Doprawdy trudno jest znaleźć kogoś, kto w ciągu jednego życia przeżyłby więcej upadków i wzlotów, zaznał bogactwa i nędzy, miałby więcej przygód (nie tylko miłosnych) i bardziej zaistniał w świadomości zachodniego człowieka…
Nawiązując do rozmów z prof. Wojnowiczem, prowadzonych przez Łażącego Łazarza i Pawła Pietkuna, a właściwie bardziej do dyskusji o tym, kim jest, i kim stać się może filozof – wszystkim pod rozwagę.
Choć był znany, jako uwodziciel, tak naprawdę był masonem i przyjacielem Stanisława Augusta Poniatowskiego oraz wielkim i nieszczęśliwym wizjonerem.
Choć pamiętamy go dzisiaj wyłącznie jako niezrównanego uwodziciela (a w swoim 73 letnim życiu był jedynie z 122 kobietami), Cassanova przewidział wynalezienie odwiertów podziemnych, gazów bojowych a nawet… samochodu – w swoich wizjach był o niebo skuteczniejszy, niż Julisz Verne. Był również doktorem nauk, skrzypkiem, sekretarzem kardynała w Stolicy Apostolskiej i niedoszłym mnichem. A przede wszystkim jednym z nielicznych, nawróconych na chrześcijaństwo masonem!
Dzisiaj psychologowie kliniczni nie mają wątpliwości – poza tym, że Giacomo był na swój sposób geniuszem, był również… seksoholikiem. I to takim, któremu było raczej obojętne, czy miłosną przygodę przeżywa z arystokratką, czy uczniem seminarium duchownego.
Prawdopodobnie to właśnie pierwsze uniesienia miłosne w wieku 16 lat, uniesienia w ramionach kolegów z seminarium duchownego w Padwie, zdecydowało o jego dalszym życiu. Wyrzucony z seminarium wyjechał do Kalabrii, a stamtąd do Rzymu. Po niespełna roku Cassanova pojechał do Hiszpanii, gdzie – już jako doktor nauk – zarabiał na życie… graniem na skrzypcach w lokalnym teatrze. Był również chorążym w weneckiej armii, dzięki czemu zwiedził Korfu i Konstantynopol i prowadził hulaszcze życie ucząc się trudnej sztuki oczarowywania kobiet. W końcu został wolnomularzem, co otworzyło mu drzwi domów większości arystokratycznych rodzin ówczesnej Europy. Znajomość wielu języków i wielu celebrytów doprowadziła go w końcu do więzienia – pod zarzutem szpiegostwa zamknięto go w Pałacu Dożów, jednym z najcięższych więzień świata. W niewielkiej celi przez ponad rok przygotowywał się do ucieczki spisując swoje pamiętniki… paznokciem zapuszczonym wyłącznie do czyszczenia ucha i sokiem z morwy. A kiedy był przygotowany do ucieczki przeniesiono go do wygodniejszej celi – trudno o większego pecha. Mimo to szybko zasłynął w Europie brawurową ucieczką przez ołowiany dach Pałacu Dożów. Z opinią awanturnika pod swój dach przyjmowały go niemal wszystkie kobiety w Europie. Nic dziwnego, że potrzebował tylko kilku miesięcy na odbudowanie swojej pozycji i majątku, który zresztą szybko stracił flirtując z 20 pracownicami założonej przez siebie fabryki.
Kolejne lata Cassanovy to okresy zamknięcia w europejskich więzieniach, z których wychodził za poręczeniem swoich kochanek. Kolejne przygody i kolejne odwiedzane stolice nie dodawały mu sławy. Cassanova wszędzie, gdzie przybywał musiał zaczynać od nowa – budując drukarnię, pisząc książkę, czy zatrudniając się jako pracownik administracji. Mieszkając przez jakiś czas w Polsce zauważył, że „w ogóle kobiety są brzydkie w tych okolicach; piękności są tam cudami, a ładne – rzadkimi wyjątkami”. Król Staś dość szybko wypowiedział przyjaźń awanturnikowi – a to z powodu pojedynku (o włoską aktorkę) między Cassanovą a hrabią Branickim, którego ciężko postrzelił w brzuch.
Koniec życia Cassanowa spędził na podróżowaniu po krajach, z których go wyrzucano – głównie za łamanie prawa, niewyjaśnione romanse, hazard i długi z dawnych lat. Przez kilka lat był współpracownikiem tajnej weneckiej policji, ale również Wenecjanie skazali go na banicję.
Umarł niedługo później, jako bibliotekarz jednej z niemieckich rodzin. Pisząc ciepłe listy do przyjaciół – masonów, m.in. Mozarta, pomógł tworzyć postać legendarnego Don Juana. Tuż przed śmiercią nawrócił się na katolicyzm, zaś według świadków na łożu śmierci miał powiedzieć „żyłem jako filozof, a umieram jako chrześcijanin”.
Dzisiaj jednak nie ma wątpliwości – Giacomo Cassanova był jednym z najbardziej światłych umysłów swojej epoki.
Dbam o to, zeby nie powtórzyl sie 1307 rok. Procesy winny byc sprawiedliwe. Albo glosne. A umowa spoleczna obowiazywac wszystkich