Słupki sondażowe wskazujące poparcie dla Donalda Tuska i jego ekipy podniosły się wyraźnie. "Żyć, nie umierać. Chwilo, trwaj wiecznie!" – mógł myśleć człowiek, który dokonał niejednego cudu. Teraz próbuje prezes Rady Ministrów przeforsować podniesienie (zwane reformą) wieku emerytalnego do 67. roku życia. Sprawa nie była wcześniej poruszana w debacie publicznej, bo takiej (oczywiście poważnej) nie ma już od lat. Nie wystąpiła też podczas kampanii wyborczej. Wyciągnięta nagle, niczym królik z kapelusza, zaskoczyła wyborców. Tylko 7% ankietowanych w sondażu TNS OBOP opowiada się za podwyższeniem wieku emerytalnego dla mężczyzn oraz 3% za pójściem na emeryturę kobiet w wieku 67 lat.
Dziś 21% Polaków uważa, że sytuacja w kraju zmierza w dobrym kierunku. Są więc jeszcze u nas optymiści, ale jest ich – w porównaniu z październikiem ub.r. – o 11 punktów procentowych mniej. Autor tej notki długo nie mógł (czy raczej nie chciał) zrozumieć motywów, które skłoniły premiera do tak straceńczych i bezsensownych posunięć. Niech odpowiedzią, przynajmniej częściową, będzie opinia Rafała Ziemkiewicza, który twierdzi, że "Tusk musi coś zrobić w sprawie emerytur. Musi zyskać w oczach agencji ratingowych, bo jeśli one pogorszą notowania Polski, wzrośnie obsługa zadłużenia".
A Pawlak nie musi i zdaje sobie sprawę, że zgoda na pomysły Tuska może pogrążyć PSL na zawsze. Tak więc wicepremier targuje się i kluczy. Jest prawdopodobne, że jego partia nie zagłosuje za podniesieniem wieku emerytalnego. Można też spodziewać się, że Palikot, niedawny kompan premiera, odmówi poparcia dla podejrzanej 'reformy’.
Czy będą jesienią wybory? – Nie wyklucza tego Eugeniusz Kłopotek (PSL). Autor notki, któremu zdarzyło się czasem pomylić w swych prognozach, wstrzymuje się od jednoznacznej odpowiedzi. Może jednak powtórzyć zdanie wypowiadane od dawna: zmiany w kraju są nie tylko potrzebne, ale wręcz konieczne. Tych zmian nie przeprowadzi jednak Donald Tusk, bo on po prostu nie chce i nie potrafi.