Zastanawiam się, kiedy do protestujących w imię obrony „kąstytucji” dotrze, że winna całemu zamieszaniu jest niechlujność i bylejakość tego najważniejszego w Państwie aktu prawnego.
Kancelaria Prezydenta mówi jasno i wyraźnie, podpierając się przepisami prawa:
Zgodnie z art. 111 § 1 ustawy z dnia 8 grudnia 2017 r. o Sądzie Najwyższym (Dz. U. z 2018 r. poz. 5, z późn. zm.), sędziowie Sądu Najwyższego, którzy do dnia wejścia w życie niniejszej ustawy (tj. 3 kwietnia 2018 r.) ukończyli 65. rok życia albo ukończyli 65. rok życia w okresie trzech miesięcy od dnia wejścia w życie ustawy, z dniem następującym po upływie trzech miesięcy od dnia wejścia w życie niniejszej ustawy (tj. 4 lipca 2018 r.) przechodzą w stan spoczynku. Przejście w stan spoczynku następuje z mocy prawa, w dacie określonej przez ustawę, a zatem nie jest konieczne wydawanie przez Prezydenta RP aktu urzędowego w tej sprawie. Analogiczne rozwiązanie, niekwestionowane przez Sąd Najwyższy, ustawa przewidziała wobec sędziów Sądu Najwyższego orzekających w Izbie Wojskowej, którzy przeszli w stan spoczynku z dniem wejścia w życie ustawy.
(…)
A więc z mocy ustawy prof. Małgorzata Gersdorf z dniem dzisiejszym stała się sędzią w stanie spoczynku.
Przestała zatem być Pierwszym Prezesem SN.
Innego zdania jest oPOzycja. Jej czołowy prawnik, były minister sprawiedliwości Borys Budka, na falach radiowej Trójki:
I rzeczywiście.
Art. 183 u. 3 Konstytucji:
Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego powołuje Prezydent Rzeczypospolitej na sześcioletnią kadencję spośród kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego.
Budka jednak pomija wcześniejszy zapis.
Art. 180 u. 4:
Ustawa określa granicę wieku, po osiągnięciu której sędziowie przechodzą w stan spoczynku.
Zatem o momencie przejścia sędziego w stan spoczynku decyduje zwykła ustawa, a nie Konstytucja.
Rację więc ma strona rządowa.
Budka i cała reszta oPOzycji pieprzą bez sensu.
Sięgnijmy w głąb ustawy zasadniczej, jak czasem za przykładem zachodniego sąsiada nazywana jest polska Konstytucja.
Zgodnie z art. 7 Konstytucji Organa władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa.
Pojęcie władzy publicznej „obejmuje wszystkie władze w sensie konstytucyjnym – ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. (…) Nazwa „organ” (…) oznacza instytucję, strukturę organizacyjną, jednostkę władzy publicznej, z której działalnością wiąże się wyrządzenie szkody. Pojęcie „działania” organu władzy publicznej nie zostało konstytucyjnie zdefiniowane. W pojęciu tym mieszczą się zarówno zachowania czynne tego organu, jak i zaniechania. W zakresie działań czynnych organu władzy publicznej mieszczą się indywidualne rozstrzygnięcia, np. decyzje, orzeczenia i zarządzenia” (zob. E. Bagińska, Odpowiedzialność, s. 204; szerzej na temat pojęcia organu władzy publicznej i organu państwa zob. A. Bień-Kacała, M. Rączka, Glosa do wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 9.11.2010 r. (SK 10/08, Prz. Sejm. 2011, Nr 4, s. 135–139).
Władzą publiczną w rozumieniu art. 7 jest także samorząd terytorialny.
Ale oPOzycja stoi na stanowisku, że obowiązują jedynie te ustawy, jakie uchwalono wtedy, gdy oni stanowili większość w Sejmie.
Przy takim ujęciu faktycznie nie ma przepisów, które mówiłyby, co robić, kiedy Pierwszy Prezes SN osiągnie wiek, w którym udać się powinien na zasłużony stan spoczynku, ale kadencja jeszcze się nie skończyła.
Lub, co gorsza, zwyczajnie w świecie zwariuje, dozna wylewu itd., itp.
Taki stan prawny teoretycznie mógłby spowodować, że osoba wybrana na funkcję Pierwszego Prezesa SN w wieku lat 69 pozostawałaby czynnym sędzią do osiągnięcia wieku 75 lat.
Absurd, prawda?
Dlatego 26 września 2017 roku do Sejmu wpłynął projekt nowej ustawy o Sądzie Najwyższym (druk nr 2003).
Pierwsze czytanie – 24 listopada 2017 roku.
Potem poprawki, drugie czytanie i wreszcie 8 grudnia projekt przeszedł. Oczywiście przeciw głosowała cała oPOzycja, czyli PO, partia pisana od kropki, oraz grupa Niesiołowskiego. Obecni na sali posłowie KUKIZ’15 wstrzymali się od głosu.
W efekcie za ustawą głosowało 239, 171 przeciw, a 24 posłów wstrzymało się.
20 grudnia prezydent podpisał ustawę.
Najważniejsza zmiana w stosunku do poprzedniej zawarta jest w art. 12 § 1 ustawy:
Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego jest powoływany przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej na sześcioletnią kadencję spośród 5 kandydatów wybranych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego i może zostać ponownie powołany tylko raz. Osoba powołana na stanowisko Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego może zajmować to stanowisko tylko do czasu przejścia w stan spoczynku, przeniesienia w stan spoczynku albo wygaśnięcia stosunku służbowego sędziego Sądu Najwyższego.
Takie rozwiązanie współgra z tymi, jakie od lat są stosowane wobec posłów, senatorów czy też samorządowców.
Otóż utrata biernego prawa wyborczego powoduje wygaśnięcie mandatu przed upływem kadencji.
Nie ma powodu, by trzecia władza była traktowana inaczej, niż pierwsza.
Trzeba pamiętać, że wygaśnięcie mandatu posła (senatora) nie jest również unormowane w Konstytucji, ale w ustawie zwykłej (Dz.U.2018.0.754 t.j. – Ustawa z dnia 5 stycznia 2011 r. – Kodeks wyborczy, art. 247).
Tak więc ustawa z 8 grudnia 2017 r. o Sądzie Najwyższym jedynie wpływa na równość trzech władz, nie uprzywilejowując żadnej kosztem pozostałych.
Tymczasem żenujący spektakl pt. „wolne sądy” trwa w najlepsze, aczkolwiek w wielu miejscowościach zaczyna przypominać „teatr jednego aktora” i widza jednocześnie z uwagi na mikroskalę zjawiska.
Trzeba więc głośno i dobitnie przypominać o treści art. 178 u. 1 Konstytucji:
Cokolwiek zrobi Gersdorf powinna ukorzyć się przed ustawą z 8 grudnia ub. roku.
Niezawisłość sędziowska nie oznacza bowiem wybierania przepisów wg swojego uznania.
Powszechna praktyka sędziowska w tym zakresie nie może stanowić usprawiedliwienia i jest dowodem na arogancję trzeciej władzy.
.
.
4.07 2018
Jeden komentarz