Eksplozja kosztów leczenia efektem lobbingu i starzenia się społeczeństw
12/06/2011
470 Wyświetlenia
0 Komentarze
16 minut czytania
Z programu „Rodzina na swoim” pozostała tylko nazwa, z planu „Rozwój przez zatrudnienie” nic, a z polityki prorodzinnej debata o eutanazji.
Czy połączenie populizmu wyborczego z wpływami grup interesów powoduje że z Fukuyamy „Last Man”a wyłania się wyalienowane społeczeństwo?
Podczas ubiegłorocznej debaty dotyczącej kosztów starzenia się społeczeństwa amerykańskiego argumentowano, że właśnie z tego powodu reforma służby zdrowia nie zmniejszy generowanych deficytów. Zwiększenie zakresu ubezpieczeń zgodnie z wypowiedzią szefa Republikanów w Senacie Mitch’a McConnell’a w większości („prawie pół biliona”) powinny być finansowane poprzez zmniejszenie kosztów programów dla osób w podeszłym wieku z Medicare. Zgodnie z planem Max’a Bacus’a rozwiązaniem pozyskającym $215 mld może być nałożenia 35%-owego podatku na ubezpieczenia zdrowotne kosztujące rocznie powyżej $8 tyś. na ubezpieczonego i $21 tyś. na rodzinę rocznie. Specjalna wkładka „Financial Times” ukazała, że Amerykanie jedynie na leki wydawali w 2008 r. $1.018,2 o 16,8% więcej niż w 2004 r., a zawarte w niej analizy uznawały poza obiektywnym czynnikiem występuje zawyżenie kosztów medycznych z powodu nieefektywności systemu. Między innymi Journal American Medical Association zauważa, że szokująco bo zaledwie tylko 11 proc. z 2700 zatwierdzonych rekomendacji leczących chorobę wieńcową ma naukowe udokumentowanie. Podczas gdy pozostałe są oparte na opiniach eksperckich. Podobnie inne opracowanie zawarte w British Medical Journal stwierdza, że tylko 13 proc. zabiegów medycznych daje pozytywny wynik, podczas gdy aż w 48%-tach efektywność ich jest nieznana. Ponadto grupy wpływów których paraliżujący wpływ odczuwamy nie tylko dewastują naszą gospodarkę i nasze rodziny. Jak 27 maja w Financial Times’ie zauważa autor ‘The End of History and the Last Man’ Francis Fukuyama ulega im nagminnie nawet amerykański system polityczny: „Spójrz tylko na sposób w jaki grupy interesu mają prawo weta w Stanach Zjednoczonych w realizacji najprostszych reform.” „Umożliwiliśmy odpis podatkowy odsetek hipotecznych niezależnie od tego jak kosztowny jest dom. Dlaczego tak jest? Ponieważ mamy przemysł hipoteczny który mówi: ‘Nawet nie myśl o zmianie tego.’” W tym momencie od razu przychodzi mnie na myśl program „Rodzina na swoim” którego byłem współautorem i hasło wymyśliłem, a z którego pozostała jedynie nazwa dla projektu wspierającego bankowe produkty hipotecznych.
W efekcie to z czym zderzają się dążący do oszczędności systemowych amerykańscy regulatorzy to m. innymi fakt, że w sytuacji kryzysowej ubezpieczyciele na życie posiadają rekordowe dochody w USA. Wygospodarowali oni nawet w kryzysowym 2008 r. $11 mld dochodów netto. Podczas gdy prezydent Obama cały czas porusza bardzo istotnie aspekty związane z kosztami systemowymi służby zdrowia, przedstawiciele wpływowej American Medical Associationprzestawili informacje, z których wynika, że lekarze zabezpieczający się przed roszczeniami prawnymi, zawyżają koszty medyczne aż o 20 proc. Jednocześnie zastanawiać musi fakt, że w ramach gospodarki rynkowej następują porozumienia, typowe dla systemów oligolipolistycznych, między państwem a producentami leków, w wyniku których okazuje się, że to nie wolny rynek tylko regulacje i porozumienia mogą znacząco zredukować wydatki jak i ceny produktów. W efekcie porozumienie między przemysłem farmaceutycznym, a Białym Domem i senacką komisją finansów zadecydowało o obniżce kosztów leków o $80 mld w ciągu najbliższej dekady, w części skierowanych w kierunku obniżenia kosztów dla najstarszych Amerykanów. Inne porozumienie, między szpitalami zakłada obniżkę kosztów o 155 mld USD w ciągu najbliższych 10 lat.
W USA mimo oszczędnościowych działań już obecnie ubezpieczyciele znacząco podwyższają składki, przygotowując się do nowych regulacji które od 2014 r. spowodują, że zostaną zobowiązani do zaproponowania ubezpieczenia każdemu niezależnie od jego stanu zdrowia. W efekcie jak donosił 14 maja New York Times w artykule „Health Insurers Making Record Profits as Many Postpone Care” Reed Abelson, najwięksi ubezpieczyciele notują trzeci rok z rzędu rekordowe zyski, w pierwszym kwartale przekraczając o 30% oczekiwania analityków. I nawet ubezpieczyciele nie nastawieni na zysk, jak największy w Oregonie Regence BlueCross BlueShield proponowali wzrosty cen na poziomie 22%. I jedynie interwencja nadzorców federalny i stanowych chroniła przed skokami cen polis. W artykule jako przykład podaje się Kalifornię w której wszystkie propozycje dwucyfrowe były odrzucane. Niemniej jak podsumował analizę Robert Laszewski konsultant z Alexandria, Va, koszty “nawet jeśli rosną o 6% albo 7% rocznie, rosną znacznie szybciej niż inflacja. „Nie rozwiązaliśmy tego problemu””. Tym bardziej, że nierozwiązanym problemem jest starzenie się społeczeństwa i związany z tym wzrost zapotrzebowania na usługi medyczne, które przez to muszą coraz więcej kosztować. W sytuacji kiedy ilość starszych ludzi wzrasta coraz trudniej jest młodszych obciążyć wzrastającymi kosztami, a państwo chcąc zabezpieczyć poziom życia starszych ludzi coraz dotkliwiej opodatkowuje dzieci naszych sąsiadów.
W Hiszpanii trwa odliczanie czasu do wyborów parlamentarnych które odsuną socjalistyczną utopię od władzy. Sytuacja finansów publicznych tego kraju nie wygląda ciekawie, a ostatnie straty na eksporcie warzyw spowodowane, jak to Hiszpanie określają niemiecką „latynofobią”, rozpaliły emocje do białości. Wcześniejszy wyjazdy premiera po prośbie do Chin wyglądały wyjątkowo żałośnie w świetle ogłoszeń o pozyskaniu wsparcia i sprostowaniach chińskich mówiących o wystąpieniu błędów w tłumaczeniu. Zadłużenie finansów publicznych tego peryferyjnego kraju strefy euro wygląda rzeczywiście przedzawałowo. Jak wylicza Financial Times obok zadłużenia bankrutujących kas oszczędnościowych liczonego w setkach mld euro i budżetu centralnego na kwotę 488 mld euro występuje jakże podobna do Polski kreatywna księgowość. Kumuluje się zadłużenie 17 regionów autonomicznych na dodatkową kwotę 115 mld euro, a lokalnej administracji dodatkowo na 35 mld euro. Dodatkowo 5200 regionalnych i lokalnych przedsiębiorstw publicznych przejęło zadłużenie na sumę 26,4 mld euro, a niespłacone zadłużenie szpitali za które regiony odpowiadają względem dostawców doszło do poziomu 4,2 mld euro i o tyle na papierze obniżają dług lokalny. Trudna sytuacja się pogłębia i to mimo jak to 7 czerwca opisał Bloomberg doszło do masowego wystraszenia turystów którzy zwykle odpoczywali w krajach arabskich, którego beneficjentami są kurorty północnych wybrzeży Morza Śródziemnego, połączone z 20%-ową obniżką cen hotelowych w Hiszpanii. Mimo podobieństw w rozwoju kreatywnej księgowości w Hiszpanii elity polityczne są lepiej przygotowane do sprostowania wyzwaniom kryzysowym. Rozmawiając na ten temat z byłym Deanem IESE prof. Carlosem Cavalle odniosłem wrażenie, że prawica w Hiszpanii w przeciwieństwie do Polski jest programowo przygotowana do przejęcia władzy. A prof. Cavalle jest jak zwykle dobrze zorientowany, tak samo jak w 2005 r. kiedy to nam doradzał aby w programie gospodarczym postawić na wzrost zatrudnienia, gdyż Aznarowi takie ukierunkowanie się nadzwyczaj udało.
O ile w Hiszpanii kumulują się protesty młodzieży nie godzącej się na bycie generacją z perspektywami 1 tyś. euro, o tyle w Polsce mimo znacznie gorszych płac, w gazetach trwa festiwal reklam wyjazdów zagranicznych. W przeciwieństwie do miasteczka namiotowego w Madrycie na placu
Puerta del Sol, na którym jak pokazuje kamera trwają ciągłe wystąpienia
http://www.ustream.tv/channel/enlace33 w Polsce znany jest tylko jeden namiot i protest nie obejmuje spraw gospodarczy. W tragicznej sytuacji kiedy jesteśmy świadkami silnego załamania demograficznego wymuszającego zwiększone oszczędności po stronie starzejącego się społeczeństwa nie są proponowane żadne działania zwiększające efektywność gospodarki jak i rynku kapitałowego w Polsce. Wprost przeciwnie pozbywamy się resztek własności jaka znajduje się wprawdzie pośrednio, ale w rękach publicznych i kontynuujemy antyrozwojową politykę pieniężną. Wprawdzie aktualne zapowiedzi sprzedaży znaczących rezerw walutowych przez ministra finansów mogą być wprawdzie jedynie próbą psychologicznego oddziaływania na rynki, aby nie podejmowały gry na osłabienie złotego, ale może też zapowiadać realne bardzo szkodliwe działania na rzecz przewartościowania złotego. Jeśli pójdą za tym rzeczywiste kroki tj. na cykliczna wymiana na rynku euro na złote, będziemy mogli mieć do czynienia z tzw. sztucznym napompowaniem kursu. To zaproszenie dla funduszy spekulacyjnych do zarabiania kosztem rezerwy rewaluacyjnej Narodowego Banku Polskiego, która ulega skurczeniu, a w razie kontynuacji tej polityki – pojawia się strata w bilansie banku centralnego. Realne zyski NBP z lokowania za granicą środków rezerwowych są obecnie niskie z powodu niskich stóp procentowych na świecie. Zyski księgowe zaś, powstałe z przeliczenia rezerw walutowych na złote – zależą od zmienności kursów walutowych: jeśli złoty traci na wartości – rosną, jeśli się umacnia – maleją. To tzw. rezerwa rewaluacyjna, która jak poduszka amortyzuje zmienności kursów. Jeśli ją oddamy funduszom spekulacyjnym – amortyzatora nie będzie. To nie jest tak, że jedynie spekulanci finansowi zyskują podwójnie inwestując w wyższe stopy procentowe i zyskując na aprecjacji złotego, tymi którzy za te nadzwyczajne zyski płacą jesteśmy my, poprzez spadek dochodów z NBP. Jednak w pewnym momencie napływ euro do Polski może się skończyć – a przy faworyzowaniu importu kosztem eksportu, kurs złotego może polecić w dół, a nasz dług publiczny wyrażony w euro, i zadłużenie prywatne z walutowych kredytów hipotecznych poszybuje w górę. Nieostrożni kredytobiorcy nie będą w stanie spłacać długów. To z kolei uderzy w sektor bankowy. I grozi to kolejnym kryzysem finansowym. Taki może być drastyczny efekt sztucznego pompowania złotego. Wzmacnianie złotego nie powinno odbywać się poprzez sprzedaż euro na rynku lecz w sposób naturalny tj. powinno być poparte siłą polskiej gospodarki i wzrostem naszych możliwości eksportowych.
Cała filozofia, aby poprzez wysokie stopy i niską inflację utrzymywać niskie koszty pracy, a siłę nabywczą społeczeństwa zwiększać poprzez aprecjację złotego (tj. umocnienie) i ściągnie coraz taniej towary z zagranicy – jest błędna i antyrozwojowa, forsowanie importu kosztem eksportu, jak i wzmacnianie tego procesu poprzez zaciąganie zobowiązań w obcej walucie wcześniej niż później prowadzi do utraty miejsc pracy w kraju. Podczas gdy polityka gospodarcza oparta na trzech filarach wspierałaby tworzenie miejsc pracy w Polsce, optymalizowałaby wydatki budżetowe, a wsparcie rodzin wielodzietnych skutkowałoby lepszym przystosowaniem młodego pokolenia na którym ciąży wypłata naszych emerytur i sfinansowanie służby zdrowia. Aby mogło się to jednak zrealizować musimy za namową Fukuyamy tak ukształtować nasze regulacje aby siły propaństwowe były silniejsze od odśrodkowych grup biznesu.
Dr Cezary Mech jest byłym zastępcą szefa Kancelarii Sejmu, prezesem UNFE, podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów i autorem programu gospodarczego PiS z 2005 roku