W dzień po przelocie helikopterem premier podobno ma kopać ziemię na A2 i przez przypadek odnaleźć wazę z II wieku.
Jakie będą efekty sondażowe tego, co nazwałem Donald Tusk’s Flying Circus, czyli objazdu naszego premiera po Polsce, latania helikopterem nad autostradami, malowania lokomotyw, meldowania gotowości przez ministrów i dyrektorów szpitali? Przyznam, że nie wiem, czy w krótkiej perspektywie skutkować to będzie lekką zwyżką, czy raczej zniżką notowań. Ale długookresowo była to na pewno wielka wtopa. Dlaczego? Mówiąc krótko – bo Polska to nie Rosja.
Jedną z różnic między tymi dwoma krajami jest to, że u nas funkcjonują wolne media i wolni dziennikarze. Są, oczywiście, tabuny zwolenników rządu, które robią wiele, żeby Platforma rosła w siłę, a Donaldowi Tuskowi żyło się dostatnio, ale robią to z własnej woli i przekonania, oraz – co ważne – na rynku medialnym, na którym jednak silni są także ich przeciwnicy i osoby mające dokładnie odwrotne zdanie. Polski rynek medialny jest chory i niesymetryczny, ale jednak jest wolny. I dlatego taki cyrk, jaki odstawił premier, nie prajdiot, mówiąc językiem naszych przyjaciół Moskali.
Ilość kpin i żartów, których obiektem stał się Tusk, zaskoczyła chyba wszystkich. Sam pisałem na twitterze, że w dzień po przelocie helikopterem premier podobno ma kopać ziemię na A2 i przez przypadek odnaleźć wazę z II wieku. Nie spotkałem na necie i w realu żadnego dziennikarza czy publicysty, który broniłby tej putinady. Nawet najbardziej zaciekli zwolennicy obecnej ekipy, jak Waldemar Kuczyński, zgrzytali zębami na widok kolejnych ministrów meldujących gotowość bojową i strzelających obcasami przez swoim szefem. Jakaś granica groteski i śmieszności została przekroczona i dostrzegli to wszyscy.
Przysłowie mówi, że tonący brzydko się chwyta. I w przypadku Tuska sprawdza się to doskonale. Ten tour de Pologne był żałosny i tak toporny, że ośmieszył jego autorów. I odnotowali to właściwie wszyscy – od prawa do lewa. Putin może robić takie ustawki zupełnie bezkarnie dlatego, że w Rosji nie ma wolnych mediów, które mogą w wieczornych newsach skomentować wyczyny swojego prezydenta. I tu właśnie tkwi problem naszego premiera – przeliczył się i naraził na śmieszność także wśród tych, którzy mu sprzyjają. Zobaczyli w nim polityka żałośnie chwytającego się ambarasujących metod, zamiast robić to, za co podatnicy mu płacą. Dostrzec to można było w wieczornych serwisach, gdzie objazdówka Tuska była relacjonowana raczej w tonie ironicznym. To dowód na to, że żyjemy w demokracji, a nie w reżimie, że choć nasze media są często zdeprawowane, a część dziennikarzy oddała się na usługi poszczególnym partiom, to jednak mam do czynienia z w miarę wolnym rynkiem medialnym. I dzięki temu Polacy zobaczyli w premierze osobę, która wbrew swoim hasłom z kampanii wyborczej, jest wierna hasłu: „Nie budujmy dróg, róbmy politykę”!