O tym, że badania DNA nic dla sądów nie znaczą. Chyba, że mają w tym interes.
Niedawno Sąd mi zlecił zrobienie kolejnego badania DNA. Już trzeciego. Najpierw się nie zgodziłem. Bo uważałem to za absurd. Badanie, które zrobiłem wcześniej też przecież było oficjalne. Zlecone przez prokuraturę.
Argumentowałem sobie to tym, że jak długo mam się zgadzać na to co wyprawia Sąd? Przecież równie dobrze Sąd może stwierdzić, że nie jestem mężczyzną, lecz kobietą. I co wtedy? Niemożliwe? Czy aby na pewno? Przecież Sąd zlecając następne badania genetyczne popełnia większy nonsens. Tysiące może miliony razy większy. Nie do wyobrażenia. Lecz to jakoś nikogo nie dziwi.
No, więc się najpierw nie zgodziłem. Ale znajoma Pani prawnik mi wytłumaczyła, że Sąd tylko na to czeka. Nikomu na złość nie zrobię. Tylko sobie. Sąd na pewno sprawę umorzy. I nigdzie się nie będę mógł już odwołać. Nawet do Strasburga. Więc się zgodziłem. Na badania w domu.
Przyszła kobieta, która mnie oskarżyła, razem z synem. Był też przedstawiciel firmy, która te badania robiła. Sprawdzono naszą tożsamość na podstawie dowodów osobistych. Pobrano próbki z wewnętrznej części policzków ode mnie, chłopca i jego matki. Zrobiono protokół i podpisaliśmy go. Ja i matka dziecka. Spytano się nas czy mamy jakieś pytania. Bo telefonicznie nie będą udzielane żadne odpowiedzi. Wyniki będą znane za dwa tygodnie. My ich nie dostaniemy. Tylko Sąd, który te badania zlecił.
Ludzie mi nie wierzyli, że dziecko nie jest moje. Nikt. Do wieku kilku lat od biedy można było nawet powiedzieć, że jest do mnie podobne. To nic, że moje włosy są ciemne, a dziecko to blondyn. Dzieci tak mają. Potem to się zmieni.
Ale się nie zmieniło. Dziecko ma już 16-cie lat i nadal jest blondynem. Do tego niskim i krępym. Ja przy odrobinie życzliwości uchodzę za szczupłego. Bliżej prawdy jest jednak to, że jestem zwyczajnie chudy. Do tego nie tak znowu niski. Podobieństwa nie zauważyłem żadnego.
Za to podobny jest jak dwie krople wody do mojego dawnego kierowcy. O którym teraz wiadomo, że jest ojcem biologicznym. Czego ona już nie ukrywa. Zapewne lepiej było aby dziecko miało za ojca szefa, a nie pracownika.
Osoba, która pobierała próbki kogoś mi bardzo przypominała. Tylko nie mogłem skojarzyć kogo. W końcu sobie jednak przypomniałem.
Gdy powiedziałem o tym swoim spostrzeżeniu dziewczynie, to odpowiedziała: niemożliwe. Za młody. A na ile lat wyglądał? Najwyżej 33 lata. To by się zgadzało. Mi nawet wychodzi mniej.
Głowy nie dam, ale był to mój dawny kierowca. Z którym przemycałem papierosy do Niemiec. Chichot losu: jeden kierowca jest ojcem „mojego” dziecka, a drugi pobiera próbki DNA.
Przez wiele lat Sąd zastosował wobec mnie wiele sztuczek. Czy zawsze zgodnych z prawem? Nie mi to osądzać. Ale mnie nie uciszył.
Teraz zlecił kolejne badania DNA. Jeśli wyjdą po myśli Sądu to uciszy mnie na amen. Znajomi mi mówią, że to niemożliwe żeby sąd w jakikolwiek sposób mógł mnie oszukać. Ja po tylu latach obcowania z sądami mam odmienne zdanie.
Byłem w różnych więzieniach. Byłem w różnych sądach. Niech ktoś próbuje zgadnąć gdzie poznałem bardziej podłych ludzi?
……………………………………………………………………………………………………………………………………………………………
Choruję na chorobę neurologiczną. O pracy nawet nie ma mowy. Napisałem wspomnienia o swoich przeżyciach w więzieniach. Niemieckich i polskich. http://wydaje.pl/e/wiezienia4
……………………………………………………………………………………………………………………………