Pierwsza cześć wywiadu z dr. Jerzym Bukowskim, rzecznikiem POKiN, publicystą i blogerem (nick: Sowiniec) w Salonie 24
Zygmunt Białas: Jest Pan rzecznikiem Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych (POKiN) w Krakowie. Proszę powiedzieć nam parę słów o tym zrzeszeniu. Kiedy powstało? Kogo skupia w swych szeregach? Czy jest to porozumienie ogólnopolskie?
Dr Jerzy Bukowski: Nie, obejmuje swym zasięgiem Małopolskę, ale często zabieramy – zgodnie z regulaminem – głos także w sprawach ogólnopolskich. Powstało w 1994 roku na bazie istniejącej od końca lat 80. niejawnej Komisji Porozumiewawczej Małopolskich Organizacji Niepodległościowych. Skupia stowarzyszenia kombatanckie (np. Okręg Małopolski i Oddział Krakowski Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, Obszar Południowy Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, Małopolski Oddział Związku Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego, Polski Związek Więźniów Komunizmu, Związek Młodocianych Więźniów Politycznych 1944-56 "Jaworzniacy") i grupujące młodszych ludzi (np. Instytut Katyński, Komitet Opieki nad Miejscami Zbrodni Komunizmu, Małopolski Oddział Związku Piłsudczyków, Związek Konfederatów Polski Niepodległej 1979-89) – w sumie 22 podmioty posiadające osobowość prawną. Samo Porozumienie nie jest natomiast formalnie zarejestrowane. U podstaw jego powołania stała idea twórczego współdziałania kombatantów i o pokolenie lub dwa młodszych działaczy niepodległościowych, co się – patrząc z perspektywy czasu – znakomicie udało, dając wzór wielu podobnym inicjatywom w całej Polsce.
ZB: Pisze Pan i podpisuje w imieniu kombatantów wiele pism, monituje i apeluje w ważnych sprawach dotyczących pamięci narodowej do najwyższych władz w Polsce. Skąd wzięły się u Pana takie zainteresowania i zaangażowanie?
JB: Zawsze byłem człowiekiem Służby. Tak mnie wychowali dziadkowie i rodzice. Dziadek ze strony ojca był legionowym ułanem w II szwadronie rtm. Zbigniewa Dunina-Wąsowicza, potem walczył z bolszewikami w 1920 roku w 14 pułku ułanów jazłowieckich, by skończyć wojskową karierę w 8 pułku ułanów księcia Józefa Poniatowskiego.
Wiele dało mi także harcerstwo. Przez 12 lat byłem komendantem szczepu ZHP "Żurawie" w Krakowie, aktywnie działałem w niejawnym Ruchu Harcerskim Rzeczypospolitej w latach 80., będąc m.in. jego rzecznikiem oraz pierwszym redaktorem naczelnym pisma "Czuwajmy" – oficjalnie organu Krajowego Duszpasterstwa Harcerek i Harcerzy, nieoficjalnie całego Ruchu. Właśnie wtedy – podczas stypendialnego pobytu w Londynie na przełomie lat 1987/88 – poznałem ówczesnego przewodniczącego ZHP Poza Granicami Kraju i zarazem ministra spraw krajowych w rządzie RP na Uchodźstwie harcmistrza Ryszarda Kaczorowskiego – później ostatniego Prezydenta II RP na Uchodźstwie.
Od 1981 roku jestem członkiem, a od 1986 przewodniczącym Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego przy Towarzystwie Miłośników Historii i Zabytków Krakowa. Udało nam sie ogromnym wysiłkiem społecznym uratować polską Mogiłę Mogił, zawierającą ponad 4 tysiące ziem z pól bitewnych i miejsc kaźni Polaków z całego świata z lat 1794-1989. Komuniści chcieli ją zniszczyć, ale nie udało im się to dzięki wysiłkowi wielu patriotów, nie tylko piłsudczyków i nie tylko z Krakowa. Serdecznie zapraszam do jej odwiedzenia w Lesie Wolskim. Mój internetowy nick pochodzi właśnie od wzgórza, na którym w latach 1934-37 rodacy usypali ten nietypowy pomnik niepodległości.
Jestem też wiceprezesem Ogólnopolskiej Federacji Piłsudczyków, byłem przez dwie kadencje sekretarzem Krakowskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Filozoficznego, wchodzę w skład Wydziału (zarządu) TMHiZK. Pod koniec lat 80. regularnie współpracowałem z Rozgłośnią Polską Radia Wolna Europa oraz z najważniejszymi pismami emigracyjnymi w Anglii i w USA.
Całe życie starałem się czynnie służyć Polsce, robię to nadal i zapewne nie ustanę w swoich działaniach.
ZB: Dlaczego ważne jest, by Polacy znali historię swego kraju?
JB: Bo kto nie zna przeszłości, ten nie umie żyć w teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości, by strawestować słynne powiedzenie marszałka Piłsudskiego. Ważne jest, by uczyć tej postawy młode pokolenia, kontaktując je m.in. z kombatantami. Kiedy przesłuchiwali mnie w latach 80. funkcjonariusze peerelowskiej Służby Bezpieczeństwa, to zawsze mówili mniej więcej tak: "Nie mamy pretensji, że spotyka się pan pod kopcem z dziadkami, nie mamy też pretensji o pana działalność harcerską, jeżeli nie wykracza poza pewne ramy ideowe, ale nie dopuścimy do tego, żeby pan łaczył te dwa pokolenia". No i nie udało im się powstrzymać ani mnie, ani wielu innych wspaniałych Polaków od przerzucania tych pomostów.
ZB: Jak Pan ocenia świadomość historyczną Polaków na tle innych krajów europejskich?
JB: Nie jest najgorze, co nie znaczy, że nie mogłoby (powinno) być lepiej. Wiele zależy od szkoły, a ta nie bardzo się ostatnio sprawdza. Szwankuje także wychowanie domowe, bo rodzice, a nawet dziadkowie nie mają zbyt dużej wiedzy historycznej i nie potrafią jej przekazać swym dzieciom oraz wnukom. Znakomicie udaje się to natomiast nadal w harcerstwie i to bez względu na to, której organizacji jest się członkiem. Nb. bardzo boleję i wiele razy dawałem temu wyraz w swojej publicystyce nad rozłamem w tym wspaniałym ruchu wychowawczym.
ZB: 19 stycznia 1999 roku powstał Instytut Pamięci Narodowej. Jakie znaczenie przypisuje Pan tej instytucji w kształtowaniu naszej świadomości narodowej?
JB: Ogromne. Mam wielu znajomych w tej instytucji, współpracujemy przy wielu przedsięwzięciach i mam nadzieję, że tak będzie nadal.
ZB: Instytut Pamięci Narodowej miał od początku swą centralę w Warszawie w budynku należącym do spółki RUCH, w której Skarb Państwa posiadał pakiet większościowy. W wyniku prywatyzacji centrala IPN będzie musiała opuścić dotychczasowe pomieszczenia, zaadaptowane wcześniej do jej potrzeb. Także budżet tej instytucji kurczy się w latach rządów PO – PSL. Czyżby to znaczyło, że Instytut Pamięci Narodowej wykonał już swe zadania i jego działalność powinna być systematycznie wygaszana?
JB:Nie. IPN ma jeszcze ogromną pracę do wykonania, zwłaszcza w dziedzinie edukacji historycznej.
ZB: Ostatnio SLD i partia Palikota próbowały jednak przeforsować w Sejmie ustawę o likwidacji Instytutu Pamięci Narodowej. W portalu wyborcza.pl wypowiadają się czytelnicy na ten temat. Za zakończeniem działalności IPN jest aż 79% internautów i tylko 17% docenia przełomową rolę tej instytucji. Czy nie ma powodów do niepokoju?
JB: Są. Ale dopóki się da, trzeba odważnie i rozważnie robić swoje. Wierzę, iż tak niezbędna instytucja przetrzyma wszelkie burze dziejowe i wzorowo wypełni swoje statutowe zadania.
ZB: Był Pan reprezentantem prasowym płk. Ryszarda Kuklińskiego w Polsce. Na czym polegało pełnienie tej funkcji? Dlaczego podjął się Pan tego zadania?
JB:Poprosił mnie o to jesienią 1997 roku sam Pułkownik, znając moje artykuły i stanowiska POKiN w sprawie jego rehabilitacji. Ponieważ ambasadorem Polski w Waszyngtonie był wtedy bardzo zasłużony w tej właśnie materii (obok profesora Zbigniewa Brzezińskiego i Jana Nowaka-Jeziorańskiego, a w kraju Józefa Szaniawskiego) mój przyjaciel Jerzy Koźmiński, szybko doszło do kontaktu telefonicznego i do zgody naszego MSZ, abym reprezentował płk. Kuklińskiego w trakcie jego pierwszej po ewakuacji przez Amerykanów w listopadzie 1981 roku wizyty w ojczyźnie na przełomie kwietnia i maja 1998 roku. Początkowo miałem pełnić tę funkcję jedynie podczas pierwszych czterech dni, czyli niejako na moim terenie (Kraków, Zakopane, Katowice), ale musiałem się dobrze spisać, bo Ryszard poprosił mnie, abym nie tylko był z nim do końca pobytu w Polsce, ale reprezentował go również po Jego wyjeździe. Niemal do śmierci kontaktował się ze mną telefonicznie, ilekroć chciał coś przekazać krajowym mediom. Ostatni raz rozmawialiśmy tydzień przed Jego śmiercią, a 2 lub 3 dni przed zabójczym wylewem. Współpracę z Nim uważam za jeden z najważniejszych patriotycznych fragmentów mojego życia i nadal pozostaję wierny Jego pamięci oraz przesłaniu, jakie realizował z narażeniem życia swojego i najbliższej rodziny.
ZB: W imieniu Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych domaga się Pan od wielu lat zaliczenia płk. Kuklińskiego w poczet kawalerów Orderu Orła Białego i awansowania go do stopnia generała brygady. Idzie to jak po grudzie. Dlaczego?
JB: Ponieważ duże wpływy mają w dzisiejszej Polsce w dalszym ciągu ci, którzy przez większość część swego życia wiernie i efektywnie służyli Sowietom. Ich niechęć do Kuklińskiego jest obroną ich biografii, jak On sam to trafnie określił. Pragnę bardzo mocno podkreślić, że za wrogów polskiej racji stanu uważał wyłącznie wojskową i polityczną "wierchuszkę" (to rosyjskie określenie jest w tym kontekście bardzo adekwatne), a nie większość kadry oficerskiej LWP, o której patriotyzmie miał jak najlepsze zdanie.
Nie chcę się tutaj szczegółowo rozwodzić nad istotą patriotycznej misji płk. Kuklińskiego, napisałem o tym mnóstwo tekstów i udzieliłem wielu wywiadów w mediach krajowych i polonijnych, zainteresowanych odsyłam do nich. Także w Salonie 24 jest parę takich artykułów na czele z opublikownym we wrześniu 2008 roku pt. "Na czym polegało bohaterstwo pułkownika Kuklińskiego?".
ZB: 13 grudnia ub.r. oraz 11 lutego br. zbezczeszczono popiersie płk. Kuklińskiego w alei Wielkich Polaków w krakowskim parku im. Jordana. Zamazano słowo 'pułkownik’, a dopisano 'zdrajca’. Kto znieważa nasze wartości? Jak temu komuś wytłumaczyć, że płk. Ryszard Kukliński nie zdradził?
JB: Robią to prawdopodobnie epigoni komunizmu (sieroty po PRL), nie wykluczam także jakichś skrajnie prawicowych, rusofilskich organizacji. Jeśli ktoś chce się dowiedzieć, kim był i co zdziałał dla Polski oraz świata Kukliński, łatwo znajdzie teksty na ten niewątpliwie fascynujący temat. Spór o Niego jest bowiem tak naprawdę sporem o ocenę PRL.
ZB: Dziękuję Panu za rozmowę. Proszę też, by za kilka dni odpowiedział Pan na dalsze pytania związane z pamięcią narodową oraz tymi Polakami, którzy nie szczędzili trudów, zdrowia i swego życia w obronie naszej Ojczyzny.
JB: Czuwaj!