Fałszywe kartki na mięso – dlaczego musiałem odejść z MKK „wola”?
19/07/2012
1166 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
Międzyzakładowy Komitet Koordynacyjny „Wola” działał w Warszawie w latach 1982 do 1989. MKK „Wola” zajmował się drukowaniem, kolportażem prasy podziemnej
Dlaczego musiałem odejść z MKK „wola”?
Autor Andrzej Adamiak
Międzyzakładowy Komitet Koordynacyjny „Wola” działał w Warszawie w latach 1982 do 1989. MKK „Wola” zajmował się drukowaniem, kolportażem prasy podziemnej, wydawaniem materiałów okolicznościowych oraz organizował różne formy protestu. Zorganizował na terenie Warszawy i okolic siatkę kolportażu i drukarnie: powielaczową, offsetową i sitodrukową. Drukowano w nich prasę podziemną: tygodnik „Wola”, „Tygodnik Mazowsze” oraz inne wydawnictwa prasowe zlecone przez MKK. Do roku 1989 MKK skupiało ok. 100 zakładów pracy z terenu Warszawy i okolic.
Moja współpraca z MKK rozpoczęła się od momentu, kiedy Teresa żona Bohdana Głuszkowskiego, z którą pracowałem w hucie „Warszawa” poinformowała mnie, że przyjdzie do mnie jej mąż Bohdan zwany „chochelką” i Alfred Rosłoń zwany „Tadek”. Jesienią 1982 roku stanęli u drzwi mojego mieszkania na warszawskich Bielanach obaj panowie i tak rozpoczęła się moja przygoda z podziemną Solidarnością. Od jesieni 1982 w moim mieszkaniu drukowano gazetę dla Miejskiego Przedsiębiorstwa Taksówkowego z Warszawy „Głos Wolnego Taksówkarza”. Gazetę tę drukowaliśmy i redagowaliśmy do ostatniego jej numeru. Na początku wiosny 1983 roku Alfred Rosłoń zaproponował, żebym drukował w swoim mieszkaniu na powielaczu „Tygodnik Mazowsze”, ponieważ tygodnik „Wola” był drukowany na offsecie w drukarni „Konfederacji Polski Niepodległej”. Pod koniec 1983 roku wpadliśmy z Alfredem na pomysł, żeby w MKK powstała drukarnia sitodrukowa. Drukarnia ta zajęłaby się produkcją wydawnictw okolicznościowych, czyli produkcją znaczków, kalendarzy, ulotek itp.
Znalazłem osobę, a była nią Maria Kołnierzak z warszawskich Bielan, która wyraziła zgodę na zainstalowanie u niej sitodruku. Otrzymałem sito i wtedy okazało się, że osoba ta wycofała się z obietnicy i pozostawiła nas na „lodzie”. Osoba ta po 1989 roku zafałszowała swój życiorys o działalności podziemnej w MKK. To, co ja robiłem, wpisała do swojego dorobku, ale udało mi się wyczyścić jej życiorys i usunąć nienależne jej zasługi dla podziemnej Solidarności.
Po rozmowie z Alfredem Rosłoniem, ustaliliśmy, że drukarnia sitodrukowa będzie u mnie w mieszkaniu. Miałem już powielacz i sito nie zaszkodzi – w razie wpadki, najwyżej może trochę większy wyrok. Od wiosny 1985 roku zacząłem jeździć do drukowania „Tygodnika Mazowsze” i „Wola” na offsecie pod Warszawę.
Proszę wierzyć, miałem, co robić, bo oprócz drukowania na powielaczu a później offsecie od początku do końca przygotowywałem cykl produkcyjny sitodruku a następnie razem z Alfredem drukowaliśmy na sicie. Jeździłem do drukarni offsetowej i tam drukowałem z Andrzejem Kamaciem tygodnik „Wola” „Tygodnik Mazowsze” i inne. Drukując zauważyłem, że mamy dużo odpadków przy drukowaniu, czyli nie wszystek papier nadawał się do maszyny. Papier, jaki otrzymywaliśmy nie zawsze nadawał się do offsetu z powodu inaczej ułożonych włókien – były poziome zamiast pionowe.
Postanowiłem, że zabiorę z drukarni wydrukowane gazety, odbiorę także nieprzydatny tam papier a który przyda się do drukowania na sicie. Szkoda, żeby zbierany przez ludzi papier nieprzydatny do offsetu był beztrosko wyrzucany. Kilkanaście ryz papieru po 500 sztuk arkuszy A4 w ryzie przywiozłem do mojego mieszkania w celu zużycia DO drukowania na sicie.
Podczas porządkowania tego papieru, odkryłem, że w przywiezionych ryzach znajdują się tzw. Aple służące do produkcji 2 kilogramowych kartek na mięso. Apla mówiąc kolokwialnie to tło pod nadrukowany na nią końcowy wydruk – w tym przypadku, to były faliste kreski. Standardowe kartki na mięso były o różnych nominałach i posiadały serię i numer kolejny. Kartki o nominale 2 kilogramy nie posiadały tych cech i były dodatkiem do właściwych kartek na mięso. Kartka na mięso (dwa kilogramy) była podzielona na dwie równe części po jednym kilogramie każda. Na kartce formatu A4 można było umieścić kilkadziesiąt dwukilogramowych kartek na mięso.
W podziemnych strukturach powszechnie było wiadomo, że podziemne drukarnie podrabiały kartki na paliwo. W stanie wojennym benzyna była reglamentowana i żeby sprostać kolportażowi wydawnictw podziemnych trzeba było „organizować” dodatkowe paliwo. Czyli w tym przypadku korzystać z podrabianych kartek na paliwo. Kupione na „lewo” paliwo zaspokajało potrzeby podziemnego transportu. Ale podrabianie kartek na mięso? Dla kogo to była produkcja? Kto to kontrolował i kto czerpał z tego korzyści i jakie? Po, co komu tyle kartek na mięso a jak je sprzedawał to, co się działo z pieniędzmi ze sprzedaży tych dwu kilogramowych kartek? Mogłem stawiać jeszcze wiele pytań retorycznych, ale uznałem, że właściwymi osobami do udzielenia odpowiedzi na moje pytania będą: szefowa MKK „Celina”, czyli Ewa Choromańska i redaktor naczelny MKK „Wola” „Tomasz Litwin”, czyli Michał Boni.
Myślę, że pośrednio zachęciłem Andrzeja Kamacia do tej produkcji, bo kiedyś wpadłem na pomysł, żeby wydania świąteczne gazet drukować w kolorach. Jacek Baran, który pracował w Domu Słowa Polskiego w Warszawie zaopatrywał nas w farby offsetowe. Dostaliśmy kolory podstawowe farb, czyli niebieski, czerwony i żółty, ale Andrzej dopominał się jeszcze o biały. Po znalezieniu apli domyśliłem się, do czego potrzebował białego koloru – do dorabiania odcieni koloru na kartkach obowiązujących w danym miesiącu.
Po rozmowie z Fredkiem, który chodził na cotygodniowe spotkania Prezydium MKK „Wola” poprosiłem, żeby przy następnym poniedziałkowym spotkaniu zabrał mnie. Spotkanie odbywało się w mieszkaniu „Celiny” i kiedy przyjechaliśmy tam wcześniej, był już także Michał Boni. Pokazałem im kilkadziesiąt kartek z aplami do kartek na mięso i zażądałem wyjaśnień. Zażądałem też zmiany drukarza i miejsca ulokowania drukarni. Powiedziałem im, że ja mogę pójść siedzieć za pracę podziemną, ale nie za przestępstwa kryminalne. Nie chcę być pokazywany w telewizji reżimowej jak przestępca pospolity, który z chęci zysku podrabia kartki na mięso. TV reżimowa lubiła pokazywać drukarzy podziemnych, których zatrzymała Służba Bezpieczeństwa, jako pijaków a w tle stały puste butelki po wódce. Stanowczo zażądałem zmiany dotychczasowej siedziby drukarni, grożąc, że jeżeli się nic nie zmieni to ja już nie będę drukował dla MKK „Wola” w miejscu i z człowiekiem zajmującym się fałszerstwem na szeroką skalę. Rozstaliśmy się, ponieważ „Celina” i Boni stwierdzili, że nie mają gdzie przewieść offsetu. Dziś wiem, że niektóre drukarnie podziemne drukowały kartki na mięso a odbiorcą byli też funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa.
Po rozmowie z „górą” MKK rozmawiałem z Fredkiem i ustaliliśmy, że sitodruk będzie pracował dla MKK i my będziemy drukowali, bo i tak drukowaliśmy na sicie dla wydawnictwa książkowego „KRĄG”. Tak pozostało, Rosłoń chodził na poniedziałkowe spotkania i jak było jakieś zlecenie dla pracowni sitodruku, to zabierał pomysł a ja przygotowywałem do druku.
Po odejściu od MKK drukowałem na offsecie dla wydawnictwa „KRĄG”. Moja praca na rzecz wydawnictwa „KRĄG” trwała do wiosny 1990 roku. Proszę zwrócić uwagę na pewien fakt, że po 1989 roku, czyli po okrągłym stole działalność podziemna Solidarności przestała być przestępstwem i Solidarność mogła działać legalnie. Uczestnicy okrągłego stołu byli egoistyczni i chyba myśleli o sobie, czyli dopadnięciu koryta. Po okrągłym stole woziłem z drukarni zrobione przez „KRĄG” książki, to w przypadku zatrzymania przez Milicję byłem przestępcą, bo nadal drukarze pracujący dla wydawnictw książkowych robili to nielegalnie. Taki paradoks, ja mogłem iść do więzienia za działalność na rzecz wolności słowa a Jacek Kuroń został ważną personą.
Reasumując tę sytuację z podrabianiem kartek, to do dziś nie wiem ile wyprodukowano w MKK „Wola” fałszywych kartek na mięso, kto je rozpowszechniał i za jaką cenę a także, kto osiągał największe zyski z tego procederu??? Odpowiedź zna drukujący podrobione kartki na mięso Andrzej Kamać oraz szefowa MKK Ewa Choromańska i Michał Boni tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa PS „Znak”.
Od początku mojej działalności w podziemiu walczyłem o wolność słowa, uczciwość i rzetelność. Teraz wiem, że to walka z wiatrakami tak jak kiedyś tak i dziś, ale będę nadal walczył w imię prawdy.
W ostatnim wydaniu tygodnika „Wola” został podany skład prezydium MKK i uczestników tej struktury. W informacji tej zabrakło Alfreda Rosłonia i Andrzeja Adamiaka a na moje pytanie dlaczego nie zostaliśmy umieszczeni otrzymałem odpowiedź, że nie mogli się z nami skontaktować i bez naszej zgody nie mogli umieścić tej informacji. Ja zaś myślę, że nie zostaliśmy umieszczeni, bo byliśmy niepokorni.