Stary sposób każdej policji na świecie – jeden funkcjonariusz udaje gbura, podczas gdy drugi stara się łagodzić sytuację. Przesłuchiwany albo wystraszy się, albo też powodowany potrzebą oparcia się na kimś życzliwym zaczyna w końcu współpracować.
Żałosny spektakl, jakiego jesteśmy świadkami od momentu uchwalenia ustawy o IPN przebiega wg takiego schematu.
Złym policjantem jest ambasador Izraela Anna Azari, która przy okazji każdego występu publicznego nie szczędzi połajań pod adresem Polski.
Za dobrego robią z kolei Ronald S. Lauder i dyrektor Robert Singer ze Światowego Kongresu Żydów, autorzy Listu otwartego do Polaków.
Skoro nie rzucił nas na kolana (czyli skłonił do przyjęcia żądań majątkowych WJC) do akcji wkroczyła kolejny raz ambasador.
Schemat prosty i zrozumiały, ale trzeba pamiętać, że Anna Azari próbująca występować w roli jakiegoś groteskowego izraelskiego Borysa Aristowa budzi coraz większe oburzenie. I nie tylko etnicznych Polaków.
Tymczasem receptę na prowadzenie rozmów z Izraelem już dawno (2012) zdradził prof. Norman Finkelstein:
… Polacy – proszę mi wybaczyć to co teraz powiem – zachowują się w sposób godny pożałowania. Nie macie na tyle pewności siebie i poczucia własnej wartości, by powiedzieć Izraelowi: Zabierajcie się z naszego kraju i wsadźcie te swoje wycieczki gdzieś. (…) Jeśli ktoś na waszej ziemi prowadzi działalność, której celem jest wywołanie wobec was nienawiści, to nie powinniście się na to godzić.
Dokładnie tak trzeba postąpić teraz.
To, że nazywa ona stan wywołany przez samą siebie „antysemityzmem” dowodzi jedynie, że powinna być odwołana z Polski w trybie pilnym.
Za grosz nie rozumie sytuacji, jaką sama sprowokowała.
Trzeba wreszcie powiedzieć wprost, skoro wypowiedzi wyważone i delikatne (np. senatora Żaryna) nie trafiają.
Problemem jest tylko jedna zbyt bezczelna Żydówka.
.
.
10.03 2018