Bez kategorii
Like

Dzień w którym złamano Polsce kręgosłup

13/12/2012
519 Wyświetlenia
0 Komentarze
33 minut czytania
no-cover

13 grudnia. Koniec polskiej solidarności, początek wojny polsko-jaruzelskiej.

0


 

 

 

13 grudnia. Koniec polskiej solidarności, początek wojny polsko-jaruzelskiej. Piszę "solidarności" z małej litery, gdyż nie piszę o ruchu społecznym i obywatelskim, dla niepoznaki zwanym związkiem zawodowym "Solidarność". Piszę o tym, że
 
13 grudnia przetrącono Polakom kręgosłup. Było to wydarzenie o jakże doniosłych implikacjach na psychikę całego polskiego społeczenstwa. Ten element jest zazwyczaj pomijany we wszelkich rozważaniach rocznicowych wprowadzenia stanu
 
wojennego. Myślę, że data 13/12/1981 jest takim kamieniem milowym na drodze do zrozumienia dzisiejszego stanu ducha Polaków. Bez tej daty. Bez tragicznych konsekwencji wypowiedzenia wojny polskiemu społeczeństwu, zrozumieć
 
późniejsze meandry okrągło-stołowej "zmiany ustroju" – zrozumieć nie sposób….
 
Cały "festiwal Solidarności" z perspektywy czasu wydaje się jak sen. Nagle w Sierpniu autentycznie wybuchł społeczny entuzjazm. Ze społeczeństwa zakneblowanego przez komunistyczne władze, w czasie i po sierpniowych strajkach trysnął
 
istny gejzer ludzkiej,obywatelskiej aktywności. To była wartość nie do przecenienia i nie do oszacowania. Myślę, że nawet jeśli w badaniach archiwów, kiedyś w przyszłości, faktem okaże się esbecka inspiracja tych wydarzen. Posłużenie się
 
uśpionymi agentami do wzniecenia społecznych protestów, to jestem pewien, że wyjdzie na jaw, iż rezultaty prowokacji w celu obalenia Gierka przez siły specjalne – po prostu przerosły i zaszokowały organizatorów. Okazało się bowiem, że
 
polskie społeczeństwo tamtego czasu, to nie były (jak obecnie) bezwolne kukiełki łykające  w pokorze i z entuzjazmem wciskany kit z telewizorni, ale społeczność ludzi myślących i widzących zakłamanie i hipokryzję władz. Jakże się
 
organizatorzy tej misternej gry musieli zdziwić, gdy zamiast kilku strajków w wybranych, newralgicznych zakładach pracy, akcje strajkowe rozlały sie na cały kraj, a entuzjazm milionów Polsków zagonił do narożnika rządzącą Polską mafię
 
komunistyczną, wspieraną na sowieckich czołgach, stacjonujacych wówczas w Polsce. Tego nie przewidzieli. Mieli wrażenie, że posiadając pełnię władzy propagandowej, mając do dyspozycji całą sieć środków masowego przekazu, czyli
 
telewizję, radio, gazety – mają w ręku umysły i ducha Polaków. Jakże się WTEDY mylili…
 
Nie docenili WTEDY zdrowego rozsądku Polaków. Nie wiedzieli (bo i skąd, skoro nawet nie badali opinii publicznej, tak byli pewni przekazu swoich gadzinówek) że w Polsce toczy się podskórne życie, jakby drugiego obiegu. Okazało się
 
WTEDY, że w tę propagandową sieczkę sączoną codziennie do uszu i oczu Polaków, nie wierzy praktycznie nikt. Włącznie z większością komunistycznych pachołków. Gdyby nie byli tak pełni pogardy dla społeczeństwa, pewnie umieliby
 
dodać dwa do dwóch. Wystarczyło przecie WTEDY obserwować tylko kabarety polityczne. Ludzie po prostu szaleli wtedy na puncie TEY, Pietrzaka, Elity i wielu, bardzo wielu innych kabaretów, którym paliwa dostarczała szara, komunistyczna
 
rzeczywistość, a salwami smiechu publika raczyła świetne aluzje do sytuacji polityczno społecznej zakłamanego kręgu propagandy. W tamtych czasach Polacy bezbłędnie wychwytywali nawet najdelikatniejsze aluzje do bieżących wydarzeń.
 
Nie można było, z powodu istnienia cenzury, krytykować otwarcie władz partyjno-państwowych, więc twórcy niezależni uciekali się do dwuznaczności, aluzji, paraboli intelektualnych, mrugnięcia okiem. Kapitalne było to, że te wszelkie subtelne
 
gierki niezależnych twórców, bezbłędnie wychwytywała publika. I to nie jakaś publika bardzo wysublimowana. Ot, zwyczajni ludzie z ulicy. Nie tylko "wykształciuchy", nie tylko studenci, inzynierowie, naukowcy, profesorowie, ale i robotnicy,
 
uczniowie zawodówek! Wtedy ludzie jeszcze używali mózgów. Wtedy jeszcze nie dawali sobie wciskać kitu zakłamanym władzom, traktującym ich jak niedorozwojów. Pojęcie durnego leminga ogłupionego przez politruków w randze
 
dziennikarzy było w Polsce pojęciem nieznanym…
 
Dzień 13 grudnia połozył temu tamę. Ludzie zrozumieli, że z tą bandą zakapiorów nie wygrają. Że niestety, to nie od nich zależy kształt Polski. Że są tylko niewolnikami w rękach wielkiej czerwonej mafii, która ma nie tylko propagandę (której
 
nikt nie słuchał i nie wierzył) po swojej stronie, ale i milicję, SB, ZOMO, wojsko. A gdy trzeba, może użyć chętnych do sponiewierania Polaków – sojuszniczych armii krajów ościennych. Ludzie zrozumieli 13 grudnia, że ich opór wobec tej
 
przytłaczającej siły ma wymiar tylko symboliczny. Że w tym kraju, w tej sowieckiej prowincji, niczego nie są w stanie zmienić. Że Polska Ludowa jest terytorium podległym brutalnym siłom, na które nawet miliony Polaków nie mają żadnego
 
wpływu…
 
Ludzie uciekli w prywatność. Zamknęli się w ramach swych rodzin, w gronach wąskiego kręgu znajomych i przyjaciół. Kręgosłup kiełkujacego społeczeństwa obywatelskiego – został w Polsce przetrącony i na dobre złamany.
Paradoksalnie, nastąpił potężny zwrot w stronę koscioła katolickiego. Mimo, że były podejrzenia iż ten lub inny ksiądz może być konfidentem służb, ludziom to serdecznie dyndało. Tylu dobrowolnie nawróconych Polaków, nie było chyba nigdy
 
w historii Polski. I to paradoksalnie instytucja kościoła zawdzięcza juncie komunistycznej. Ot, kolejny polski paradoks historii. A raczej kolejny szelmowski historii usmiech…
 
Pamietam jeszcze atmosferę tych podniosłych mszy za Ojczyznę. Nawet taki pogan jak ja, miał ściśnięte gardło, gdy tysiące ludzi intonowało "Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie…". Tylko w takich zbiorowiskach ludzkich i na
 
okazjonalnych demostracjach w wielkich miastach, czuło sie że jeszcze ogień Sierpniowego przebudzenia, jeszcze gdzieś tam w części Polaków się tli. Jednak zdecydowana większość ludzi poszła w totalna prywatność…
Drugi paradoks stanu wojennego polegał na eksplozji demograficznej. Ludzie pozamykani w swych domach, ukierunkowani na swoje rodziny, po prostu poszerzali zasięg swojej rodziny. Przypomnę, że to było w czasach, gdy skrobanki były na
 
życzenie, za darmo, całkowicie anonimowo. Eksplozja demograficzna miała miejsce, gdy ludzie nie widzieli ŻADNEJ przyszlości dla siebie i swoich potomków, gdy bieda aż piszczała, gdy na kartki władza wydzielała po 2,5 kilograma mięsa
 
miesięcznie na osobę! Tak, że nie wierzcie ludziom zakłamanym czy też niepełnosprawnym intelektualnie, że obecna katastrofa demograficzna jest wynikiem biedy i braku perspektyw, bo porównując obecną sytuację z sytuacją z
 
osiemdziesiątych, to jak porównywać Koreę północną z południową. Problem demografii leży w zupełnie innym obszarze niż wszyscy "mądrzy" pieprzą bez sensu. To taka konstatacja na marginesie rozważań…
 
Straciłem wtedy wielu znajomych, a nawet kilku przyjaciół. Niestety, zapisali się do partii komunistycznej. Nie, nie z powodu przekonań. Tylko i wyłącznie z powodu konformizmu i z chęci dostępu do dóbr przeznaczonych w Polsce Ludowej
 
tylko członkom komunistycznej mafii rządzącej. Wielu poszło na taką współpracę. Wielu schyliło swe karki, wielu padło na kolana. Z jednej strony trudno się ludziom dziwić. Nie każdy ma charakter, nie każdy urodził sie niezłomnym. Gdy
 
normalny człowiek miał perspektywę mieszkania z rodziną, z małymi dziećmi tylko w ciasnym M2 z teściową – szedł, zapisywal się do partii i po pół roku dostawał klucze do wymarzonego M3. Dla reszty hołoty, było to wieloletnie czekanie w
 
spółdzilni mieszkaniowej. Mnie powiedziano po urodzeniu się pierworodnego, że może coś będzie za 25 lat. Żebym spokojnie czekał, mimo pelnego wkładu na książeczce mieszkaniowej…
Wielu się łamało dla samochodu, dla awansu, dla możliwości kupowania dóbr w sklepach za żółtymi firankami, choćby takiego luksusu jak banany dla dzieciaków…
 
"Rewolucja" okrągłego stołu zastała już społeczeństwo przegrane. To już nie byli ci sami ludzie z Sierpnia. Już nie było entuzjazmu dla zmian, dla walki o lepszą przyszłość. Duża część ludzi wiedziała, że się sprostytuowali, choć wypierali się
 
tego nawet przed samym sobą. Ludzie w sporej części, zdołali się dostosować do realiów komunistycznego zamordyzmu, gdy cały ten system zaczął się walić, pod ciężarem swojej i swoich funcjonariuszy indolencji. Sowiecki sponsor właśnie
 
bankrutował, a bez niego komunistyczna mafia była jak dzieci we mgle.
Niemniej o tym nikt spoza grona rządzących kacyków nie wiedział. Ludzie do końca byli przekonani, że tego systemu nie da się obalić, ani nawet na jotę zmienić. Wszystkie zmiany okrągłostołowe traktowali z nieufnością i niewiarą w ich sens.
 
Powszechne przekonanie było takie, iż komuchy na chwilę popuściły, ale gdy sprawy zajdą za daleko, zgniotą wszystko znowu żelazną, pancerną pięścią. Obowiązywała już tylko strategia na przetrwanie. Ludzie tamtych czasów już tylko
 
biernie oczekiwali, że ktoś za nich wszystko zrobi. A oni łaskawie poprą zmiany lub nie poprą. Ale protestować nie będą , bo im wszystko totalnie wisi. No i ta trauma stanu wojennego. Ten złamany kręgosłup…
Ludzie chcieli już tylko świętego spokoju. Żeby tylko ich się nie czepiać. A co będzie z Polską, co będzie z ich i ich dzieci przyszłością? A co mnie to obchodzi. I tak nie mam wpływu na nic. Moja chata z kraja. Niech se tam robią co chcą,
 
niech kradną, byle mnie się nie czepiali i mnie też coś pozwolili ukraść…
 
Myślę, że esbecja ( a raczej ich protegowani ) przez czas stanu wojennego i w czasie przekształcania się systemu, tym razem odrobili lekcję. Tu już nie było przypadku, iż przez swoich ludzi, za pomocą wyprowadzonych z systemu
 
finansowego dewiz, zawładnęli wszelką informacją kierowaną do ludzi. Przejęli niemal całą sieć informacyjną. Za pomocą swoich "śpiochów" przejęli środki masowego przekazu, które przekształcili w środki masowego ogłupiania. Z Zachodu
 
ściągnęli licencję na najatrakcyjniejsze, lecz równolegle najbardziej ogłupiające publikę programy i styl tresującego oglądaczy podawania informacji. Nauczyli się podprogowego wrzucania ludziom nieobeznanym z analitycznym myśleniem,
 
swego propagandowgo chłamu. A ludzie to kupili! Ot, często ludzie kupują atrakcyjnie opakowane gówno jako cukierek. A są zbyt leniwi i zarozumiali, aby się do tego przyznać. Nawet sami przed sobą. To sie nazywa w psychiatrii : "mechanizm
 
wyparcia"…
Innym obszarem ich zawziętej wojny jest wojna z kościołem katolickim. Oni doskonale pamiętają, gdzie, jak i dlaczego przetrwała Polskość w mrocznych czasach stanu wojennego. Dalekosiężnie zamierzają zniszczyć tę strukturę i instytucję.
 
Aby mieć pełnię władzy nad bezwolnym, otumanionym i ogłupionym społeczeństwem. Nie mylić z narodem….
 

 

13 grudnia. Koniec polskiej solidarności, początek wojny polsko-jaruzelskiej. Piszę "solidarności" z małej litery, gdyż nie piszę o ruchu społecznym i obywatelskim, dla niepoznaki zwanym związkiem zawodowym "Solidarność". Piszę o tym, że 13 grudnia przetrącono Polakom kręgosłup. Było to wydarzenie o jakże doniosłych implikacjach na psychikę całego polskiego społeczeństwa. Ten element jest zazwyczaj pomijany we wszelkich rozważaniach rocznicowych wprowadzenia stanu wojennego. Myślę, że data 13/12/1981 jest takim kamieniem milowym na drodze do zrozumienia dzisiejszego stanu ducha Polaków. Bez tej daty. Bez tragicznych konsekwencji wypowiedzenia wojny polskiemu społeczeństwu, zrozumieć późniejsze meandry okrągło-stołowej "zmiany ustroju" – zrozumieć nie sposób….

 

Cały "festiwal Solidarności" z perspektywy czasu wydaje się jak sen. Nagle w Sierpniu autentycznie wybuchł społeczny entuzjazm. Ze społeczeństwa zakneblowanego przez komunistyczne władze, w czasie i po sierpniowych strajkach trysnął istny gejzer ludzkiej,obywatelskiej aktywności. To była wartość nie do przecenienia i nie do oszacowania. Myślę, że nawet jeśli w badaniach archiwów, kiedyś w przyszłości, faktem okaże się esbecka inspiracja tych wydarzeń. Posłużenie się uśpionymi agentami do wzniecenia społecznych protestów, to jestem pewien, że wyjdzie na jaw, iż rezultaty prowokacji w celu obalenia Gierka przez siły specjalne – po prostu przerosły i zaszokowały organizatorów. Okazało się bowiem, że polskie społeczeństwo tamtego czasu, to nie były (jak obecnie) bezwolne kukiełki łykające  w pokorze i z entuzjazmem wciskany kit z telewizorni, ale społeczność ludzi myślących i widzących zakłamanie i hipokryzję władz. Jakże się organizatorzy tej misternej gry musieli zdziwić, gdy zamiast kilku strajków w wybranych, newralgicznych zakładach pracy, akcje strajkowe rozlały się na cały kraj, a entuzjazm milionów Polaków zagonił do narożnika rządzącą Polską mafię komunistyczną, wspieraną na sowieckich czołgach, stacjonujących wówczas w Polsce. Tego nie przewidzieli. Mieli wrażenie, że posiadając pełnię władzy propagandowej, mając do dyspozycji całą sieć środków masowego przekazu, czyli telewizję, radio, gazety – mają w ręku umysły i ducha Polaków. Jakże się WTEDY mylili…

 

Nie docenili WTEDY zdrowego rozsądku Polaków. Nie wiedzieli (bo i skąd, skoro nawet nie badali opinii publicznej, tak byli pewni przekazu swoich gadzinówek) że w Polsce toczy się podskórne życie, jakby drugiego obiegu. Okazało się WTEDY, że w tę propagandową sieczkę sączoną codziennie do uszu i oczu Polaków, nie wierzy praktycznie nikt. Włącznie z większością komunistycznych pachołków. Gdyby nie byli tak pełni pogardy dla społeczeństwa, pewnie umieliby dodać dwa do dwóch. Wystarczyło przecie WTEDY obserwować tylko kabarety polityczne. Ludzie po prostu szaleli wtedy na puncie TEY, Pietrzaka, Elity i wielu, bardzo wielu innych kabaretów, którym paliwa dostarczała szara, komunistyczna rzeczywistość, a salwami śmiechu publika raczyła świetne aluzje do sytuacji polityczno-społecznej zakłamanego kręgu propagandy. W tamtych czasach Polacy bezbłędnie wychwytywali nawet najdelikatniejsze aluzje do bieżących wydarzeń. 
Nie można było, z powodu istnienia cenzury, krytykować otwarcie władz partyjno-państwowych, więc twórcy niezależni uciekali się do dwuznaczności, aluzji, paraboli intelektualnych, mrugnięcia okiem. Kapitalne było to, że te wszelkie subtelne gierki niezależnych twórców, bezbłędnie wychwytywała publika. I to nie jakaś publika bardzo wysublimowana. Ot, zwyczajni ludzie z ulicy. Nie tylko "wykształciuchy", nie tylko studenci, inżynierowie, naukowcy, profesorowie, ale i robotnicy, uczniowie zawodówek! Wtedy ludzie jeszcze używali mózgów. Wtedy jeszcze nie dawali sobie wciskać kitu zakłamanym władzom, traktującym ich jak niedorozwojów. Pojęcie durnego leminga ogłupionego przez politruków w randze dziennikarzy było w Polsce pojęciem nieznanym…

 

Dzień 13 grudnia położył temu tamę. Ludzie zrozumieli, że z tą bandą zakapiorów nie wygrają. Że niestety, to nie od nich zależy kształt Polski. Że są tylko niewolnikami w rękach wielkiej czerwonej mafii, która ma nie tylko propagandę (której nikt nie słuchał i nie wierzył) po swojej stronie, ale i milicję, SB, ZOMO, wojsko. A gdy trzeba, może użyć chętnych do sponiewierania Polaków – sojuszniczych armii krajów ościennych. Ludzie zrozumieli 13 grudnia, że ich opór wobec tej przytłaczającej siły ma wymiar tylko symboliczny. Że w tym kraju, w tej sowieckiej prowincji, niczego nie są w stanie zmienić. Że Polska Ludowa jest terytorium podległym brutalnym siłom, na które nawet miliony Polaków nie mają żadnego wpływu…

 

Ludzie uciekli w prywatność. Zamknęli się w ramach swych rodzin, w gronach wąskiego kręgu znajomych i przyjaciół. Kręgosłup kiełkującego społeczeństwa obywatelskiego – został w Polsce przetrącony i na dobre złamany. Paradoksalnie, nastąpił potężny zwrot w stronę kościoła katolickiego. Mimo, że były podejrzenia iż ten lub inny ksiądz może być konfidentem służb, ludziom to serdecznie dyndało. Tylu dobrowolnie nawróconych Polaków, nie było chyba nigdy w historii Polski. I to paradoksalnie instytucja kościoła zawdzięcza juncie komunistycznej. Ot, kolejny polski paradoks historii. A raczej kolejny szelmowski historii uśmiech… 

Pamiętam jeszcze atmosferę tych podniosłych mszy za Ojczyznę. Nawet taki pogan jak ja, miał ściśnięte gardło, gdy tysiące ludzi intonowało "Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie…". Tylko w takich zbiorowiskach ludzkich i na okazjonalnych demonstracjach w wielkich miastach, czuło się że jeszcze ogień Sierpniowego przebudzenia, jeszcze gdzieś tam w części Polaków się tli. Jednak zdecydowana większość ludzi poszła w totalna prywatność…

 

Drugi paradoks stanu wojennego polegał na eksplozji demograficznej. Ludzie pozamykani w swych domach, ukierunkowani na swoje rodziny, po prostu poszerzali zasięg swojej rodziny. Przypomnę, że to było w czasach, gdy skrobanki były na życzenie, za darmo, całkowicie anonimowo. Eksplozja demograficzna miała miejsce, gdy ludzie nie widzieli ŻADNEJ przyszłości dla siebie i swoich potomków, gdy bieda aż piszczała, gdy na kartki władza wydzielała po 2,5 kilograma mięsa miesięcznie na osobę! Tak, że nie wierzcie ludziom zakłamanym czy też niepełnosprawnym intelektualnie, że obecna katastrofa demograficzna jest wynikiem biedy i braku perspektyw, bo porównując obecną sytuację z sytuacją z osiemdziesiątych, to jak porównywać Koreę północną z południową. Problem demografii leży w zupełnie innym obszarze niż wszyscy "mądrzy" pieprzą bez sensu. To taka konstatacja na marginesie rozważań…

 

Straciłem wtedy wielu znajomych, a nawet kilku przyjaciół. Niestety, zapisali się do partii komunistycznej. Nie, nie z powodu przekonań. Tylko i wyłącznie z powodu konformizmu i z chęci dostępu do dóbr przeznaczonych w Polsce Ludowej tylko członkom komunistycznej mafii rządzącej. Wielu poszło na taką współpracę. Wielu schyliło swe karki, wielu padło na kolana. Z jednej strony trudno się ludziom dziwić. Nie każdy ma charakter, nie każdy urodził się niezłomnym. Gdy normalny człowiek miał perspektywę mieszkania z rodziną, z małymi dziećmi tylko w ciasnym M2 z teściową – szedł, zapisywał się do partii i po pół roku dostawał klucze do wymarzonego M3. Dla reszty hołoty, było to wieloletnie czekanie w spółdzielni mieszkaniowej. Mnie powiedziano po urodzeniu się pierworodnego, że może coś będzie za 25 lat. Żebym spokojnie czekał, mimo pełnego wkładu na książeczce mieszkaniowej…Wielu się łamało dla samochodu, dla awansu, dla możliwości kupowania dóbr w sklepach za żółtymi firankami, choćby takiego luksusu jak banany dla dzieciaków…

 

"Rewolucja" okrągłego stołu zastała już społeczeństwo przegrane. To już nie byli ci sami ludzie z Sierpnia. Już nie było entuzjazmu dla zmian, dla walki o lepszą przyszłość. Duża część ludzi wiedziała, że się sprostytuowali, choć wypierali się tego nawet przed samym sobą. Ludzie w sporej części, zdołali się dostosować do realiów komunistycznego zamordyzmu, gdy cały ten system zaczął się walić, pod ciężarem swojej i swoich funkcjonariuszy indolencji. Sowiecki sponsor właśnie bankrutował, a bez niego komunistyczna mafia była jak dzieci we mgle. Niemniej o tym nikt spoza grona rządzących kacyków nie wiedział. Ludzie do końca byli przekonani, że tego systemu nie da się obalić, ani nawet na jotę zmienić. Wszystkie zmiany okrągłostołowe traktowali z nieufnością i niewiarą w ich sens. 
Powszechne przekonanie było takie, iż komuchy na chwilę popuściły, ale gdy sprawy zajdą za daleko, zgniotą wszystko znowu żelazną, pancerną pięścią. Obowiązywała już tylko strategia na przetrwanie. Ludzie tamtych czasów już tylko biernie oczekiwali, że ktoś za nich wszystko zrobi. A oni łaskawie poprą zmiany lub nie poprą. Ale protestować nie będą , bo im wszystko totalnie wisi. No i ta trauma stanu wojennego. Ten złamany kręgosłup…

 

Ludzie chcieli już tylko świętego spokoju. Żeby tylko ich się nie czepiać. A co będzie z Polską, co będzie z ich i ich dzieci przyszłością? A co mnie to obchodzi. I tak nie mam wpływu na nic. Moja chata z kraja. Niech se tam robią co chcą, niech kradną, byle mnie się nie czepiali i mnie też coś pozwolili ukraść…

 

Myślę, że esbecja ( a raczej ich protegowani ) przez czas stanu wojennego i w czasie przekształcania się systemu, tym razem odrobili lekcję. Tu już nie było przypadku, iż przez swoich ludzi, za pomocą wyprowadzonych z systemu finansowego dewiz, zawładnęli wszelką informacją kierowaną do ludzi. Przejęli niemal całą sieć informacyjną. Za pomocą swoich "śpiochów" przejęli środki masowego przekazu, które przekształcili w środki masowego ogłupiania. Z Zachodu ściągnęli licencję na najatrakcyjniejsze, lecz równolegle najbardziej ogłupiające publikę programy i styl tresującego oglądaczy podawania informacji. Nauczyli się podprogowego wrzucania ludziom nieobeznanym z analitycznym myśleniem, 
swego propagandowego chłamu. A ludzie to kupili! Ot, często ludzie kupują atrakcyjnie opakowane gówno jako cukierek. A są zbyt leniwi i zarozumiali, aby się do tego przyznać. Nawet sami przed sobą. To się nazywa w psychiatrii : "mechanizm wyparcia"…

 

Innym obszarem ich zawziętej wojny jest wojna z kościołem katolickim. Oni doskonale pamiętają, gdzie, jak i dlaczego przetrwała Polskość w mrocznych czasach stanu wojennego. Dalekosiężnie zamierzają zniszczyć tę strukturę i instytucję. Nawet ci, którzy teraz ogłupiają polskie społeczeństwo, pozapominali jak ukrywali się pod komżą księdza na zakrystii przed esbecją. Wtedy nikt ich nie pytał o wyznanie, o światopogląd. Zapomnieli lub wola nie pamiętać, gdy walczą z "polskim , katolickim faszyzmem".
Wszystko po to, aby mieć pełnię władzy nad bezwolnym, otumanionym i ogłupionym społeczeństwem. Nie mylić z narodem….

 

 

0

Niedzisiejszy

40 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758