Fundusze unijne
Natrafiłem na strzępy dyskusji na temat funduszów unijnych i przyznam szczerze, że trochę mnie to ubawiło, chociaż sprawa wcale nie jest zabawna.
Ubawił mnie zaś fakt, że oto dorośli i inteligentni ludzie podejmują z dobrą wiarą dyskusję merytoryczna, nie pozbawioną wielu racji, ze sprawą, która jest niczym innym jak tylko sztafażem, za którym ukrywa się prawdziwe oblicze tego przedsięwzięcia, podobnie zresztą jak i cała struktura UE.
Fundusze unijne stanowią część budżetu UE, który według informacji propagandy unijnej wynosi 147,2 mld. euro na rok 2012, formalnie ma to być 1% rocznego PKB całej UE, w praktyce bywa różnie w zależności jak się oblicza ten dochód.
W każdym bądź razie jest to suma raczej niewielka w zestawieniu z potrzebami rozwojowymi UE, a szczególnie nadrabiania zacofania cywilizacyjnego występującego nie tylko w dwunastu nowoprzyjętych krajach. Nie mniej nawet za pomocą tak niewielkiej sumy można rządzić podwładnymi krajami zabiegającymi o łaskawość unijnych decydentów.
Największe działy budżetu UE to:
-„trwały wzrost” 67,5 mld euro
w tym: „spójność” 52,8 „
-„zasoby naturalne” 60,0 „
w tym: rolnictwo 44,0 „
-„obywatelstwo itd.” 2,1 „
-UE jako partner 9,4 „
-administracja 8,3 „
W tej idiotycznej wyliczance zawarte jest z pewnością, poza wielu innymi, jedno zasadnicze kłamstwo; administracja unijna kosztuje o wiele drożej aniżeli wymienione 8,3 mld. euro, koszty biurokracji unijnej rozdęte do niebotycznych rozmiarów tkwią w każdej pozycji i stanowią według najgrubszego szacunku około jednej trzeciej całości budżetu UE.
W tym szaleństwie jest jednak metoda polegająca na budowaniu aparatu własnej biurokracji, który z czasem ma całkowicie wyeliminować administrację państw członkowskich.
Wracając jednak do funduszy, które wzbudzają tak wielkie emocje to zainteresowanych odsyłam do moich publikacji na ten temat, a szczególnie „Unia Europejska – utopia czy perfidia?” z 13 czerwca br.
Zwracałem kilkakrotnie uwagę na szkodliwość tej metody funkcjonowania budżetu i całego aparatu biurokratycznego Unii, ale warto zwrócić uwagę na teleologię takiego postępowania.
Nie jest jego celem realna poprawa sytuacji społeczno gospodarczej UE, a w tym specjalnie wyrównanie poziomów życia w różnych krajach członkowskich, bowiem w relacji do tego, co rzeczywiście jest potrzebne ażeby takie zadanie zrealizować kwoty budżetowe są dalece niewystarczające.
O co zatem chodzi? – stawiając pytanie Becka z maja 1939 roku, najwyraźniej chodzi o coś zupełnie innego, a mianowicie:
-po pierwsze: o stworzenie atmosfery władztwa unijnego i zabiegów o jego łaskawość, a także wywołanie przeświadczenia, że „naczalstwo łutsze znajet”, czyli przeświadczenie o lepszej wiedzy władzy unijnej niż krajowej;
-po drugie: – wdrożenie swoistego drylu i poczucia obowiązku wykonywania każdych chociażby najgłupszych poleceń tej władzy.
W sumie cały budżet i „fundusze” unijne są tylko narzędziem do stopniowego włączania nas w państwo unijne i dlatego świadomość na ten temat jest bardzo istotna dla powszechnego przekonania czym jest całe to kosztowne, celowo skomplikowane i zawikłane przedsięwzięcie.