Porównajmy dwie postawy w sprawie słusznego poziomu obciążeń finansowych. Najpierw jedna postawa – wyrzuconej z PO a przyjętej do Pis Z.Gilowskiej. Pani profesor gdy migrowała z PO do PiS uważała, że skoro jest koniunktura , to podatki można obniżyć, bo Skarb Państwa nic na tym nie straci a gospodarce będzie lżej, więc będzie się szybciej rozwijać. Ta postawa była nie do zaakceptowania w PO i dlatego, jeszcze przed wyborami w 2005 lemingi usunęły ja ze swego grona. Z kolei J. K. Bielecki, dla którego jak się okazało zawsze jest miejsce w PO powiedział w ostatnim wywiadzie na Onecie, że obniżenie podatków w okresie prosperity było największym błędem Pis. Uważał on, że podjęte przez Gilowską działania na rzecz przyspieszenia gospodarczego były błędem, bo jego zdaniem podatki trzeba było właśnie wtedy podnieść i w ten sposób można było zwiększyć dochody budżetu a gospodarka i tak nie odczułaby zwiększenia obciążeń i rozwijała by się w tym samym tempie. (To zdanie zostało od razu skomentowane przez SLD stwierdzeniem, że oni od początku protestowali przeciwko zmniejszeniu podatkó. Dodał też pan premier Bielecki, że działania Gilowskiej nie skończyły się jednak katastrofą bo nadciągająca dekoniunktura uniemożliwiła przyspieszenie rozwoju gospodarczego (!) zwanego przez lemingów “przegrzaniem koniunktury”. Czyli szybki rozwój gospodarczy to dla J.K. Bieleckiego widmo katastrofy ?! Niestety tak i nie sprowadzam tu jego wypowiedzi do absurdu.
Optymalnym stanem dla pana prezesa Bileckiego i wielu makroekonomistów jest stagnacja gospodarcza powiązana z rozwojem sfery budżetowej a dla Gilowskiej i reszty Pisu, stabilizacja sfery budżetowej i rozwój gospodarczy.
Rzeczywiście, przegrzanie koniunktury jest zawsze zapowiedzią kryzysu i dla tego jest złe. Z tym że w naszych warunkach nastąpiłoby ono realnie gdybyśmy mieli wzrost PKB na poziomie ok. 20-22% rok do roku i to przez kilka lat. Wzrosty rządu 10-12% r/r nasza gospodarka wytrzymuje bez trudu wiele lat. Jak więc można mówić o przegrzaniu koniunktury gdy wzrost gospodarczy wynosi ok 6 % r/r i trwał raptem rok czy dwa? Przecież Bielecki czy Belka to wiedzą.
Czyli, mówiąc o przegrzaniu koniunktury Bielecki wcale nie miał na myśli rzeczywistego jej przegrania, czyli nadmiernego obciążenia jej fundamentów, a po prostu realny wzrost gospodarczy.
Widzimy więc istotę podziału naszej sceny politycznej. Jedni uważają, że powinniśmy być coraz zamożniejsi, że powinniśmy starać się osiągnąć wzrost PKB i ci to PiS a drudzy czyli cały Antypis łącznie z PO (Bielecki) SLD( Belka) i PSL są przeciwnego zdania Ponieważ jednak trudno jest ludziom powiedzieć wprost, że te formacje chcą ich biedy a trakcie dyskusji merytorycznej mgłoby się to ujawnić zwalczają Pis argumentami ad personam.
Tak proszę państwa, spoiwem Antypisu jest niemożność pogodzenia się z rozwojem gospodarczym kraju. Zaś dążenie Pisu i pisaków do tego rozwoju jest głównym powodem dla którego nas nienawidzą. Dalczego ? Przecież to zarzut nieodrzeczny, każdy chce być bogatszy! Niestey nie. Pamiętam z dzieciństwa takie powiedzenie “na złość mojej mamie nich mi uszy zmarzną”.
By się upewnić, że spoiwem PO jest szantażowanie nas zbiorowym samobójstwem spróbujmy odpowiedzieć pytanie co jest lepsze – gospodarka czy sfera budżetowa, co powinno się rozwijać. Bo może oni mają choć trochę racji. To pytanie jest już pytaniem o ideologię, bo naraz obie sfery rozwijać się nie mogą., bo albo będą pieniądze na rozwój gospodarczy, albo na sferę budżetowa. Sfera budżetowa jest bowiem finansowana z przymusowych danin ( bo dobrowolnie nikt ich nie da) a gospodarka z dobrowolnych wydatków na zakup dóbr i usług wymienialnych. Jak zostaną nam pod przymusem zabrane pieniądze dla sfery budżetowej to mniej będzie ich na rozwój przedsiębiorstw – proste.
Wynika z tego, że ci co chcą rozszerzenia sfery budżetowej i myślą jak Bielecki chcą większego zniewolenia ludzi tworzących dobra materialne, chcą przejąć większą część ich pracy niż ma to miejsce obecnie . Ci co myślą jak Gilowska ( czyli Pis) chcą przede wszystkim ulżyć producentom, którzy utrzymują cały kraj przez dofinansowanie konsumpcji, czyli każdego z nas. W rezultacie wcielenia w życie postawy Gilowskiej i Pisu społeczeństwu będzie się z czasem żyło coraz lepiej , poczynając od producentów dóbr i usług wymienialnych a ludzi będą się cieszyć coraz większą swobodą, bo będą mieli coraz więcej “wolnych” pieniędzy. W wyniku ucieleśniania postawy Bieleckiego będzie się żyło lepiej sferze budżetowej, ale lepiej niż innym i tylko przez krótki czas, bo obiektywnej poprawy życia całego społeczeństwa nie będzie, bo będzie miało coraz mniej pieniędzy a “wolnych” w ogóle. Jeśli ktoś będzie chciał coś kupić, to będzie musiał uzyskać na to zgodę banku, który albo udzieli mu kredytu albo nie. Z tym, że sfera budżetowa będzie czuła się dowartościowana, bo relatywnie później odczuje biedę i do tego czasu gdy sama w nią nie popadnie w biedę mogła napawać się widokiem biedniejącego sąsiada żyjącego z gospodarki.
Gdyby zaś rządził Pis to sferę budżetową zjadała by zazdrość, że taki murarz ma lepiej od np. sędziego. Przesadzam? Chyba nie. Białe miasteczko pamięta chyba każdy. Ale to jeszcze półbiedy.
W czasie rządów Pis było zgrożenie strajkiem sędziów. Jeden z nich udzielił wywiadu w Rzeczpospolitej ( chyba- bo innych gazet nie czytam) i powiedział, że popiera strajk, bo jego zdaniem nie do zniesienia jest sytuacja, w której najlepiej zarabiającą osobą pracującą w budynku Sądu jest majster budowlany! A ja się pytam dlaczego jest to złe? Przecież on był jedyną osobą “pracującą w tym budynku”, która odpowiadała za efekty swoje pracy.
Czy jakikolwiek sędzia lub nauczyciel odpowiada za to co zrobi, czy tylko za to jak się zachowuje. A jak istotne znaczenie społeczne ma to, jak się ci panowie i panie zachowują- praktycznie trzeciorzędne.
Nauczyciel oczywiście nie powinien wycierać nosa w firankę, ale jeżeli umie zachęcić uczniów do nauki i samokształcenia, to trudno. O wiele łatwiej jest mi powiedzieć dziecku by go pod tym względem nie naśladowało i nie śmiało się z niego podczas lekcji niż wykonać za nauczyciela jego pracę, jeśli będzie on źle uczył. Jak jego uczniowie zbudują w Polsce firmę na miarę Noki, to zapłacę za pranie mu firanki nawet trzy razy dziennie- będę jako podatnik miał na to pieniądze. Sędzia też zdecydowanie nie powinien, ani puszczać bąków w trakcie rozprawy i zadawać pytań dłubiąc w nosie, ale jeżeli tylko jest w stanie szybko wydać mądre i sprawiedliwe wyroki a tym samym zapewnić ochronę prawną tym nawet nieokrzesanym uczniom, których jedyną zaletą będzie zdolność do stworzenia czegoś na kształt Google to jego brzydkie zachowanie żadnej krzywdy nikomu nie zrobi. Natomiast nawet najbardziej kulturalny sędzia, najładniej pachnący, wyda niesprawiedliwy lub głupi wyrok to tę krzywdę robi.
Z powodów technicznych ( logicznych) przyznanie pierszeństwa rozowjowi sfery budzetowej musi doprowadzić do zredukowania oceny pracy ludzi z tej sfery do oceny zjawisk trzeciorzędnych i wtedy są oni wszyscy grupą nieużyteczna społecznie, zaś ci wśród nich, którzy będą chcieli robić coś porządnie będą mieli wrażenie, że usiedli na koniu razem z Don Kichotem . Dalczego redukcja kryteriów oceny pracy tych ludzi do zjawisk trzeciorzednych jest nieuchronna, jeśli myśli się o społeczeństwie tak jak Antypis?
Bo na czym ma niby polegać ich przewaga, jeśli będziemy stosować tę samą miarę do oceny pracy majstra budowlanego i sędziego? Przecież istotą pracy budżetowej jest zarabianie pieniędzy za wypełnianie obowiązków a nie za to czy te obowiązki sa użytecznie społecznie. Nie pracownik określa zakres swoich obowiązków i nie zastanawia się na sensownością istnienia jego etatu. Sędzia nie może przecież odpowiadać za np złe prawo. To prawda, ale jeżeli widzi, że prawo jest złe to ma obowiązek zrezygnować z zawodu, tak jak majstrowi budowlanemu nie wolno realizować złego projektu budynku! Jeżeli więc traktujemy ich równą miarą to wtedy każdy sędzia odpowiada za cały system prawny czyli za skutki swego działania a tego oni nie chcą. Jeśli więc sędzia czy nauczyciel chce mieć stałe zatrudnienie, nie może się zastanawiać nad jego społecznym sensem! Czym się wtedy różnią jeden od drugiego – tylko ich cechami zewnętrznymi. Czyli popieranie PO to zgoda na degenarację sfery budżetowej i całego państwa.
Dochodzimy do ważnej zasady: rozwój społeczno gospodarczy zależy tak naprawdę od tego kiedy, w jakiej sytuacji gospodarczej następują zmiany podatkowe i jaki one mają charakter. Czy rząd dba o pozostawienie jak najwieszej kwoty pieniędzy do swobodnej decyzji obywateli czy tez chce wszystkie pieniądze zagranąć od systemu finansowego państwa, w tym ograniczając obrót gotówkowy.
Pieniądze bowiem biorą się tylko z jednego źródła – z NBP’u . NBP zaś może wyemitować tyle pieniędzy ile wynosi wartość złoszonych na rynku do sprzedaży dóbr i usług wymienialnych. I wszyscy muszą mieć tego świadomość. Jeżeli uważają, że mają za mało pieniędzy to tylko dlatego , że nikt z sąsiadów nie stworzył dobrej firmy.
Czyli postawa Gilowskiej powoduje, że w społeczeństwie jest tych pieniędzy coraz więcej, a postawa Bielckiego, że jest ich co najwyżej tyle samo w poprzednich latach ale bardziej skupionych w budżecie – więc administarcja ma wrażenie , że ma ich więcej – ale to tylko wrażenie.
I powiem dalej, grupą społeczna, która powinna być najbardziej zainteresowana natychmiastową anichilacją wręcz całego Antypisu jest właśnie sfera budżetowa. Jeżeli dojdzie do jakiegokolwiek wahnięcia kursu juana w górę, a to jest w końcu nieuchronne, to nikogo z nich nie będzie stać na nic, bo wszystkie wyroby chińskiej podrożeją o 30- 40% a nie będzie większej produkcji krajowej by można było wyemitować więcej pieniędzy, to będzie musiał spaść konsumpcja, głównie sfery budżetowej. Jedynym też powodem, dla którego poświęcam swój czas na tłumaczenie związków między postawą społeczno-polityczna a zamożnością jest właśnie chęć uniknięcia dramatów ludzi, którzy uwierzyli państwu. Ja skończyłem studia ekonomiczne, ja się na studiach dowiedziałem, że nie mam co liczyć na żadna emeryturę ze względu na sytuację demograficzną ( były to jeszcze lata 70-te!) i że sam muszę się o siebie zatroszczyć ale inni tego nie wiedzieli gdy byli młodzi i nie zdołali się do tej sytuacji przygotować. Po co się mają na moich oczach męczyć, po co mają mieć do mnie pretensje, że wiedziałem i nie powiedziałem. Więc mówię: albo teraz wszyscy zaczniecie popierać Pis albo za kilka lat będziecie mieć tu jakiegoś Stalina lub Hitlera. Wybór należy do was a czasu macie kilka tygodni.