O ile redukcja składek OFE daje widoczny efekt na rynku kapitałowym ograniczając możliwości inwestycyjne polskim podmiotom giełdowym, o tyle ujawniające się problemy budżetowe prowadzenia antyrodzinnej polityki są początkiem czekających nas problemów
Premier Tusk jak i Minister Rostowski ostatnio omijają giełdę. Nic dziwnego perspektywy gospodarki Polski coraz gorsze, w efekcie coraz więcej czerwieni na parkiecie. W trakcie dzisiejszego wystąpienia Premiera Tuska i Ministra Rostowskiego nie było lepiej. A ponadto wahania złotówki względem zagranicy w powiązaniu ze skokowym zapotrzebowaniem banków na depozyty powodują że zapowiedzi ministra finansów o przezornym opłacaniu kilkudziesięciomiliardowej linii kredytowej „na emerytury” zmraża, nie skłaniając do optymizmu. Również wypowiedzi o braku alternatywy programowej motywuje do wysłania, omawianych na NE trzech filarów programu gospodarczego, w formie zastrzeżonej do ministerstwa.
O ile w najbliższą niedzielę zatrzymam się na chwilę nad kryzysowymi dylematami światowego rynku kapitałowego, to obecnie chciałbym poruszyć konieczność podjęcia właściwych środków zaradczych w odpowiedzi na nadciągające przesilenie. I dać możliwość wypowiedzenia się czytelnikom, co sądzą o charakterze zabezpieczeń kapitałowych w dzisiejszych czasach, charakteryzujących się dużą zmiennością wycen aktywów na rynku kapitałowym.
Ostatnio obiecałem aktywnemu blogerowi NE panu Adamowi Wyskielowi, który stara się znaleźć optymalny sposób inwestowania OFE, napisanie komentarza, przy okazji przyjęcia rozporządzenia dotyczącego rezerwy demograficznej. W międzyczasie również Pan Cezary Bialik wywołał mnie do tablicy. Celem debaty powinno być wsparcia jego wysiłku zwiększenia efektywności inwestycji OFE, jak i określenia priorytetu w postaci konieczności wprowadzenia efektywnej polityki prorodzinnej. Zagrożenia finansowe związane ze starzeniem się społeczeństw są już widoczne, o tyle propozycje rozwiązań dziwnym zrządzeniem losu pomijają konieczność wprowadzenia koniecznej i kosztownej polityki prorodzinnej. Na NE poczytni blogerzy (Jerzy Wawro-dawniej, Cezary Bialik,a ostatnio również Fiatowiec i Mariusz Kasprzycki) w swych wywodach powołują się na projekcje jednego z najbardziej znanych obrońców OFE, a jednocześnie kluczowego eksperta prawicowych PJN-u i NP Korwina-Mikke, byłego wiceprezesa NBP prof. Rybińskiego. Również ostatnio w antyrodzinnej polemice ze mną podparł się opinią prof. Rybińskiego („Popularny prf. Rybiński stwierdza na antenach różnych stacji ,że pobiera trzy różne świadczenia „prorodzinne” które nie są mu do niczego potrzebne.”)Cezary Bialik. W swych wywodach zapominają że właściwa diagnoza wcale automatycznie nie oznacza poprawności rozumowania, a tym bardziej poprawnego rozwiązania. A i prof. Rybińskiemu przydarzały się cudaczne opinie. Np. zanim został powołany przez Prezydenta Kwaśniewskiego na zastępcę prof. Balcerowicza, był gorącym i „wokalnym” orędownikiem bardzo wysokich stóp procentowych, co na dodatek sprawiało wrażenie jak gdyby takie „cudaczne” pomysły mogły mieć wpływ na tak wyróżniającą nominację. A o ile bardzo wysokie stopy uratowały PLN przed osłabieniem, po okresie szaleńczej wyprzedaży polskich firm zagranicy, to nie tylko zahamowały wzrost gospodarczy Polski, ale i zmiotły Solidarność ze sceny politycznej. Podobnie mało kto zwraca uwagę na to że były wiceprezes NBP jest nie tylko gorącym obrońcą OFE, w czym ma niewątpliwą rację, ale że będąc reprezentantem NBP w KNF-ie prezentował wyjątkowo szkodliwe propozycje dotyczące funkcjonowania tego rynku. W tym umożliwienia inwestowania OFE w instrumenty pochodne, które o ile był spełnieniem postulatów PTE, to na pewno nie były w interesie członków OFE. Dlatego obecnie kiedy to pojawiają się kolejne fakty mówiące o zagrożeniu wypłat naszych świadczeń emerytalno-zdrowotnych w przyszłości, to kluczowe jest nie tylko zdiagnozowanie konsekwencji braku 3,5 mln dzieci w Polsce, na równi z zaproponowaniem wprowadzenia polityki prorodzinnej, a w przypadku wspierania oszczędności takich rozwiązań które nie dyskryminują drobnych ciułaczy.
I dlatego popierając debatę którą proponuje Pan Wyskiel, zwłaszcza w obliczu kolejnych etapów narastania kryzysu demograficznego byłbym sceptyczny co do propozycji które pomijają konieczność odbudowy moralnej naszych rodzin. A jednym z ostrzegających objawów jest kolejny etap przejmowania Rezerwy Demograficznej w celu wizerunkowego polepszenia wyników finansowych kraju, który trafnie opisała Małgorzata Goss w Naszym Dzienniku, a który to artykuł chciałbym zarekomendować czytelnikom NE:
„Już brakuje na emerytury
Wobec groźby, że we wrześniu Fundusz Ubezpieczeń Społecznych straci płynność i nie będzie mógł regularnie wypłacać emerytur, Rada Ministrów przekazała FUS część pieniędzy z Funduszu Rezerwy Demograficznej. A ta rezerwa jest gromadzona po to, żeby za 20 lat, gdy w naszym kraju dojdzie do prawdziwej zapaści demograficznej, nie zabrakło pieniędzy na wypłatę tych świadczeń.
Na wczorajszym posiedzeniu rząd zdecydował, że 1 września Fundusz Rezerwy Demograficznej ma przekazać ZUS 4 mld zł, tyle bowiem środków brakuje FUS na wypłatę bieżących emerytur. Fundusz Ubezpieczeń Społecznych prawie wyczerpał 37-miliardową dotację budżetową, a przychody z bieżących składek są zbyt szczupłe, aby dalej płynnie wypłacać świadczenia blisko 5 milionom emerytów. Cała armia ludzi pracujących w Polsce po prostu nie wnosi składek na ZUS lub zaniża ich poziom. Mści się polityka patrzenia przez palce na powszechną praktykę zatrudniania pracowników na czarno lub na umowy-zlecenia, ucieczkę przedsiębiorców pod skrzydła KRUS czy tolerowanie tzw. instytucji samozatrudnienia wśród znakomicie zarabiającej kadry menedżerskiej. Skutki ewentualnego niewypłacenia czy opóźnienia wypłaty świadczeń przez ZUS nietrudno sobie wyobrazić: w nadchodzących wyborach pięciomilionowa rzesza emerytów zmiotłaby ze sceny premiera, jego gabinet i całe zaplecze polityczne. Do tego oczywiście rząd nie chciał dopuścić. Jakie znalazł wyjście z sytuacji? Najprostsze z możliwych. Tę ścieżkę przetarł już w ubiegłym roku, gdy – zasłaniając się kryzysem – zasilił FUS 7,5 mld zł z Funduszu Rezerwy Demograficznej.
– Fundusz Rezerwy Demograficznej staje się kolejnym źródłem dla pokrycia bieżących wydatków w budżecie. To pozorna metoda obniżania długu sektora finansów publicznych, która w dłuższej perspektywie nie rozwiąże problemów FUS, a przedwczesne wydatkowanie pieniędzy spowoduje, że zabraknie środków, gdy będą rzeczywiście potrzebne – ocenia Jerzy Bartnik, prezes Związku Rzemiosła Polskiego.
Rząd utrzymuje, że niedobór w FUS powstał "z przyczyn demograficznych", jednak w uzasadnieniu do rozporządzenia próżno szukać na to jakichkolwiek dowodów. Przeciwnie, sytuacja demograficzna – na razie – jest stabilna. – Z danych GUS wynika, że od 2005 r. liczba osób w wieku emerytalnym zwiększyła się o blisko milion, ale relacja między liczbą pracujących a pobierających świadczenia nie uległa wyraźnemu zachwianiu – nadal czterech pracujących przypada na jednego emeryta.
– W obecnej sytuacji demograficznej nie powinniśmy jeszcze korzystać z rezerwy demograficznej. Rząd robi to tylko dlatego, żeby zmniejszyć dług publiczny – ocenia dr Cezary Mech, były wiceminister finansów. – Likwidowanie rezerw w sytuacji, gdy narastają zobowiązania emerytalne, jest decyzją strategicznie błędną – ostrzega. Przyjęta w rachunkowości zasada nieuwzględniania w deficycie budżetowym zmian w rezerwie czy pożyczek bankowych zaciąganych przez ZUS, podobnie jak nieuwzględnianie OFE w ramach sektora finansów publicznych dowodzi, według finansisty, że polskie i europejskie zasady rachunkowości są zafałszowane.
Jeśli dziś okroimy FRD na bieżące potrzeby, co zrobimy, gdy w 2035 r. jednego emeryta będzie musiało utrzymać zaledwie dwóch pracujących? Dlatego organizacje zasiadające w Komisji Trójstronnej wyraziły sprzeciw wobec przejadania środków z rezerwy na trudne czasy. Negatywne stanowisko zajęły zarówno związki zawodowe "Solidarność" i OPZZ, jak i Pracodawcy RP, Krajowa Rada Gospodarcza i Związek Rzemiosła Polskiego.
– Zgodnie z ustawą o systemie ubezpieczeń społecznych, gospodarowanie Funduszem Rezerwy Demograficznej powinno być prowadzone na podstawie wieloletniej prognozy dochodów i wydatków, która uwzględnia założenia sytuacji demograficznej i społeczno-gospodarczej – przypomina Henryk Nakonieczny, członek prezydium KK NSZZ "Solidarność". – Prognoza powinna być sporządzana przez ZUS i przedstawiana Radzie Ministrów co trzy lata – dodaje.
Z danych, jakie przekazał Zakład Ubezpieczeń Społecznych, wynika, że na początku roku FRD miał na koncie około 10,2 mld zł, a tegoroczne przychody, głównie z prywatyzacji, wyniosły 8 mld zł, co łącznie daje 18,2 mld złotych. Na koniec roku środki te stopnieją, za sprawą decyzji rządu, do 14,2 mld złotych. Rząd zapewnia, że już ostatni raz sięga po te środki i – na otarcie łez – obiecuje w przyszłym roku FRD dotację w wysokości 3 mld złotych.
Fundusz Rezerwy Demograficznej, zasilany z prywatyzacji, części składek emerytalnych i niewykorzystanych środków FUS, gromadzi kapitał na czarną godzinę, gdy pod ciężarem nadciągającego kryzysu demograficznego ZUS nie będzie w stanie zapewnić płynnej wypłaty świadczeń przyszłym emerytom, czyli młodym, zapracowanym ludziom, którzy dzisiaj wnoszą składki. Szacuje się, że taka sytuacja wystąpi około 2030-2035 roku. Rok 2030 to jednak zbyt odległa perspektywa dla obecnego rządu, którego horyzont myślowy zamyka się na dacie wyborów 9 października. Za 20 lat nikomu nie przyjdzie do głowy, aby za brak emerytury winić właśnie premiera Tuska. Mogliby wprawdzie zaprotestować przyszli poszkodowani, ale młodzi ludzie mają teraz inne kłopoty na głowie i nie myślą, co będzie na emeryturze. Obecnie w Polsce na 24,6 mln osób w wieku produkcyjnym przypada 6,4 mln emerytów, ale w 2035 r. proporcje te zmienią się dramatycznie – na 20,7 mln pracujących będzie przypadało 9,6 mln emerytów, którym osoby pracujące będą musiały sfinansować świadczenia.”
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik, 2011-08-17