Gdyby Hitler wygrał wojnę, Europa pod niemieckim butem wyglądałaby dokładnie tak, jak to sobie wymarzył Radek Sikorski, nie wiadomo dlaczego nazywany polskim ministrem. Oczywiście to political-fiction, ale można przypuszczać, że ..
… po rozbiciu Rosji Sowieckiej, inwazji Wlk.Brytanii i podpisaniu pokoju z USA, forma rządów III Rzeszy uległaby pewnej liberalizacji, przestawiając się na warunki pokojowe. Mniej więcej odpowiadałoby to transformacji, jaką po 1953 przeszedł ZSRS, odchodząc od tyranii stalinowskiej w stronę zbiurokratyzowanego totalitaryzmu "z trochę bardziej ludzką twarzą".
Po zwycięskiej dla Hitlera wojnie i ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej i być może cygańskiej, powoli znikałyby obozy koncentracyjne, przekształcając się w obozy pracy pod zarządem korporacji przemysłowych, lub też w zwykłe więzienia. Gestapo zmieniło by nazwę, jak NKWD w Rosji, stając się Służbą Ochrony Ładu Wewnętrznego, a tereny okupowane uzyskiwałyby w różnym stopniu autonomię. Gospodarki niemieckiej nie stać by było na utrzymywanie setek garnizonów na podbitych terenach i dlatego zaistniałaby potrzeba przekazania spraw wewnętrznych protektoratów (w tym walki z partyzantkami) w ręce lokalnych a zarazem lojalnych polityków.
Przyznawanie autonomii wiązałoby się oczywiście z koniecznością zagwarantowania Rzeszy kontroli, co najpewniej osiągnięto by na drodze traktatowej. Być może w kilka lat po wojnie, w okolicach roku 1953- 1955 podpisano by uroczyście w Berlinie traktat ustanawiający Federację Europejską, Zjednoczoną Europę, lub może Europejską Rzeszę. Nazewnictwo zapewne zależałoby od kaprysu następcy Józefa Goebbelsa w ministerstwie Propagandy. Większość spraw, Rzesza przekazałaby zarządom lokalnym, pozostawiając sobie kontrolę nad polityką zagraniczną a w ramach kontroli militarnej, na każdy region autonomiczny nałożony by został odpowiedni limit liczebności armii, dostosowany do zagrożeń ze strony ruchu oporu. Osobną sprawą na którą monopol miałby Berlin, byłaby emisja pieniądza. Reichsbank przemianowano by na Europejski Bank Centralny a niemiecką markę na euromark.
Z czasem, w samej III Rzeszy dojść by musiało do reform politycznych, bo reżym wojskowo-biurokratyczny doskonale sprawdzający się w warunkach wojennych, czy w postwojennym "utrwalaniu władzy" przestałby być wydajny. Nastąpiłaby zapewne demokratyzacja a być może nawet denazyfikacja. Hitlera nazwano by zbrodniarzem, zburzono pomniki a ofiarom wypłacono rekompensaty i przyznano renty wojenne. Zmieniłaby się symbolika, czerwień flagi zastąpiłby błękit, a swastykę – gwiazda, a może nawet kilkanaście gwiazd, sugerujących wasalom, że są ważnymi elementami Eurorzeszy. Byłoby dokładnie tak jak jest, lub raczej jak ma być w federacji która marzy się nie tylko niemieckim politykom, których aspiracje można zrozumieć, ale także "polskim" ich odpowiednikom, których zrozumieć już trochę trudniej.
Jak zrozumieć słowa czołowego apologety rządzącej partii, Stefana Niesiołowskiego, który nie tylko jest gotów zrezygnowac z suwerenności, ale jeszcze oskarża jej obrońców o chęć powrotu do wojen. Ten bezczelny typ, bez żadnej reakcji ze strony dziennikarza TVN24 mówi, że "jeżeli się bierze pieniądze, to musi się za to odpowiadać". Czy to nie jest traktowanie Ojczyzny jak taniej dziwki, która owszem może się bronić przed gwałtem ale za odpowiednią wysokość dotacji gotowa ulec? Jaka jest różnica między pancernymi zagonami Guderiana a dotacjami unijnymi, skoro ich skutek ma być dokładnie taki sam?
Czy politycy mówiący o konieczności zrzeczenia się części suwerenności, lub dziennikarze którzy z minami osłów radośnie im przytakują nie widzą cynicznego kłamstwa w tych słowach? Przecież nie o samą delegację części suwerenności tu chodzi. Jako wolny i niepodległy naród zdecydowaliśmy się na to w 2005 przystępując do UE, lub w 2009 ratyfikując Traktak Lizboński. W obu przypadkach są to decyzje odwracalne, z których zawsze wolą narodu można się wycofać. Nie ma problemu z wypowiedzeniem Traktatu, nie ma problemu z wyjściem z Unii, do eurolandu z którego wyjść jest już trudniej na szczęście nie należymy.
Sytuacja jednak całkowicie się zmieni w momencie ustanowienie federacji, o co tak gorliwie zabiegają Sikorski, Tusk i Niesiołowski. Ustanawiając superpaństwo stajemy się już nie autonomicznym podmiotem, ale częścią większej całości i do naszej ewentualnej secesji, potrzebna byłaby zgoda wszystkich członków. To już nie jest czasowa delegacja części suwerenności, ale całkowite zrzeczenie się jej.
Proszę czytelników o wybaczenie mocnych słów jakich używam wobec Sikorskiego, czy Niesiołowskiego, słów być może nie licujących z miłością bliźniego, ale trudno powstrzymać gorycz i bezsilny gniew. Zresztą prawdę mówiąc nawet nie do nich mam największy żal, bo w sumie w niczym mnie nie rozczarowali. Żal mam do tej części naszych braci i sióstr, która tym renegatom władzę powierzyła. Być może już powoli dociera to do nich, a jeśli nie, dotrze za jakiś czas, do jakiego dzieła ręki przyłożyli, mimo przestróg i wołania o rozsądek. Jesli ziści się ten najgorszy scenariusz i Polska za sprawą obecnej władzy utraci swą niepodległość, wyborcy PO będa musieli zdać sprawę ze swych wyborów nie tylko przed Bogiem, ale przed dziesiątkami wcześniejszych pokoleń – swych ojców, dziadów i pradziadów, którzy zapytają: Coście zrobili z dziedzictwem wam przekazanym? Co uczyniliście z naszym trudem i krwią przez nas przelewaną?
Artykuł zamieszczony za zgodą serwisu " KonserVat"
Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart