– mówi o swych synach w wywiadzie dla tygodnika "Uważam Rze" Dorota Skrzypek, wdowa po prezesie NBP śp. Sławomirze Skrzypku, który zginął 10 kwietnia 2010r. w Smoleńsku. – Przyszło jej przeżyć nie tylko rozpacz po stracie męża, ale też mnóstwo niegodziwości ze strony polskich władz i mediów. "Bez wiary w Boga i pomocy bliskich nam osób nie dałoby sie tego przejść. Podobnie jak bez poczucia, że ofiara jest po coś, ma jakiś sens, że śmierć 96 osób nie pójdzie na marne".
Można się było załamać po tragedii, która wydarzyła się przed dwoma laty. Waldemar Kuczyński wołał wściekle po kilku dniach: "Kończmy tę żałobę! Ile można?" Szalały zastępy spod znaku Palikota, Kutza i Niesiołowskiego, które drwiły, rechotały i opowiadały niewybredne dowcipy. "Miałam wrażenie, że w wielu ludziach obudziła się jakaś bestia – wspomina Dorota Skrzypek. – Zaczęto bezcześcić pamięć umarłych, z których wulgarnie żartowano. Deptano po wrażliwości, po bólu rodzin".
Szydercy czuli, iż mają przyzwolenie władzy. Więcej – ich działanie było inspirowane przez władzę. To była przecież decyzja prezydenta Komorowskiego, by usunąć krzyż smoleński z Krakowskiego Przedmieścia. Perfidię tego działania wzmacniał zabieg odwracający rolę napastnika i ofiary. Językiem agresji mieli według tego scenariusza posługiwać się ci, którzy domagali się prawdy.
Dorota Skrzypek wstrzymywała się przez prawie rok od publicznych komentarzy o działaniach rządu. Przełomem były konferencja moskiewskiego MAK, a następnie raport Millera. Zrozumiała wtedy, że nie może liczyć na Tuska i jego rząd. Ona zresztą współczuje tym ludziom: "To musi być straszne uczucie – wiedzieć, że przejdzie się do historii jako ekipa, która tak bardzo zawiodła – kontynuuje rozmówczyni. – Będą zapamiętani jako ludzie, którzy nie upomnieli się o polską rację stanu, pozwolili opluwać i deptać pamięć urzędującego prezydenta oraz najwyższych funkcjonariuszy państwowych, oficerów, kombatantów".
Dlaczego władze polskie tak postępują? – Dorota Skrzypek wskazuje, że postawa ta może wynikać albo z nieudolności, albo z faktu, iż jest dużo do ukrycia.