Jak bardzo miernoty intelektualne oraz ewidentne pustostany umysłowe mogą wpływać i negatywnie oddziaływać na poszczególne jednostki osobowe jak i też ich większe skupiska społeczne, o pozytywnie zróżnicowanym składzie ?
Opisaną historię przeżywałem wilokrotnie przez cały, jeden rok szkolny podstawówki, pół wieku temu. Po kilkukrotnej emisji tego serialu został on nazwany "DNIEM CYMBAŁA".
CYMBAŁ, to była ksywa, ponad wszelką miarę przerośniętego fizycznie o potężnych rozmiarach, zaawansowanego wiekowo, starszego o cztery lata, osobnika o wypaczonym intelekcie, stale zakłócającego moją społeczność czwartoklasistów oraz całej szkoły podstawowej podczas swych, na szczęście niecodziennych wizyt edukacyjnych.
Ówczesna niemożliwość zagospodarowania w sposób specjalny tego osobnika, skutkowała dezorganizacją pracy całej szkoły. Nauczyciele zajęci byli utrzymaniem porządku a nauczanie schodziło na dalszy plan, gdyż nawet jedyny facet, wśród sfeminizowanego grona pedagogicznego, w średnim wieku matematyk podobnej (też nie małej) postury z Cymbałem nie radził. Czynnikiem zaradczym, w miarę skutecznym i zarazem jedynym był tandem matematyczno – historyczny.
Nowy rok szkolny był już wytchnieniem dla pedagogów jak i dla ucznów, którym roczna prezentacja Cymbała dostarczyła, początkowo nieplanowanej, acz oczekiwanej, kuriozalnej rozrywki a po kilkunastu jej powtórkach, przerodziła się w tęsknotę do normalności, wyglądaną nawet przez najbardziej żądnych sensacyjnych zjawisk uczniów.
Obecne przywoływanie tych odległych czasowo sytuacji nie miało by żadnego sensu, gdyby nie obiektywna sprawdzalność powiedzenia "historia lubi się powtarzać".
I obecnie, przy obserwacji naszej rzeczywistości, w którą podobnie jak przed półwieczem byłem mimowolnie a nawet bezwiednie wplatany, zadaję sobie pytanie:
Ile to jeszcze "DNI CYMBAŁA" mnie czeka ?