Wyszperałem w prasie sprzed dziesięciu laty. Aż mi się cieplej na duszy zrobiło i tak jakoś swojsko. Całkiem sympatycznie po latach mieć możliwość przeczytania ponownie tego tekstu. 10 lat temu, a jakby dziś. Nie, absolutnie, nic złośliwego nie chcę napisać. Tylko myślę, że premier Tusk zamarzył by na powrót być Donaldem.
Tak jakoś czuję przez skórę… rzecz jasna nie ma to nic wspólnego z Jarosławem Kaczyńskim i „kaczyzmem”. Chciałoby się powiedzieć – biedny Donald znowu kwęka. Ileż to już razy grał rolę ofiary…
Oto fragmenty wywiadu, starego i aktualnego:
– Panie Marszałku, ostatnio sporo Pana w mediach. Lubi Pan dziennikarzy?
– Różnie. Niektórych lubię, niektórych nie znoszę. Nazwiska? No nie, nie podam. Nie lubię takich, którzy mylą dociekliwość z agresją, zaczyna mnie męczyć tzw. agresywne dziennikarstwo, zwłaszcza w mediach elektronicznych. Zauważyła pani, że od jakiegoś czasu mamy przykłady dziennikarstwa mało inteligentnego? Wielu dziennikarzy zamiast prawdziwego warsztatu stosuje krzykliwą napaść.
– Czyżby przykre doświadczenia? Chyba tak, bo ostatnio media Pana nie rozpieszczały.
– To jest dla mnie komplement, w tym sensie, że po wielu latach wyszedłem z niszy, z zapomnienia. Jeśli na nowo budzę emocje, także negatywne, to oznacza, że robię coś ważnego.
……
– Biorąc pod uwagę pana pracę można sądzić, że w domu dają Panu tzw. luzy?
– W domu mam określoną liczbę zajęć. Tak jest chyba lepiej, że każdy wie, co do niego należy. Dom oczywiście prowadzi żona. Od lat zawodowo nie pracuje, z różnych powodów, przede wszystkim dlatego, ze musiała opiekować się córką, która po urodzeniu poważnie zachorowała. Syn ma 19 lat, pomaga w tzw. męskich pracach. Ja wychodzę z psem. Co jeszcze? Czasem chodzę na zakupy. O, jeszcze w czasie remontu mieszkania, malowałem ściany. A robię to dobrze, bo przecież przez 6 lat malowałem kominy. Gdybyśmy to podsumowali, wyjdzie, że wielkiego pożytku ze mnie w domu nie ma. A, zapomniałbym, przed świętami robię bigos.
– Na koniec spytam pana o imię? Skąd pana mama wzięła tego Donalda?
– To prostsze niż pani myśli. Ja odziedziczyłem imię po ojcu. Pytanie, skąd babcia wzięła tego Donalda? To było przed wojną, w 1930 roku. Rodzinna anegdota mówi, ze szaleńczo zakochała się w jakimś amerykańskim aktorze, którego zobaczyła na ekranie gdańskiego kina. Korzeni anglosaskich więc nie mam, a nazwisko jest kaszubskie. Nie ma wielu zdrobnień mojego imienia, rodzina i znajomi mówią do mnie Donek. A Donaldzik? Czasem w rozbawionym towarzystwie takie zdrobnienie słyszę. Na co dzień jestem jednak po prostu Donald.
Sympatyczny i szczery wywiad z sympatycznym wicemarszałkiem Senatu, przeprowadziła Agnieszka Staszewska w lutym 2001r., regionalna dziennikarka, a ja wstawiłem zdjęcie Donalda, amerykańskiego aktora, niekoniecznie kaczora jak widać. (ten chyba szczekał). Nie jestem w nim zakochany ale Bardzo go lubię.
Pozdrawiam.
Cud wcielonego ducha, pierwsze slowa z wiersza Cypriana Norwida pt. PISMO, czyli nie szermowac, krzyczéc, Lecz cala sila dzialac