Kilka dni temu przed oczami minęła mi informacja, że Polacy mają 500 mld złotych oszczędności. To więcej niż wynosi budżet naszego nieszczęsnego kraju. Minister Rostowski z pewnością ma na nie ochotę, lecz niestety nie wie biedak jak je wyciągnąć.
Taki szmal w gospodarce z pewnością zredukowałby w sposób znaczący ilość problemów Vincenta, pobudził popyt wewnętrzny, automatycznie zwiększając wpływy do kasy państwa. Vincent niestety (dla niego) nie może wydać dekertu nazwijmy to "reformy finansowej", która znacjonalizowałaby oszczędności obywateli, a jego "sprawdzony pomysł" polegający na podnoszeniu Vatu i innego rodzaju podatków pośrednich nie zdaje egazaminu.
Odnoszę takie wrażenie, że Jacek R. od lat nie kąpie się w wannie albo nie pije herbaty z cytryną. Gdyby to czynił, zaobserwowałby, że od siły ściskania gąbki czy cytryny nie zależy ilość wypływającej cieczy, ale czas, w którym to ściskany przedmiot odda ciecz do otoczenia (Chyba, że praca w londyńskim City wyprała mózg z resztek analitycznego myślenia i postrzegania świata). Podobnie jest z portfelami obywateli – nie da się ich wyciskać w nieskończoność, bo ludzie po przekroczeniu pewnego poziomu gnębienia fiskalnego przestają oddawać pieniądze (czyli wydawać je). Mogę dać ministrowi przykład z życia wzięty: gdy cena ropy przekroczyła 5 PLN/l, część z moich kolegów, która dojeżdżała do pracy oddzielnie, zaczęła jeździć w trójkę, czwórkę tylko po to by oszczędzić. Więc w sumie zamiast czterech kierowców wydających łącznie 1000 PLN na paliwo, został jeden, który wydaje 400. Vincent, żyłując akcyzę i VAT zamiast zarobić to traci, ale co tam, Excel w Ministerstwie Finansów mówi co innego.
Te pół bańki, o których wspominałem wcześniej, można by wyciągnąć od obywateli w prosty sposób: obniżając podatki. Tak jak supermarkety czy dilerzy samochodowi obniżając ceny, pragną zachęcić klientów do zakupów, tak Wincenty mógłby obiżając VAT np. o 10 punktów procentowych, "pobudzić" popyt wewnętrzny. W myśl zasady mały zysk, duży obrót budżet państwa mógłby tylko zarobić. Widocznie w MF nie znają zasady przemienności mnożenia albo mają jakąś specjalną wersję Excela . Chińczycy zrobili taki ruch kilka lat temu.
Niestety, minister Rostowski takich zjawisk nie pojmuje albo ich nie zauważa. Więc dlatego jest nieukiem.