W ciągu ostatniego roku opinia publiczna została kilkukrotnie zaalarmowana z powodu skandalicznego przetrzymywania ludzi na długoletniej detencji (przymusowym leczeniu psychiatrycznym w zakładach zamkniętych).
Jest ona nierzadko zasądzana w postępowaniach karnych z powodu błahych czynów i to wzbudzających wątpliwości, czy w ogóle miały miejsce. I tak np. szanowany inż. Broll, sprzeciwiający się „ustawianiu” przetargów na Śląsku, spędził 8 lat w psychiatryku w Rybniku z powodu rzekomej (jednej) groźby karalnej, nigdy nieudowodnionej. Pan Meszka – 11 lat z powodu kilkukrotnego grożenia sąsiadom, które nigdy nie weszło w fazę realizacji. Co interesujące, w tym samym czasie był on niezadowolony z działań prokuratury, która – jego zdaniem – nie wyjaśniła wnikliwie przyczyn śmierci jego żony w szpitalu. Obaj panowie opuścili psychiatryk tylko dzięki Rzecznikowi Praw Obywatelskich, który wniósł kasacje do Sądu Najwyższego. Kasacje zostały uwzględnione i „psychiatryczni więźniowie” odzyskali wolność. Takie „pomyłki” są, niestety, dość częste, a ich przyczyny niejasne. Jak się wydaje, za ten stan rzeczy odpowiadają zarówno sędziowie, którzy w sposób daleki od zasad logiki i tzw. doświadczenia życiowego interpretują fakty oraz opinie, jak i psychiatrzy, którzy doszukują się niepoczytalności w zachowaniach jak najbardziej normalnych. Oto kolejny przykład.
10 lat ścigania pod pretekstem grożenia narzeczonemu byłej sympatii
Mariusz Cysewski, działacz KPN, tłumacz języka angielskiego, także sądowy (m.in. tłumaczył non profit Rodzinie Katyńskiej dokumenty potrzebne w procesie przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu.), były więzień polityczny, aktywny publicysta, opisujący z zaangażowaniem „błędy” polskiego wymiaru sprawiedliwości, wielki propagator ław przysięgłych, został aresztowany w październiku 2006 r. przez Sąd w Tarnowskich Górach. Zarzucano mu kierowanie gróźb karalnych wobec narzeczonego byłej sympatii, jednorazowe naruszenie jego nietykalności, a także grożenie jemu i ukochanej w celu wywarcia wpływu na ich zeznania w śledztwie. Cysewski zaprzeczył zarzutom i przedkładał dziesiątki wniosków dowodowych, które miały dowieść, że nie popełnił przypisywanych mu czynów. Wskazywał też precyzyjnie na przejawy stronniczości organów ścigania i sądowych oraz fałszywość zeznań oskarżającego go mężczyzny, a nadto wnioskował o postępowanie mediacyjne lub o wydanie przez Sąd wolnościowych środków zapobiegawczych (np. zakazu przebywania w określonych miejscach lub zbliżania się do „pokrzywdzonych”). Żaden z jego wniosków nie został uwzględniony. Uzasadnienia postanowień Sądu były lakoniczne i nie zawierały zgodnego z kodeksem postępowania karnego odniesienia do podnoszonych zastrzeżeń. Sądy konsekwentnie twierdziły, że Cysewski może popełnić przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu pokrzywdzonych, gdyż popełnieniem takich czynów miał grozić. W efekcie spędził on w areszcie aż 10 miesięcy. Przez pewien czas prowadził protestacyjną głodówkę.
Już w tydzień po zaaresztowaniu – co jest zaskakujące – prokurator zarządził przeprowadzenie badań psychiatrycznych aresztanta, tak jakby zakochanie było chorobą psychiczną. W dniu następnym dwie lekarki psychiatrki w jednostronicowej opinii suponowały u badanego zaburzenia schizotypowe i twierdziły, że „istnieje duże prawdopodobieństwo popełnienia przez niego czynów o wysokiej szkodliwości społecznej”. Wywiodły stąd, że konieczne jest zamknięcie go w zakładzie psychiatrycznym. W 11 dni po aresztowaniu prokurator wystąpił o umorzenie postępowania i detencję podejrzanego w psychiatryku.
Sprawa nie jest zakończona do dzisiaj.
Badania psychiatryczne zamiast postępowania dowodowego
W stosunku do Cysewskiego złamano podstawową zasadę postępowania karnego, że przed badaniem poczytalności podejrzanego lub oskarżonego należy przede wszystkim wykazać, iż czyn zabroniony miał w ogóle miejsce.
Zgodnie z Postanowieniem SN z dnia 18 lutego 2009 r., IV KK 306/08: „Żaden przepis prawa nie zwalnia sądu z obowiązku ustalenia, czy oskarżony, który według opinii biegłych psychiatrów jest niepoczytalny w rozumieniu art. 31 § 1 k.k. popełnił zarzucany mu czyn. Użyte sformułowania w art. 31 § 1 k.k. „w czasie czynu” oraz w art. 414 § 1 k.p.k. „w chwili czynu” wskazują jednoznacznie, iż musi zachodzić zbieżność w czasie dwóch zaszłości, a więc czynu oskarżonego oraz jego niepoczytalności”.
Tymczasem, zamiast sprawdzać, czy zeznania świadków-pokrzywdzonych o rzekomych groźbach są wiarygodne i jaka była szkodliwość domniemanych czynów, pospiesznie zarządzono badania psychiatryczne.
Jednostronicowa opinia psychiatrów zastąpiła postępowanie dowodowe – rozpoczęło się ono dopiero pod koniec lutego następnego roku, czyli 4 miesiące później i ograniczyło do dwóch rozpraw (następna była w połowie maja). „Pokrzywdzona” narzeczona zaprzeczyła iżby Cysewski jej groził. Czyli de facto, to opinia lekarzy była podstawą przetrzymywania Cysewskiego w areszcie aż do sierpnia 2007 roku. Zwolniono go zresztą tylko dlatego, że nie było wolnych miejsc w areszcie krakowskim, gdzie miała być przeprowadzona obserwacja sądowo-psychiatryczna. Sąd doszedł wniosku, że „podejrzany nie może być obciążany skutkami przedłużających się czynności w sprawie”.
Wcześniej, w maju 2007 roku, konkurent Cysewskiego oświadczył Sądowi, że zawarł związek małżeński z byłą sympatią aresztowanego.
Cysewski – wbrew prognozie psychiatrów – nigdy nie nastawał na „życie i zdrowie” „pokrzywdzonego”. Od prawie 10 lat nie ma z nim żadnego kontaktu. Mimo to, raz uruchomiona machina sądowo-psychiatryczna kręci się do dzisiaj. Supozycja o konieczności detencji nie została do tej pory prawomocnie zanegowana. To jakiś absurd lub celowe działanie na szkodę konsekwentnego krytyka polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Korowód indolentnych opinii psychiatrycznych
Cysewski od początku w rzeczowy sposób podważał treść opinii sądowo-psychiatrycznej z października 2006 roku. Wkrótce zostały sporządzone 2 dodatkowe opinie. W lutym 2007 r. stwierdzono, że opiniowany nie wykazuje zaburzeń charakterystycznych dla procesu psychotycznego, a jego linia życiowa nie potwierdza zaburzeń schizotypowych. Lekarze zauważyli tylko nieufność ze strony badanego (czemu oczywiście trudno się temu dziwić), a niektóre wypowiedzi Cysewskiego, dotyczące rywalizacji o względy ukochanej lub na temat stanu wymiaru sprawiedliwości, oceniali – wyraźnie chcąc je zdeprecjonować – jako „dziwaczne”. Ci biegli sądowi – jak się zdaje – szukaliby choroby nawet u zakochanego nieszczęśliwie Mickiewicza czy innych poetów. Skonkludowali, że nie są w stanie wykluczyć toczącego się procesu chorobowego, nie podali żadnej diagnozy i asekuracyjnie zawnioskowali o obserwację sądowo-psychiatryczną aresztanta. W późniejszej opinii z kwietnia 2007 r. inny duet lekarzy powtórzył wnioski o braku możliwości stwierdzenia w badaniu ambulatoryjnym, czy u badanego toczy się jakiś proces chorobowy i o konieczności 6-tygodniowej obserwacji stanu psychicznego w szpitalu.
No cóż, wyglądało to na poszukiwanie „choroby” u M. Cysewskiego „na siłę”, ale Sąd wątpliwości co do ustaleń biegłych nie miał i obserwację psychiatryczno-sądową zasądził.
Obserwacja w szpitalu w Lublińcu (styczeń/luty 2008) była medycznym i prawnym skandalem. Do czasu jej rozpoczęcia powstało 5 kolejnych opinii na podstawie badań jednorazowych. W jednej z nich (z 12.12.2007 r.) stwierdzono nie budzącą wątpliwości pełną poczytalność M. Cysewskiego, w trzech nie sformułowano żadnej diagnozy i wnioskowano o obserwację psychiatryczną w szpitalu, w dwóch „rozpoznano” istnienie dwóch różnych chorób psychicznych (sic!). Nie sposób nie zauważyć, że liczba badań psychiatrycznych, którym poddawano wówczas Cysewskiego, przerodziła się w swoistą nagonkę na niego, jako na działacza publicznego i coraz bardziej skutecznego demaskatora nadużyć w wymiarze sprawiedliwości.
Szpital w Lublińcu z niezachwianą pewnością „rozpoznał” zespół paranoiczny, na który Cysewski ma rzekomo chorować już od 1994 r. Ukryto opinie z lat 1994-2007 świadczące o pełnej poczytalności obserwowanego. Nie podano przykładów urojeń (jak się wydaje biegli przede wszystkim „mieli na myśli” zastrzeżenia Cysewskiego dotyczące funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości), stwierdzono, że opiniowany wymaga intensywnego leczenia specjalistycznego, gdyż „stanowi zagrożenie dla osób z kręgu urojeniowego” i niezwłocznie (bez postanowienia sądowego) przystąpiono do przymusowej terapii (trwała ona 10 dni, w jej w trakcie m.in. podawano neuroleptyk o przedłużonym działaniu). Powiadomiony o tym Sąd w Lublińcu nie zaakceptował łamania procedur ustawy o ochronie zdrowia psychicznego i nakazał bezzwłocznie wypisać Cysewskiego ze szpitala.
Mimo rozbieżności wniosków innych diagnoz psychiatrycznych z opinią biegłych ze Szpitala w Lublińcu, Sąd w Tarnowskich Górach w czerwcu 2008 r. umorzył sprawę przeciwko Mariuszowi Cysewskiemu w związku z art. 31 par 1. kk. Nie tylko uznał – na podstawie zeznań powiązanych ze sobą świadków i odrzucając wszystkie wnioski dowodowe podejrzanego – że M. Cysewski popełnił zarzucane mu czyny (oprócz grożenia byłej sympatii, co wykluczono, bo „pokrzywdzona” odwołała ten zarzut), ale też – na podstawie wyników obserwacji sądowo-psychiatrycznej w Lublińcu – stwierdził, że w momencie popełniania czynów Cysewski miał być całkowicie niepoczytalny. Zasądził też przymusowe leczenie go w zakładzie psychiatrycznym, twierdząc – za biegłymi ze szpitala w Lublińcu – że Cysewski może „ponownie” popełnić „czyny o wysokiej szkodliwości” wobec „osób z kręgu urojeniowego”. Przypomnijmy, że chodziło o domniemane jednorazowe naruszenie nietykalności i domniemane groźby wobec jednej osoby. Sąd nie wziął pod uwagę, że konflikt sprzed dwóch lat pomiędzy dwoma mężczyznami o dziewczynę już wygasł i „pokrzywdzony” (obecnie mąż bogdanki) nigdy więcej organów ścigania o takich zdarzeniach, jak poprzednio, nie zawiadamiał. Podejrzany i pokrzywdzony od dwóch lat nie mieli ze sobą żadnego kontaktu (sic!). Tarnogórski Sąd nie uwzględnił też, że sąd w Lublińcu, który procedował w lutym, czy należy Cysewskiego leczyć przymusowo, żadnego zagrożenia ze strony Cysewskiego dla jakichkolwiek osób nie stwierdził i nakazał wypisanie go ze szpitala.
Operacja prokuratorska „przerażenie i szok”
Przez następnych 8 lat trwał i trwa nadal dziwny i niebezpieczny kontredans w wykonaniu prokuratora, psychiatrów i sędziów.
Sąd Okręgowy w Gliwicach utrzymał postanowienie sądu pierwszej instancji o detencji mimo protestów opinii publicznej, twierdzącej, iż biegli ze szpitala w Lublińcu nie są obiektywni. W miesiąc później Komisja Psychiatryczna do spraw środków zabezpieczających przy Ministrze Zdrowia jako miejsce wykonywania detencji ustaliła właśnie wojewódzki szpital w Lublińcu, co musi budzić zdziwienie z uwagi na konflikt sądowy pomiędzy Cysewskim i szpitalem (Cysewski złożył zawiadomienie o przestępstwie bezprawnego pozbawienia go wolności w tej jednostce). Zanim Sąd w Tarnowskich Górach podjął procedowanie co do miejsca detencji, ujawnione zostały 2 nowe opinie sądowo-psychiatryczne, w których stanowczo stwierdzono, że Mariusz Cysewski jest w pełni poczytalny. W jednej z tych opinii dodatkowo stwierdzono, że zatrzymanie Cysewskiego w szpitalu w Lublińcu po zakończeniu obserwacji i stosowanie przymusowej farmakoterapii było niezasadne.
Mimo powyższych okoliczności Sąd w Tarnowskich Górach nie przeprowadził w sierpniu 2009 roku żadnych nowych czynności dowodowych, a jedynie wystąpił do Komisji Psychiatrycznej o wskazanie innej jednostki jako miejsca wykonywania detencji. Komisja wskazała szpital w Rybniku, ale (sic!) o wzmocnionym poziomie zabezpieczenia. No cóż, jak widać, autorytety psychiatryczne ustaliły, że skoro między różnymi zespołami psychiatrów są różnice opinii co do stanu zdrowia Cysewskiego, a ostatnio coraz większa ich liczba podnosi, że jest on zdrowy, to należy tym bardziej nie tylko go leczyć, ale jeszcze przetrzymywać z ciężko chorymi zabójcami i gwałcicielami. Może w końcu kłopotliwy i zdeterminowany krytykant wymiaru sprawiedliwości naprawdę zwariuje i „problem rozbieżności w opiniach” samoczynnie się rozwiąże?
W grudniu 2009 roku tarnogórski sąd wydał jednak postanowienie zmierzające do wyjaśnienia „antonimii” w diagnozach psychiatrycznych. Powołał do sporządzenia opinii tych biegłych, którzy ocenili, że Cysewski jest zdrowy. W lutym 2010 roku wpłynęło stanowisko biegłych podtrzymujące ocenę o pełnej poczytalności Cysewskiego.
W czerwcu po raz pierwszy pojawiło się światełko w tunelu. Sąd na podstawie powyższej opinii uchylił środek zabezpieczający. Niestety, na postanowienie Sądu zażalił się prokurator, a Sąd Okręgowy w Gliwicach w grudniu uwzględnił zażalenie i nakazał sądowi pierwszej instancji, aby zobowiązał biegłych do odniesienia się do diagnoz stawianych przez inne zespoły opiniujące. Biegli w opinii z października 2012 roku ponownie stwierdzili, że Cysewski był zdrowy zarówno w momencie „popełniania zarzucanych mu czynów”, jak i obecnie. Na tej podstawie w listopadzie 2012 roku Sąd ponownie uchylił postanowienie o detencji, uzasadniając, że jest ona możliwa tylko wówczas, gdy jest niezbędna, aby zapobiec „ponownemu popełnieniu czynu o znacznej społecznej szkodliwości”. Sąd podkreślił też, iż od czasu wydania postanowienia o detencji minęło już 4 lata i żaden taki czyn nie został przez M. Cysewskiego popełniony.
Niestety, prokurator znowu wniósł zażalenie. W marcu 2013 r. Sąd Okręgowy w Gliwicach uwzględnił je. Tym razem uznał, że Sąd I-szej instancji w ogóle nie może uchylać prawomocnego postanowienia o orzeczeniu detencji, bo mogłoby to nastąpić tylko w drodze nadzwyczajnych środków zaskarżenia (np. kasacji), a jest uprawniony wyłącznie do orzeczenia, czy detencja powinna być stosowana z uwagi na aktualny stan zdrowia podejrzanego w kontekście prawdopodobieństwa popełnienia przez niego czynu o wysokiej szkodliwości. W tym celu Sąd winien dopuścić dowód uzupełniający z opinii dwóch psychiatrów i psychologa.
Sąd w Tarnowskich Górach w lipcu 2013 roku nowych biegłych powołał. We wrześniu Cysewski odmówił dalszego udziału w tej „farsie”. Powołał się na prawa obywatela do poszanowania życia prywatnego, wyrok wydany przez Trybunał Konstytucyjny w sprawie SK 50/06 oraz orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, między innymi w sprawie Worwa przeciwko Polsce. Biegli – wobec niemożliwości przeprowadzenia osobistego badania podejrzanego – wystąpili o przeprowadzenie obserwacji sądowo-psychiatrycznej. Sąd powołał następnych biegłych. Ci w opinii z czerwca 2014 roku stwierdzili, że nie są w stanie ocenić stanu zdrowia Cysewskiego na podstawie zawartości samych akt i też zawnioskowali o szpitalną obserwację psychiatryczną. W kilka miesięcy później kolejny zespół psychiatrów w innej sprawie (związanej z protestem dotyczącym pomnika żołnierzy radzieckich w Katowicach) stwierdził, że Cysewski jest zdrowy. Mimo to w grudniu wydano postanowienie o przeprowadzeniu 4-tygodniowej obserwacji sądowo-psychiatrycznej Cysewskiego w szpitalu w Rybniku. Sąd Okręgowy w maju 2015 roku to postanowienie uchylił, bo podczas jego wydawania nie był obecny ani podejrzany, ani jego obrońca. W sierpniu 2015 roku powołano nowych biegłych do wydania opinii o stanie zdrowia Cysewskiego. Cysewski stawił się, ale odmówił uczestnictwa w badaniu. W marcu 2016 sędzia referent (wiceprezes Sądu w Tarnowskich Górach) przeszła w stan spoczynku. Nowa referentka jest związana Postanowieniami Sądu Okręgowego w Gliwicach, które nakazują przeprowadzenie dowodu z opinii uzupełniających.
Jak długo jeszcze?
Trzeba zapytać, jak długo jeszcze sądy, prokuratura i biegli będą grali w tą dziwną grę? Kto podejmie kroki z urzędu, aby zaprzestać tej farsy i naruszania praw podsądnego do rzetelnego procesu?
Przecież „inkryminowane”, a wątpliwe zdarzenia, miały mieć miejsce prawie 10 lat temu. Kontynuacja ich ścigania wyraźnie wygląda na odgrywanie się na niewygodnym działaczu publicznym.
W opisanej sprawie Cysewskiego nie ma żadnych czynów o wysokiej szkodliwości społecznej, ani wysokiego prawdopodobieństwa popełniania przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu. I nie ma potrzeby powoływania psychiatrów, aby to ocenili. Tu jest potrzebny zwyczajny zdrowy rozsądek i uczciwość – przede wszystkim sędziów. Potrzebna jest wola, aby naprawić powstałe „błędy”.
Wytrwałe dążenie wymiaru sprawiedliwości do leczenia „sprawcy” i to na oddziale psychiatrycznym o wzmocnionym zabezpieczeniu jest skandalem. Najwyższy czas to przerwać. W państwach Zachodu wątpliwości tłumaczy się na korzyść oskarżonego. Tam sprawa Cysewskiego nie mogłaby się nawet rozpocząć wobec tylu wątpliwości i sprzecznych, wzajemnie wykluczających się opinii. Gdyby jednak do niej doszło, to oskarżenie przepadłoby przed każdą ławą przysięgłych w USA lub Wlk. Brytanii. W Polsce pod rządami korporacji sędziów jest dzisiaj odwrotnie – wystarczy znaleźć tzw. haka, by postępowanie ciągnąć dziesięć lat, a końca nie widać. Kto za tym stoi? Cui bono?
Głównymi negatywnymi bohaterami tej historii – w ocenie Cysewskiego – są: sędzia Teresa Żyłka – dawna prezes Sądu Rejonowego w Tarnowskich Górach, a zarazem przewodnicząca Wydziału Karnego, prokurator Janusz Sochacki, skompromitowany głośnymi aferami szef prokuratury w Piekarach Śląskich oraz psychiatra i biegły sądowy Ludwik Wódka – ordynator w szpitalu w Lublińcu, spiritus movens nielegalnego uwięzienia Cysewskiego i niezasadnej farmakoterapii.
Uwaga! Na zdjęciu wprowadzającym Mariusz Cysewski trzeci od lewej.
„Obywatelska” Gazeta Kornela Morawieckiego, Nr 115, 27.05.-9.06.2016
Zna się na zarządzaniu. Konserwatystka. W wieku średnim, ale bez oznak kryzysu. Nie znosi polityków mamiących ludzi obietnicami bez pokrycia (fumum vendere – dosł.: sprzedajacych dym). Wspólzałozycielka Konfederacji Rzeczpospolitej Blogerów