Jeden z najbardziej znanych producentów filmowych, Louis B. Mayer wygłosił kiedyś takową, zlotą sentencję, która przeszła oczywiście do historii kinematografii. Brzmi ona następująco : W Filmie interesują mnie trzy rzeczy – Pieniądze, Pieniądze i Pieniądze… Ale to było sto lat temu – albo jeszcze dawniej. Przyznajmy sie bez bicia – korzystamy z pirackich kopii. Każdemu z nas zdarzyło się oglądać film, posłuchać muzyki, czasem wgrać program komputerowy zdobyty nie do końca legalnymi środkami. Nikt nie jest święty. Ja też. Piractwo komputerowe i muzyczne zostawmy sobie jednak na kiedy indziej. Dziś – na niecały tydzien przed kolejną 83 już Oscarową Galą zajmijmy sie filmami. Internet pełen jest filmów. Do wyboru do koloru. Filmy angielskojęzyczne, wschodnie, europejskie. Właściwie każdy kraj ma swój […]
Jeden z najbardziej znanych producentów filmowych, Louis B. Mayer wygłosił kiedyś takową, zlotą sentencję, która przeszła oczywiście do historii kinematografii. Brzmi ona następująco : W Filmie interesują mnie trzy rzeczy – Pieniądze, Pieniądze i Pieniądze…
Ale to było sto lat temu – albo jeszcze dawniej.
Przyznajmy sie bez bicia – korzystamy z pirackich kopii. Każdemu z nas zdarzyło się oglądać film, posłuchać muzyki, czasem wgrać program komputerowy zdobyty nie do końca legalnymi środkami. Nikt nie jest święty. Ja też. Piractwo komputerowe i muzyczne zostawmy sobie jednak na kiedy indziej. Dziś – na niecały tydzien przed kolejną 83 już Oscarową Galą zajmijmy sie filmami.
Internet pełen jest filmów. Do wyboru do koloru. Filmy angielskojęzyczne, wschodnie, europejskie. Właściwie każdy kraj ma swój własny niszowy rynek filmowy kompletnie spiracony i na wyciągnięcie ręki. Jeśli jakiś Polak zamierza obejrzeć film dajmy na to z Indonezji (o ile jest tam rynek filmowy, oczywiście) – to prędzej, czy później znajdzie drogę do tego, by takowe dzieło znaleźć. Może go sobie ściagnąć – zobaczyć on-line, skorzystać z torrentów, lub któregoś z wieszaków. Do wyboru do koloru.
Od lat twórcy filmów biją na alarm. Nie piraćcie. Nie ściągajcie bo zabieracie pracę twórcom filmów (czytaj – pozbawiacie nas dutków), psujecie sobie wzrok i słuch (kopie są często kinowe – nieostre, źle skadrowane i głos dudni niczym przejeżdżający przed oknem traktor marki Zetor) i wogóle robicie nieładnie Fe! A wstydźcie się…
No wieć my się wstydzimy – a i tak na potęgę ciągniemy filmy.
Zauważyłem jednak ostatnio pewną prawidłowość. Oglądając taki "spiratowany film". Zwykle taki, który albo jeszcze nie wszedł na nasze – czyli polskie ekrany albo dopiero co się pojawił, coraz cześciej trafiam na ostre jak brzytwa kopie – najczęściej tak zwane ripy z płyt Blue Ray podczas których oglądania co jakiś czas przez ekran przepływa napis – mniej więcej tłumacze: – To jest kopia producencka. Tylko do użytku wewnętrznego. Własność – i tu pada nazwa wytwórni filmowej – i to – bardzo często z tych z najwyższej półki. Nie kopiować!!! Zawsze wzbudza to we mnie uśmieszek politowania. Wytwórnia – z wielkim kapitałem – setkami procedur, milionem strażników, tajemnicą i wogóle, a nie potrafią upilnować jednej kopii filmu, którą ktoś po chamsku skopiował i to w owej wytwórni gdzies między działem finansowym a pomieszczeniem sprzątaczek. Albo jeszcze gorzej – w prywatnej posiadłosci dajmy na to jakiegoś wice prezesa od spraw bardzo ważnych. Ot zostawił płytkę w odtwarzaczu – jakaś pomoc domowa czy jej syn zauważył i wrzucił na kompa – spiratował i puścił w sieć i po ptokach.
To jest karygodne że krzyczy się na ludzi ściągających film – ba! łapie sie i osadza w więzieniu – jeśli nie potrafi się upilnować własnych pracowników, którzy pierwsi ten film do sieci wrzucili albo dokonali pierwszej nielegalnej kopii!!!
Louis B. Mayer się w grobie przewraca.
Albo inaczej. Dlaczego największy wysyp nowych filmów w sieci ma miejsce w okolicach dnia kolejnej Oscarowej Galii? Dlaczego właśnie wtedy, niespodziewanie pojawiają się śliczne kopie nominowanych do Oscara filmów? To proste. Wytwórnie filmowe, chcąc dotrzeć do jak największej liczby Członków Akademii Filmowej, nawet do tych, którzy nie mogą oglądać nominowanych filmów na specjalnych pokazach organizowanych w LA i okolicach – wysyłają płyty DVD lub Blue Ray do domu, by owe osoby mogły obejrzeć takowy film. Zazwyczaj na kopiach takich filmów – jeśli producent chce aby dany Akademik zwrócił uwage na jakieś istotne szczegóły – przełomowe zdjęcia, interesujący montaż czy choćby po prostu interesującą scenę umieszcza na płycie w owym miejscu mniej więcej taki napis "For Your Consideration". Kojarzy się wam to z czymś? Ile filmów mieliście okazję zobaczyć z wlaśnie z takim napisem?
Niestety Członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej piracą na potęgę i to głównie ich kopie ogląda potem cały świat!!!
Jak bonie dydy – obejrzałem całą dziesiątkę nominowanych filmów (pomijając to, że można je wszystkie wyłapać bez trudu w sieci i to w doskonałych kopiach) – Trzy z nich miały komunikat o kopii producenckiej a dwa kolejne z wyciekły od Akademików.
Pięć na dziesiątkę nominowanych!!! Reszta zaś znalazła się już w dobrych kopiach pewnie dlatego, że premiera filmu w USA była ponad pół roku temu. Zanim trafiła ona na nasz polski rynek, zdążyła ona mieć już premierę DVD i trafić do VOD na tamtym rynku, skąd trafiła do nas.
Biedny ten przemysł filmowy. Oj biedny. Pieniążków zarabiać nie chce – ale wszystkimi siłami walczy z piractwem – nie widząc, że byc może problem tkwi bardzo blisko. Może na biurku kolegi siedzącego w sąsiednim pokoju.
Egoistycznie napiszę. Drodzy dystrybutorzy, Producenci i Autorzy – walczcie, walczcie z Piratami do ostatniej kropli krwi!!! Póki walka trwa – będzie co oglądać. Za darmo i bez trudu.
A Luis B. Mayer? – A niech go robale zjedzą…
W odróznieniu od wielu piszacych tutaj w dziale Kultura o Polityce zamiast o Kulturze - ja postaram sie pisac TYLKO o Niej