Wiemy tyle, że Sikorski podjął, we współpracy z Tuskiem, działania dywersyjne wobec wielkiego osiągnięcia prezydenta Lecha Kaczyńskiego i rządu Jarosława Kaczyńskiego, jakim był projekt umieszczenia w Polsce stałej bazy amerykańskich wojsk rakietowych. Latem 2008 r. wydawało się jeszcze, że celem tajnego porozumienia Sikorski – Asmus jest tylko przesunięcie terminu podpisania umowy, aby sukces nie stał się osiągnięciem Busha, a nowej, demokratycznej, administracji. Dzisiaj wiemy, że chodziło o zniszczenie całego planu. Można zastanawiać się, jaki interes dostrzegła w tym ekipa Obamy, ale stanowisko polskiego rządu trzeba określić, jako akt antypaństwowy.
Pierwszym celem tarczy antyrakietowej była neutralizacja zagrożenia ze strony Iranu. Ponieważ obecnie nie posiada on zdolności wystrzelenia rakiet dalekiego zasięgu, projekt budowy oznaczał, że w najbliższej przyszłości Ameryka nie przygotowuje militarnego uderzenia na Iran. Rezygnacja z tarczy oznaczać więc może, że w waszyngtońskim sporze o rolę USA na Bliskim Wschodzie zwycięstwo odniosło to lobby, które dąży do przeprowadzenia ataku rakietowego, a może nawet nuklearnego, na irańskie instalacje atomowe i centra militarne. Według niektórych obserwatorów pytanie nie brzmi już – czy, ale – kiedy?
Obecne, toczące się w Waszyngtonie, rozmowy izraelsko-palestyńskie postrzegane są przez część komentatorów, jako przygotowanie zaplecza przed podjęciem ostatecznej decyzji o izraelskim lub amerykańskim ataku na Iran. Jest możliwe, że spokój, którym Europa cieszy się od dwudziestu lat, zbliża się do końca, a w nowej epoce będą zapadały nowe rozstrzygnięcia.
Bezpośrednie korzyści ze zniszczenia militarnej, gospodarczej i politycznej pozycji Iranu odniesie Izrael, ale ogólnoświatowe konsekwencje wojny będą bardzo zróżnicowane. Dla Polski oznacza ona niebezpieczeństwo, że amerykańską rekompensatą wobec Rosji będzie zgoda na przesunięcie Polski do jej strefy wpływów.
Prezydent Kaczyński starał się tej groźbie przeciwdziałać na różnych polach. Usilnie pracował nad takim ułożeniem stosunków polsko – izraelskich, które zakończą traktowanie Polski, jako ewentualnego towaru przetargowego w negocjacjach z Rosją. Prowadził szeroką ofensywę dyplomatyczną w rejonie Kaukazu i w Azji Środkowej. Starał się umacniać postrzeganie Polski przez Stany Zjednoczone, jako jednego z ich najważniejszych sojuszników. Wszystkie te działania wzajemnie się wzmacniały dając Polsce szansę na utrwalenie niepodległości państwa i bezpieczeństwa obywateli.
Tusk, Komorowski i Sikorski, wzmacniani przez rosyjskie i inne antypolskie lobby, reagowali na te starania z dziką wrogością. Za to z samozaparciem dążą do podpisania z Rosją umowy gazowej, która miałaby obowiązywać do 2037 roku, a więc trwale skazywać Polskę na jednostronne uzależnienie. Wicepremier Waldemar Pawlak uspokaja, że to nic nie znaczy, ponieważ Polska jest członkiem instytucji międzynarodowych. To stanowisko równie głupie, jak jego wyobrażenie z 1992 r., że będąc kukiełką w grze komunistycznych agentów potrafi zrobić dla kraju coś dobrego.
Otóż nasze członkostwo w NASTO i UE nigdy nie było i nie jest wystarczającą gwarancją strategicznego bezpieczeństwa Polski. II Rzeczpospolita też miała umowy z mocarstwami Zachodu, a została przez nie cynicznie sprzedana. Podczas rozmów Wielkiej Trójki w Teheranie (28.XI – 1.XII 1943 r.) zdecydowano o skazaniu Polski na podporządkowanie Związkowi Sowieckiemu, co skutkowało półwiekową niewolą, zniszczeniem gospodarki i miażdżącymi kosztami ludzkimi. Ale tajny wyrok zapadł już rok wcześniej, gdy w październiku 1942 r. dyplomaci przygotowywali konferencję. Już wtedy uzgodniono, iż sprawa polska zostanie rozstrzygnięta ponad głowami Polaków.
Czy nowe umowy w sprawie Teheranu mogą mieć podobne skutki?
A może wszystko jest już rozstrzygnięte? Może Tuska, Komorowskiego i Sikorskiego należy pytać już nie o to, jak zamierzają bronić polskiej racji stanu, a o to, czy ich walka z prezydentem Kaczyńskim była elementem postanowionego już powrotu do dawnych planów – NATO-bis i EWG (RWPG)-bis?