Na początku dziennikarze z wiadomych stacji telewizyjnych "przybrali żałobne maski, obniżyli głosy i założyli ciemne garnitury. (…) Media musiały chwilowo skapitulować. Musiały przez tydzień mówić nie swoim językiem". Jednakże już niedługo potem trzeba było zabezpieczyć panujący system zagrożony przez pamięć o Smoleńsku i prezydencie Lechu Kaczyńskim.
SMOLEŃSK – "wspomnienie uśpione, odłożone na półkę – pisze autor – ale jednak żywe. Do tego wsparte świętym miejscem – Wawelem, którego dzwony potrafią budzić. Rzecz niebezpieczna (…), bo nie wiadomo, kiedy i jak się odezwie. Więc mit trzeba zabić, póki śpi. Umniejszyć, unurzać w małości".
Dużo było kłamstw i manipulacji związanych z tragedią, jednakże ciągle powtarzały się motywy presji, nacisku na pilotów czy też opisy najbardziej nieprawdopodobnych zdarzeń związanych z gen. Andrzejem Błasikiem. Trzeba było – choćby pośrednio – zanurzyć w błocie prez. Lecha Kaczyńskiego, który "uosabia możliwość zmiany systemowej. Do jego dorobku będą mogły się odwoływać przyszłe pokolenia".
Jacek Karnowski kończy swój artykuł pytaniami: Czy polskim mediom ktoś nie pomaga? Czy nie sufluje wymyślonych cytatów?" Dziennikarz podaje parę przykładów dziwnych zbiegów okoliczności, które zresztą są też opisane wcześniej przez autora tej notki.
Wyniki badań Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie zmieniają nie tyle nasze wyobrażenia o tragedii smoleńskiej, bo przecież nieuprzedzeni i logicznie myślący ludzie już dawno wiedzieli, że oficjalne informacje podawane przez rząd i media mijają się z prawdą. Zmieniają podejście mediów do katastrofy, wyjaśniania przyczyn i śledztwa. TVN 24 transmituje więc posiedzenie zespołu parlamentarnego kierowanego przez Antoniego Macierewicza, a "Wprost" drukuje wywiad z ośmieszanym dotąd prof. Wiesławem Biniendą.
Co będzie dalej? W którą stronę pójdą media? Ile prawdy, a ile kłamstwa i manipulacji zechcą przekazać? – Trudno w tej chwili przewidzieć. System jest dość szczelny, III RP trwa. Na razie.