„Nikt nie popsuje nam tej imprezy” – pisze na portalu „Rzeczpospolitej” pan Darek Rosiak, któremu stale coś w tej zabawie przeszkadza.
A to ci, którzy zostali oszukani przy budowie autostrad, a to ci, którzy domagają się międzynarodowego śledztwa w sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej. A przecież mamy Euro 2012.
Przytrzaśnięta do muru lawiną oskarżeń w mediach, że usiłuję komuś zepsuć zabawę, zaczęłam się zastanawiać nad sobą. Może naprawdę nie umiem się bawić i zazdroszczę tym, którzy potrafią? Tylko że ja lubię się bawić. To o co chodzi? Dlaczego trudno mi się włączyć w ten nurt powszechnej radości? Przytaczając przejaskrawione porównanie, powiem tak: pewnie z tych samych powodów, dla których trudno byłoby mi się bawić na karuzeli przy getcie w Warszawie w czasie wojny (jeśli ta karuzela w ogóle istniała). Pewnie dlatego, że nie bawiłabym się dobrze na juwenaliach tuż po śmierci Pyjasa. Przez to porównanie chcę powiedzieć, że w pewnych warunkach zabawa jest czymś nieludzkim. I ta intuicja jest bardzo związana z poczuciem wspólnoty i zwykłymi ludzkimi odruchami.
Rozbijanie wspólnoty
Już widzę te pobłażliwe uśmiechy – przecież nie ma wojny ani komuny, jesteśmy dwa lata po katastrofie, przeżyliśmy żałobę każdy na swój sposób, teraz mamy mistrzostwa w piłce nożnej. A współcześnie na świecie nie brak bólu i cierpienia na co dzień: ludzie umierają z głodu w Afryce, giną w lokalnych wojnach. Czy to jest powód, żeby się nie śmiać i nie bawić na całego? Przecież wszyscy to robią mimo codziennych prasowych doniesień o cierpieniach innych ludzi. Ja też. Co zatem w tej konkretnej sytuacji jest odmiennego, co nie pozwala w spokoju uczestniczyć w zabawie, w Euro 2012, tym świeckim święcie?
Otóż trudno się bawić, jeśli w naszym najbliższym otoczeniu lub z naszymi bliskimi dzieje się coś złego. Podobnie ma się sprawa z narodem, którego członkami się czujemy. Poczucie wspólnoty i odpowiedzialności za tę wspólnotę ma tutaj kolosalne znaczenie. I to nie tylko tę najbliższą, czyli rodzinę, ale także tę dalszą – naród. To nie jest żadna abstrakcja. To poczucie wyśmiewane i rozwalane od lat przez media i pseudoautorytety. I póki tego nie zrozumiemy, będziemy klepali biedę na tle innych krajów w Europie. Bez poczucia odpowiedzialności rozpada się wspólnota. Skutki jej braku obserwujemy ciągle wokół siebie. Dzisiaj przeciętny Polak popuka się w głowę, jeśli ktoś będzie oczekiwał od niego poczucia odpowiedzialności za państwo. Media ubijają pianę w głowach ludzi i zawsze coś tam ubiją, nawet jeśliby to była największa bzdura, o czym świadczy istnienie w XXI w. w Polsce niemałej sekty wierzących w pancerną brzozę, wbrew wszelkim prawidłom fizyki i matematyki, wbrew ekspertom NASA i polskim naukowcom. Także udało się wmówić ludziom, że śmierć Lecha Kaczyńskiego to nic takiego, może nawet dobrze, bo to fatalny przywódca był.
Młody człowieku…
I już nikt nie będzie zagłębiał się w szczegóły, co Lech Kaczyński takiego zrobił dla wspólnoty, dla ciebie, młody człowieku, żebyś np. płacił taniej za gaz. Ale ważniejsze, że naszczuty na Kaczyńskiego nie zauważysz, że zginął nie tylko człowiek, ale także głowa twojego państwa. I stosunek do wyjaśnienia śmierci tej głowy oraz niemal wszystkich dowódców polskiej armii, szefa banku polskiego, prezydenta na uchodźstwie pokazuje twój stosunek do państwa. I nie mówię tutaj o tym, czy był zamach, czy go nie było. Mówię o tym, czy dla ciebie ważne jest, żeby naprawdę się dowiedzieć, co się stało. Czy jesteś świadomy, że ma to wpływ na twoje osobiste bezpieczeństwo, czy dla ciebie to jest abstrakcja, niepotrzebny balast. Czy wmówili ci, że patriotyzm jest śmieszny, nieważny i przestarzały, czy zdajesz sobie sprawę, że patriotyzm to niższa cena gazu czy bezpieczeństwo w pociągach. To świadomość swoich korzeni i poczucia własnej wartości. To walka o własne interesy na arenie międzynarodowej.
Medialna tresura zakompleksionych przynosi efekty. Za głos oddany na partię otrzymasz status wykształconego z wielkiego miasta. Media – pozornie pluralistyczne – interesująco zgodnym głosem wyszydzą tych, którzy głosują inaczej. Nie jest obciachem, że nie ma autostrad ani że rząd wykiwał ludzi budujących Stadion Narodowy, doprowadzając ich firmy do upadku. Nie jest obciachem, że dysponentem śledztwa w sprawie śmierci polskiego prezydenta jest Rosja. Obciachem jest, że o tym się mówi. Na głos. I zakłóca zabawę. Otóż na całym cywilizowanym świecie byłoby odwrotnie. Obciachem byłoby, że rząd wykiwał przedsiębiorców – ludzie w poczuciu wspólnoty i dobrze pojętego własnego interesu odsunęliby natychmiast oszustów od władzy.
Pomyślmy o innych
Dotychczas moim najtrudniejszym przeżyciem podczas Euro 2012 był moment, kiedy w gronie Solidarnych staliśmy z transparentami przed wyjazdem dla VIP-ów podczas meczu otwarcia. Transparenty miały zasygnalizować, że opinia międzynarodowa została wprowadzona w błąd co do przyczyn katastrofy. Do naszej niewielkiej grupki dołączyła pani Ewa Kochanowska, żona śp. Rzecznika Praw Obywatelskich, który zginął w katastrofie. Z tyłu za nami padły jakieś wyzwiska. Pani Ewa się obejrzała. Było coś w tym geście rozdzierającego: ból?, lęk?, zdziwienie? Szukanie wspólnoty, której nie ma? Jest bardzo prawdopodobne, że jej mąż walczył o prawa, które mogły mieć bezpośrednie znaczenie dla życia tego mężczyzny obrzucającego nas obelgami. Np. zainicjował projekt walki z biedą. Tymczasem w głowie tego, który obrzucał nas wyzwiskami, nie było związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy śmiercią Janusza Kochanowskiego a jego własnym losem. A jeśli był, to najbogatsze media postarały się, żeby po tej śmierci ów przechodzień raczej odczuł ulgę, którą można kulturalnie przemilczeć albo po chamsku wyrazić. Konsekwentna skuteczna praca na rzecz rozpadu wspólnoty.
„Każdy chce ugrać jakiś interes na Euro" – pisze pan Darek Rosiak, mając w podtekście bankrutujące firmy budowlane czy Solidarnych 2010. Nie wiem, o jakim interesie myślał pan Rosiak. Ja nie należę do żadnej partii, nie staram się o władzę, nikt mi nie płaci za stanie w piątkowe popołudnie na ulicy i narażanie się na żulerskie odzywki. Jeszcze do tego ponoszę koszty ostracyzmu w życiu zawodowym. Jako Solidarni chcemy ugrać jedynie to, żeby Pan, Pana rodzina, koledzy, znajomi, rodacy (proszę się nie uśmiechać na to słowo) byli w Polsce szanowani, nie byli kiwani i okradani, a przede wszystkim, żeby byli bezpieczni. Co chcą ugrać bankrutujący przedsiębiorcy? Przypuszczam, że życie chcą ugrać. Np. w skrajnym przypadku, w momencie kiedy wszystko stracą, a mają na utrzymaniu rodziny, nie chcą popełnić samobójstwa.
Żeby było jasne – nie odmawiam nikomu prawa do zabawy. Myślę że Euro jest okazją, na którą wielu czekało i teraz się cieszy. Lubię, jak inni się cieszą. Panu Rosiakowi też życzę udanej zabawy. I życzę, żeby ani on, ani jego żona, ani dzieci nie wsiedli do pociągu źle zarządzanego transportu kolejowego, który zderzy się czołowo z drugim nadjeżdżającym pociągiem. A kiedy – nie daj Boże – to się stanie – być może na łamach portalu o nazwie nomen omen Rzeczpospolita.pl będę życzyła udanej zabawy tym, którym się udało, którzy przeżyli. Mam nadzieję, że wtedy swoją kwaśną miną nie będzie Pan psuł nam zabawy.
za:
http://niezalezna.pl/29767-czasem-ciezko-jest-dobrze-sie-bawic%E2%80%A6
Zagladam tu i ówdzie. Czesciej oczywiscie ówdzie. Czasem cos dostane, ciekawsze rzeczy tu dam. ''Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart'' Na zdjeciu jest Janek, z którym 15 sierpnia bylismy pod Krzyzem.