Przyjaciół poznaje się w biedzie.
Wasza przyjaźń, wielkie słowa i sojusze doprowadziły nas do nędzy. Konsumujecie zdradę, której dopuścili się wasi przodkowie na naszych przodkach- kupiliście nasze media, fabryki, władzę i dziennikarzy. Płacicie tym, co nam zabraliście gwałtem, szabrem, oszustwem, nożem w plecy i kulką w tył głowy. Kontestujecie naszą historię, szydzicie z naszych bohaterów, cnót , powstań, kultury i wiary, bo nasza cnota Was oskarża. Sczezły od zbrodni i uzycia wasze sumienia, umarł duch i prawda, a chcecie być sędziami sprawiedliwych. Hańba Wam.
Nie zapomnimy jak zaczęła się przyjaźń na której chcecie budować wspólny dom.
Pokolenie powstańców niczym się nie różniło od innych. W okresie II RP żyli dostatnio, syto, bawili się i tańczyli przy ówczesnych przebojach. Uprawiali sport i interesowali się sportem. Swoją Chorwację czy Costa Brava mieli na podwarszawskich Bielanach albo w Młocinach. Tak jak ich późniejsi rówieśnicy kpili z nauczycieli przysposobienia wojskowego, a wielu szukało sposobów, aby uniknąć wojskowej służby. Studiowali, ale w ich indeksach też pojawiały się dwóje. Byli uczniami najlepszych i tych całkiem średnich gimnazjów i liceów. Niektórzy pisali wiersze, a niektórzy zwykłą grafomanią realizowali twórcze potrzeby. W kontaktach z dziewczynami nie byli bezgrzeszni. Mieli takie same hormony jak ich wcześniejsi i późniejsi rówieśnicy. Niektórzy byli wierzący, a inni nie. Jeszcze inni wciąż poszukiwali. No, taki wiek.
Mieli jednak coś, co było uśpionym, mało na co dzień widocznym, a nade wszystko ujawnianym tylko w szczególnych okolicznościach (a taką była wojna) potencjałem. Pewnym aksjologicznym residuum. Był to rodzaj wybuchowego ładunku, który mogła zdetonować tylko okoliczność nadzwyczajna. To właśnie w takich i podobnych okolicznościach mówimy do kogoś „takiego cię nie znałem”.
Dostali to od rodziców. Od tych, którzy po 1918 roku zachwycili się Polską i jęli ją budować na wielu frontach. Od tych, którzy w 1920 roku musieli stawić czoła bolszewickiemu tsunami. To tutaj zaczyna się Powstanie Warszawskie. Ukorzenione jest w pokoleniu tęskniącym za ojczyzną, w pokoleniu, które nie tylko robotę dla kraju, ale i swoją misję rodzinną i wychowawczą traktowało nadzwyczaj serio. W tym też miejscu, na tym polu zaczynają się różnice pomiędzy tamtymi a dzisiejszymi rodzicami. Dla poprawności dodam, nie między wszystkimi.
Gdy przyszła wojna, gdy Niemcy z właściwym sobie umiłowaniem porządku zaczęli najszerzej pojętą eksterminację podbitych terenów, gdy słaba armia nie była w stanie powstrzymać najeźdźców dość szybko młodzi znaleźli drogę do podziemia. Ale nikt ich do tego nie zmuszał. Armia była tyleż podziemna, co dobrowolna!
Potrafili nauczyć się zamiany beztroski na milczenie, swobody na dyscyplinę, pełni życia na poświęcenie. Była to genialna robota wychowawcza ówczesnych dowódców. Ale robota wykonana na gruncie przygotowanym przez rodziców powstańców. Powstanie i jego wybuch było konsekwencją tej pracy. Gdyby coś takiego zdarzyło się dziś krzyczelibyśmy o wychowawczym cudzie.
Świetnie zorganizowane państwo podziemne generowało nie tylko strategię, nie tylko zadziwiającą twórczość w zakresie mylenia przeciwnika i namierzania donosicieli, ale przede wszystkim wskazywało cele. Wojna tego państwa z niemieckimi okupantami miał swoje bitwy, z których Powstanie warszawskie było bitwą najkrwawszą, ale nieuchronną i temu pokoleniu potrzebną. Było Powstanie skutkiem pewnego wychowania w czasie nadzwyczajnym, było nieuchronnością etyczną. Bez niego, bez tej najbardziej heroicznej i krwawej „wojny w wojnie” nie umieliby młodzi-podziemni później żyć.
Nie da się bowiem mówić o Powstaniu i ferować jego ocen bez rzeczywistego (powtarzam – rzeczywistego!) uwzględnienia prawie dwóch tysięcy dób istnienia Polskiego Państwa Podziemnego. Nie da się zrozumieć Powstania bez bibuły, małego sabotażu, Szarych Szeregów i konstruowanych po piwnicach nadajników radiowych. A tego z kolei nie można pojąć bez wyobrażenia sobie życia w głębokim cieniu Szucha, Pawiaka, a ostatecznie i Auschwitz.
Iza Rostworowska. Crux sancta sit mihi lux / Non draco sit mihi dux Vade retro satana / Numquam suade mihi vana Sunt mala quae libas / Ipse venena bibas