Pisząc o zadaniach stojących przed nowym rządem mam zawsze na myśli sprawę niezbędnej potrzeby działań w kierunku powstrzymania procesu degradacji państwa i znacznie gorszego zjawiska, czyli stopniowej likwidacji polskiego narodu.
W tej chwili na skutek skoncentrowanych akcji zewnętrznych usilnie wspomaganych przez rząd warszawski ubyło nam w Polsce około 3 mln Polaków w wieku przeważnie od 20 do 40 lat, czyli w najlepszym okresie produkcyjnym i reprodukcyjnym, co przy obecnym poziomie urodzeń oznacza ubytek prawie 10 roczników.
Mamy zatem zmniejszoną niemal o jedną czwartą liczbę osób znajdujących się w wieku produkcyjnym, co oznacza nie tylko odpowiednią stratę w dochodzie narodowym, ale także realny ubytek przyrostu naturalnego, czyli zagrożenie wymieraniem narodu.
Pozornie wygląda to na zjawisko ostatnich lat począwszy od naszego włączenia do UE, w praktyce korzenie tego procesu sięgają jeszcze czasów PRL, kiedy na skutek zbiegu przeciwności gwałtownie skurczył się przyrost naturalny.
Stan 38 milionów mieszkańców Polski był utrzymywany jedynie przez zamknięte granice, ale wystarczyło ich niewielkie uchylenie w celu pozbycia się aktywnych członków Solidarności, żeby natychmiast z Polski wyemigrowało kilkaset tysięcy ludzi, z których większość osiedliła się w nowych krajach na stałe.
Trudności materialne, a szczególnie brak mieszkań towarzyszyły nam przez cały czas panowania PRL, tylko że zawdzięczając odporności pokoleń wychowanych w okresie wojennym i tuż po wojnie Polacy nie zważając na swoje ubóstwo żenili się i mieli dzieci. Następne pokolenia, pozbawione tej odporności wykazywały znacznie mniejszą chęć do zakładania rodzin.
Tego rodzaju nastawienie panuje i dziś a jest propagowane przez natrętną propagandę życia dla „użycia” i robienia kariery za wszelką cenę.
Zwalczanie takiej postawy nie może być gołosłowne i wymaga zastosowania odpowiednich środków, a szczególnie zapewnienia godziwie wynagradzanej, pożytecznej pracy i dostępności mieszkań dla młodych małżeństw.
Formalnie od prawie trzydziestu lat ludność Polski utrzymuje się na tym samym poziomie około 38 milionów mieszkańców.
Jest to jednak niezgodne ze stanem faktycznym gdyż nie uwzględnia się ubytku z powodu „czasowej” emigracji zarobkowej. Po pierwsze znaczny odsetek, prawdopodobnie około 50% osiada na stałe w miejscach pracy, a po wtóre nawet „czasowa” nieobecność w Polsce powoduje określone konsekwencje w ubytku dochodu narodowego i przyrostu naturalnego.
Mamy zatem realnie około 35 – 36 milionów mieszkańców z perspektywą dalszego zmniejszenia przy utrzymywaniu dotychczasowej polityki demograficznej.
Powstrzymanie procesu ubywania Polaków w Polsce nie jest możliwe w obecnych warunkach życia w „III Rzeczpospolitej”. Brak pracy i niskie zarobki przy drogich mieszkaniach zmuszają do ucieczki, jako najłatwiejszej drogi poprawy warunków życia.
Niewiele pomoże angażowanie się państwa w pomoc dla młodych małżeństw i macierzyństwa. Nawet przy dobrej woli, której dotychczasowe rządy nie wykazują, dochody państwa uniemożliwiają skuteczne działania.
Dla porównania zsumowany budżet polskiej administracji wynosi po stronie dochodów 608,9 mld zł / wg GUS dane za 2012 rok/ czyli nie więcej aniżeli 140 mld euro, podczas gdy dla Hiszpanii posiadającej relatywnie najniższy budżet z krajów „starej UE” wynosi to 382 mld euro tj. przeszło dwukrotnie więcej aniżeli Polska w przeliczeniu na mieszkańca.
W dochodzie narodowym liczonym według wskaźnika PKB Polska znajduje się w końcówce krajów unijnych, ale w budżecie wygląda to jeszcze gorzej, co jest wynikiem bardzo niskich dochodów osobistych Polaków.
Wynosi to zaledwie nieco powyżej 1000 zł. miesięcznie na osobę i jest tylko jedną trzecią polskiego PKB przypadającego na jednego mieszkańca.
Stąd niskie wpływy z tytułu osobistych podatków, a także z podatków pośrednich ze względu na małą siłę nabywczą Polaków.
I nie pomaga ani wysoki poziom opodatkowania osobistych dochodów, ani rabunkowo potraktowana kwota zwolniona od opodatkowania, chyba najniższa w Europie.
Uprzywilejowane podatkowo w Polsce są tylko przedsiębiorstwa zagraniczne i gangi manipulujące obrotami międzynarodowymi.
Na marginesie można dodać, że wszystkie informacje podawane przez GUS w odniesieniu do stosunków społecznych i wskaźników finansowych wymagają weryfikacji gdyż nie tylko są mało wiarygodne, ale częstokroć sprzeczne ze sobą.
Niezależnie od wszystkich zastrzeżeń można stwierdzić, że prawda jest tylko jedna, a mianowicie: – przy obecnym poziomie dochodu narodowego nie ma możliwości rozwiązania podstawowych problemów społecznych z uratowaniem nas od klęski ubytku narodu na czele.
Wniosek jest prosty, niezbędne jest zwiększenie w szybkim tempie wartości produktu narodowego, co możliwe jest głównie przez zwiększenie produkcji materialnej zarówno w rolnictwie jak i w przemyśle.
Ten ostatni zadecyduje o naszej pozycji w obliczu współczesnych wyzwań, a szczególnie zagrożeń.
Pierwszym zagrożeniem decydującym o naszym dramatycznym położeniu jest obecny układ sił w Europie dyktowany przez zmowę niemiecko-rosyjską.
Niezależnie od wszelkich traktatów i umów pisanych, tajnych czy jawnych, jesteśmy świadkami tworzenia strefy kondominialnej między Rosją i Niemcami.
W tej strefie nie może znajdować się żadne państwo, które nie byłoby całkowicie zależne od jednego, albo obu partnerów.
Z obecnego stanu rzeczy możemy stwierdzić, że Polska znalazła się w strefie niemieckiej i Niemcy korzystając z przychylności Rosji redukują rolę Polski do państewka im podporządkowanego. Ma to może więcej charakter Królestwa Polskiego z łaski dwóch cesarzy, aniżeli Generalnej Gubernii, ale efekt jest ten sam: – całkowite podporządkowanie.
W strefie rosyjskiej podobne jest położenie Ukrainy, ma być podporządkowana Rosji z zachowaniem tylko pozorów niezależności.
Oba procesy przebiegają równolegle i właściwie są na ukończeniu gdyby nie kłopoty, jakie zjawiły się może więcej za sprawą przypadku lub działania innych sił aniżeli amerykańskiej interwencji.
Jest to jednak zagrożenie wewnętrzne, wynikające z niewygasłych ciągle ambicji ekspansji niemieckiej i rosyjskiej. Obydwa te kraje chcą za wszelką cenę powiększyć zakres swego władania i powrócić do roli światowych graczy. Nie dostrzegają, że stosunki na świecie uległy zmianie i że w swoich zapędach same mogą paść ofiarą własnych złudzeń.
Bowiem nowi światowi gracze wykazują zainteresowanie Europą pozbawioną amerykańskiego parasola. Jednym z nich jest wojujący w różnych formach świat islamski posiadający zawdzięczając chciwości, krótkowzroczności i zwykłej głupocie nabywców ropy naftowej – wielkie możliwości penetracji finansowej i obezwładniania krajów Europy zachodniej.
Drugą formą inwazji tego świata jest brutalna agresja terrorystyczna, czemu służy między innymi stale narastająca emigracja do Europy ulegającej w szybkim tempie agresji wojującego świata arabskiego.
Jest to zjawisko, które również dotyczy Rosji pozbawionej od lat własnego przyrostu naturalnego ludności.
Europa rozbrojona moralnie przez ofensywę nihilizmu kulturowego padnie łatwo ofiarą bezwzględnego terroru, ale ten stan nie stworzy nowego oblicza kultury europejskiej, a jedynie spowoduje postępujący rozkład i wewnętrzne osłabienie.
Siłą, która jest w stanie owładnąć Europą po upadku jej rodzimej kultury może być, przynajmniej tak to wygląda na dzień dzisiejszy, są Chiny, które nieuchronnie opanują Rosję.
Przedsmakiem tego, co czeka tych, którzy wpadną pod chińską dominację może być Tybet, albo plac Tiananmen i nie można mieć złudzeń, że Chińczycy ograniczą się do dominacji gospodarczej, lub że osłabną na skutek zmniejszenia tempa rozwoju gospodarczego.
Współczesny świat sam im ściele drogę licząc na ciągle wysokie marże w jednostronnym handlu z Chinami.
Jak dotąd droga przez Syberię do Europy stoi dla Chińczyków otworem, a sprzyja temu znakomicie niemiecko rosyjski układ europejski podbijający Rosji bębenka imperializmu na rzecz, którego poświęca się rosyjską gospodarkę i kulturę.
Militaryzm rosyjski utrzymywany kosztem nędzy rosyjskiej rodziny jest bezużyteczny w zestawieniu z chińską ofensywą gospodarczą i demograficzną.
Mamy zatem do czynienia z podwójną groźbą dla Polski:
– degradacją narzuconą przez sąsiadów działających z podobnie samobójczą zawziętością jak ich protoplaści,
– klęską kultury europejskiej poniesioną z rąk zewnętrznych, ale przy pomocy dywersji wewnętrznej.
Z pewnością byłby to cios nie uniknięcia przy utrzymaniu obecnej, destrukcyjnej polityki europejskiej gdyby nie ostatnie zaszłości.
Nagle bowiem objawiła się okazja do rewizji całej europejskiej polityki, a to w wyniku wewnętrznych kłopotów UE, a ostatnio jeszcze na dobitek problemu z „uchodźcami”, oczywistej dywersji w stosunku do niemieckiej „Unii”.
Jeżeli nowy rząd w Warszawie schwyci wiatr historii w żagle i zainicjuje zarówno zmiany wewnętrzne jak i w skali europejskiej, a przynajmniej unijnej to w rezultacie pobudzenia uśpionej dotąd i zgnuśniałej społeczności europejskich krajów może nastąpić przełom zarówno w dziedzinie gospodarki jak i też życia społecznego i narodowego.
Mam uzasadnione obawy, że jest to ostatnia szansa na uratowanie Polski, ale też i całej Europy przed grożącą totalną klęską.
Jeden komentarz