu, Dolnym slasku i o Polsce.