Bez kategorii
Like

Globalny kryzys żywnościowy

06/04/2011
408 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

Ekonomia traktuje konsumpcję jako podstawową kategorię ekonomiczną. Wszystko wskazuje jednak na to, że konsumpcja żywności jest zepchnięta na margines rozważanych współcześnie problemów ekonomicznych.

0


Tymczasem kryzys żywności ukazuje swoje groźne oblicze. Jak większość prawdziwych kryzysów, kryzys żywnościowy jest zjawiskiem wielowymiarowym. To stwarza znakomitą okazję do jednostronnych interpretacji, a w konsekwencji – niedoceniania znaczenia kryzysu. Niestety, wielu polityków, ekonomistów i dziennikarzy korzysta z tej okazji.

Żywności brakuje. Nierównowaga na rynkach żywności nasiliła się w 2009 roku. Od tego czasu o kryzysie żywności mówi się wiele. Przede wszystkim dowodzi się, że kryzys ten zmieni gospodarczy, finansowy i polityczny porządek światowy. Zauważa się, że ludzie będą cierpieć wskutek głodu.

Grozi hiperinflacja cen żywności. Ale nie tylko z powodu braku żywności. Głównym powodem jest polityka pieniężna Stanów Zjednoczonych, streszczająca się w haśle: drukowanie dolarów. Siedemset miliardów pustych dolarów (wydrukowanych jako „quantitative easing”) musi przekładać się na wzrost cen w tym kraju. To nie wszystko, gdyż wtórnym skutkiem jest wojna walutowa, w której główną linią obrony innych krajów jest podtrzymywanie kursu waluty za pomocą … drukowania własnej waluty. Polityka antyinflacyjna wszędzie załamała się totalnie. Tylko mało rozgarnięci ekonomiści coś tam jeszcze mamroczą o „celu antyinflacyjnym”.

Jakby tego było za mało, kryzys żywnościowy nakłada się na światowy kryzys finansowy. Nie sprawdziły się oczekiwania, że światowy kryzys minie jak zły sen. To były naiwne oczekiwania, z których poważni analitycy ekonomiczni mogli się tylko śmiać. Jednak byli trzymani w szachu tezą, że kolportując ponure wieści … przyczyniają się do pogłębienia kryzysu. Skoro jednak kryzys trwa dalej i nasila się tu i ówdzie (zwłaszcza w Europie), to produkcja i obroty towarowe maleją, w tym żywności i przetwórstwa spożywczego. Jednak produkcja żywności i przetwórstwo spożywcze są problemem samym w sobie.

Niby mamy sprzeczność. Kryzys wymusza niskie ceny, czyli deflację. Rynek wielu produktów rolnych jest „dziwny”, jako że reaguje na spadek cen wzrostem podaży. A tu nagle mówi się o trendzie odwrotnym. Mówi się o inflacji, a nawet hiperinflacji. Sprzeczność jest pozorna. Teoretycznie biorąc, przejście od deflacji do inflacji powinno znamionować przejście od kryzysu do ożywienia. Ale tak się nie stało (i to jest problem). Inflacja została bowiem wywołana przez czynniki zewnętrzne. Jeden z nich był już sygnalizowany: drukowanie dolarów. Drugi czynnik jest mniej spektakularny. Mówimy: światowy kryzys gospodarczy, a to raczej kryzys schyłkowej części świata. Druga część świata ma się dobrze. Gospodarki Chin i Indii rozkwitają. Z tych gospodarek pochodzi silny „impuls popytowy” skierowany na żywność. Coś podobnego przeżywało imperium brytyjskie w epoce industrialnej.

Jakby i tego było mało, to działa jeszcze „potencjalna inflacja”. Nie ulega wątpliwości, że inflacja w Stanach Zjednoczonych i Europie była ograniczona dzięki napływowi tanich towarów azjatyckich. Dotyczyło to nie tylko tekstyliów i AGD, ale także żywności. Teraz ceny azjatyckiej żywności wznoszą się w górę.

Może nawet silniej od „potencjalnej inflacji” działa „ukryta inflacja”. Chodzi o jakość żywności, wręcz maltretowaną przez politykę redukcji kosztów produkcji i przetwórstwa, uprawianą od wielu lat przez wielkie sieci handlowe, firmy oferujące modyfikacje genetyczne, a także znajdujące się pod ich ciśnieniem rządy oraz organizacje międzynarodowe. Przypomnijmy sobie, jakie były w Polsce normy produkcji przetworów mięsnych dwadzieścia lat wcześniej (np. z kilograma surowca mięsnego uzyskiwano 90% przetworów mięsnych) , a jakie są obecnie stosowane normy unijne (z kilograma surowca mięsnego uzyskuje się o 170% przetworów). Cena surowego boczku wędzonego wynosiła ok. 30% ceny szynki, a obecnie wynosi aż 120%.

Czy to już wszystko? Skądże. Do tych okoliczności dochodzi jeszcze zapewne najważniejszy i zarazem najmniej poważnie traktowany czynnik upadku kultury, w tym rolnej i handlowej. Zapomina się, że problemy konsumpcji należą nie tylko do ekonomii, ale także – i przede wszystkim – do obszaru kultury. Ataki na kulturę dezorganizują konsumpcję, zaś skutki są zatrważające. Widać w tym znaczącą rolę marketingu, który stał się faktycznie zabójcą kultury konsumpcji. W tym kontekście trudno przeoczyć nagminne oszustwa w tych dziedzinach: od wytwarzania i sprzedaży żywności „śmieciowej” i niebezpiecznej dla zdrowia („żywność Frankensteina”), aż do wielkich spekulacji na światowych giełdach towarowych kończąc.

Lekceważenie skutków kryzysu żywnościowego jest szczególnie szkodliwe w krajach o niskich dochodach ludności, która nie może zamortyzować wzrostu cen funduszem swobodnej dyspozycji. Jeżeli zbiega się to ze skrajnie liberalną polityką ekonomiczną, która opiera się na błędnym przekonaniu, że wolny rynek rozwiąże problemy, szkody z pewnością zostaną spotęgowane. Kluczowym czynnikiem rynku żywności jest niska elastyczność podaży, ponieważ produkcja większości artykułów żywnościowych jest uzależniona od rocznego (niekiedy tylko półrocznego) cyklu produkcji. To nie tylko przekreśla nadzieje na dostosowania podaży do popytu. lecz również sprzyja spekulacyjnemu wzrostowi cen. Niestety, z tym już mamy w Polsce do czynienia i nic nie wskazuje, aby coś zmieniło się na lepsze.

T.Z.

Oryginalna publikacja 2011-03-20 w Europejskim Monitorze Ekonomicznym.www.monitorekonomiczny.pl/s17/Artykuły/a160/Globalny_kryzys_żywnościowy.html

Biuletyn EEM: www.monitorekonomiczny.pl/s11/Biuletyn.html

0

Ekonomia Polityczna

Ekonomia - Polityka - Spoleczenstwo

48 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758