Rosyjscy kontrolerzy powinni byli naprowadzać załogę polskiego tupolewa po angielsku, a nie po rosyjsku. Ale języka nie znali
Rosyjska kontrola lotów z wieży lotniska "Siewiernyj" w Smoleńsku była zobowiązana do prowadzenia korespondencji z załogą Tu-154M w języku angielskim – ustalił "Nasz Dziennik".
Jak ustaliła gazeta do korespondencji w języku angielskim obliguje rosyjskich kontrolerów porozumienie między Ministerstwem Obrony Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej a Ministerstwem Obrony Federacji Rosyjskiej w sprawie zasad wzajemnego ruchu lotniczego wojskowych statków powietrznych w przestrzeni powietrznej obu państw.
Umowę podpisano 14 grudnia 1993 roku. Przewiduje, ona m.in. że "wyjaśnienie incydentów lotniczych, awarii i katastrof prowadzone będzie wspólnie przez organy polskie i rosyjskie".
Jak zaznacza gazeta – najwięcej miejsca zajmuje w niej określenie zasad wykonywania lotów rosyjskich samolotów wojskowych nad Polską i polskich nad terytorium Rosji.
Artykuł 12 dotyczy języka, w jakim załogi mają się porozumiewać z kontrolerami lotów. Zapisano w nim:
"Korespondencja radiowa pomiędzy załogami statków powietrznych a służbami naziemnymi, wymiana informacji między Stronami za pośrednictwem kanałów łączności naziemnej, a także inna korespondencja będzie prowadzona w języku rosyjskim do końca 1994 roku, zaś w okresie późniejszym Strony wspólnie określą język wymiany informacji".
Po 1994 r. ustalono, że używany będzie język angielski, co jest zgodne z powszechnie przyjętymi w światowym lotnictwie standardami.
Wiedzieli o tym także Rosjanie kierujący lotami w Smoleńsku. Jak pisze "Nasz Dziennik" zazwyczaj nie mieli problemów w porozumieniu się z polskimi załogami, które praktycznie co roku lądowały i startowały w związku z uroczystościami katyńskimi, ale – jak wiemy z opublikowanych zapisów rozmów stanowiska kontroli lotów – ppłk Paweł Plusnin był zaniepokojony swoją bardzo słabą znajomością angielskiego.
Prawdopodobnie była to przyczyna jego kłopotów z porozumieniem się trzy dni wcześniej, kiedy to w ostatniej chwili podczas wizyty premiera Donalda Tuska w Katyniu na lot do Smoleńska skierowano zamiast Jaków-40 ze specpułku, których załogi znały rosyjski, dwie CASY C-295M z 13. Eskadry Lotnictwa Transportowego (z Krakowa).
Ponieważ ich piloci nie byli przygotowani na korespondencję w języku rosyjskim – przez jakiś czas krążyli nad lotniskiem, nie mogąc zrozumieć wszystkich poleceń.
Jak przypomniał dziennik – w dniu katastrofy Plusnin starał się przynajmniej wywoływać polskie samoloty po angielsku, chociaż raz pomylił się i powiedział "jeden-trzy-jeden" zamiast "zero-trzy-jeden". Próbuje też przypomnieć sobie niektóre zwroty.Z telefonistką ćwiczy sformułowanie "odejście na drugi krąg" i ciągle myli "go around" (drugi krąg) z "call around" (dosł. wołać wokół).
Ale jak przypomina gazeta tuż po katastrofie Plusnin w krótkiej rozmowie z polskimi dziennikarzami twierdził, że to polska załoga tak "słabo znała rosyjski", że "dla nich liczby to jednak trudność". To przez to rzekomo mieli oni nie podawać tak zwanego "kwitu" podczas podejścia przy pomocy radiolokatora.
Chodzi o zasadę rosyjskich procedur wojskowych nakazującą odpowiadanie na informację o kursie i odległości od pasa aktualną wysokością. Obecnie wychodzi ona z użycia i nawet Ił-76, – jak podaje ND- który tego samego dnia próbował wylądować na Siewiernym, nie stosował się do niej. Wszystkie pozostałe dane liczbowe zostały przekazane i odebrane po rosyjsku poprawnie.
Rosjanie, m.in. w raporcie MAK, zarzucili stronie polskiej złamanie obowiązujących procedur w tej kwestii. Na niezachowanie zasad przez obie strony zwróciła też uwagę NIK w raporcie o organizacji lotów VIP.
Tymczasem , jak wyjaśnia ND, polskie samoloty wojskowe od 1993 r. latały wyłącznie na lotniska moskiewskie oraz – do katastrofy – na lotnisko Siewiernyj w Smoleńsku w związku z różnymi uroczystościami katyńskimi. W Moskwie kontrolerzy ruchu znają angielski, w Smoleńsku – nie.
Wielokrotnie pojawiały się sugestie, jakoby problem należało rozwiązać przez obecność rosyjskiego nawigatora (lidera) na pokładzie. Tłumaczyłby on korespondencję ze służbami naziemnymi lotniska wojskowego.
Jednak porozumienie z 1993 r. nie przewiduje lidera, ale nakazuje korespondencję w wyznaczonym języku. Od 1995 roku jest nim angielski. W praktyce jednak loty polskich samolotów w rosyjskiej przestrzeni powietrznej odbywają się według zasad cywilnych sformułowanych w AIP, jednolitych dla wszystkich statków powietrznych z zagranicy. Jest w nich wzmianka o lotach wojskowych – pisze "Nasz Dziennik".
http://wpolityce.pl/wydarzenia/38797-rosyjscy-kontrolerzy-powinni-byli-naprowadzac-zaloge-polskiego-tupolewa-po-angielsku-a-nie-po-rosyjsku-ale-jezyka-nie-znali
Jako żywo przypomina to pewną anegdotę o ruskim statku, który przybija do nabrzeża w jednym z zagranicznych potów, na nabrzeżu pokazuje się mały żółty człowieczek a ruski matros trzymając cumę w ręku krzyczy do niego: DIERŻY LINU!! Mały człowieczek patrzy z szeroko otwartymi oczami i wzrusza ramionami na znak niezrozumienia, więc matros bywały w świecie pyta: Yoy speak english ?? Znowu gest niezrozumienia, więc kolejne: Sprechen Sie Deutsch?? I znowu niezrozumienie, więc kolejny raz: Parlez-vous Francais ??? No i znowu ten sam gest, tym razem to już matrosa znerwiło i jak nie wrzaśnie: Takda Job Twaju mać DIERŻY LINU DURAK!!!!
No i jak te ruskie szympansy z wieży kontrolnej w Smoleńsku Inaczej się da skomentować?? Nijak.
"My musimy komunizm wyniszczyć, wyplenić, wystrzelać! Żadnych względów, żadnego kompromisu! Nie możemy im dawać forów, nie możemy stwarzać takich warunków walki, które z góry przesądzają na naszą niekorzyść. Musimy zastosować ten sam żelazno-konsekwentny system. A tym bardziej posiadamy ku temu prawo, ponieważ jesteśmy nie stroną zaczepną, a obronną!". /Józef Mackiewicz dla mieniących się antykomunistami/