Kto by pomyślał, że w przeciągu zaledwie kilku miesięcy od 10 kwietnia 2010 roku nastąpi tak daleko posunięty demontaż Rzeczypospolitej. Owszem, z rujnowaniem polskiego państwa, jego gospodarki, kultury czy polityki zagranicznej mieliśmy do czynienia przez cały PRL. Zjawisko to występowało z różnym natężeniem przez 20 lat III RP, która jakby na to nie spojrzeć, była owym jabłkiem upadłym niedaleko jabłoni – PRL. Wiele wskazuje, ze to peerelowskie i sowieckie służby w jakiejś mierze zadecydowały o poczęciu III RP, po prostu formuła PRL się wyczerpała, trzeba było zmienić opakowanie, ale tylko opakowanie, a nie zawartość. Miała być wyłącznie kosmetyka, retusz, nic ponad to. III RP toczyła od samego początku gangrena sowieckiej agentury, zżerającej tak […]
Kto by pomyślał, że w przeciągu zaledwie kilku miesięcy od 10 kwietnia 2010 roku nastąpi tak daleko posunięty demontaż Rzeczypospolitej.
Owszem, z rujnowaniem polskiego państwa, jego gospodarki, kultury czy polityki zagranicznej mieliśmy do czynienia przez cały PRL. Zjawisko to występowało z różnym natężeniem przez 20 lat III RP, która jakby na to nie spojrzeć, była owym jabłkiem upadłym niedaleko jabłoni – PRL. Wiele wskazuje, ze to peerelowskie i sowieckie służby w jakiejś mierze zadecydowały o poczęciu III RP, po prostu formuła PRL się wyczerpała, trzeba było zmienić opakowanie, ale tylko opakowanie, a nie zawartość. Miała być wyłącznie kosmetyka, retusz, nic ponad to.
III RP toczyła od samego początku gangrena sowieckiej agentury, zżerającej tak naprawdę nowopowstające struktury od środka, paraliżującej naturalne odruchy samooczyszczenia z pozostałości po totalitaryzmie oraz infekującej młody organizm państwowy, który wprawdzie przy okrągłym stole otrzymał dawkę wirusa, ale jeszcze był na tyle silny, ze mógł go zwalczyć własnymi siłami. Ostatecznie te próby walki o oczyszczenie, de facto o suwerenność, zostały brutalnie przerwane „nocną zmianą” w 1992 roku. Wówczas uznano, że lustracja, dekomunizacja, ujawnienie prawdy o tym ”who is who” w polskiej polityce stanowią największe zagrożenie dla konstytuującego swój byt państwa polskiego.
Kłamstwo wszechczasów, oszustwo zasługujące na najwyższy wymiar kary. Tak się złożyło, że próby wybicia się na niepodległość, rozliczenie PRL – u, co stanowiło warunek sine qua non niepodległego bytu RP, zostały zablokowane przez polityków, którzy dziwnym zrządzeniem losu są aktualnie głównymi kierownikami państwa polskiego. Mam tu przede wszystkim na myśli Donalda Tuska, Waldemara Pawlaka, a także szereg szarych eminencji o burzliwych życiorysach, które snuły się po korytarzach sejmowych tej czerwcowej nocy.
Udało się wówczas powstrzymać „oszołomów” z J. Olszewskim i A. Macierewiczem, przyklepać układ na kolejne lata, a nieprawomyślnym przylepić łatę ziejących nienawiścią wariatów.
I tak III RP sobie trwała, dokonując niewielkich retuszy, czasem jakiś puder, tudzież róż na policzki. Weszliśmy do NATO, choć na zasadach państwa drugiej kategorii, ale jednak sojusz nas przygarnął z całym dobrem inwentarza, w postaci nietkniętej struktury sowieckiej agentury wojskowej i cywilnej . Później dołączyliśmy do państw UE i wydawać by się mogło, że osiągnęliśmy w zasadzie wszystko na tą chwilę, co było priorytetem w polityce zagranicznej. Pozostawało tylko umiejętne prowadzenie polityki, aby jak najwięcej ugrać dla naszego państwa na arenie międzynarodowej. Udało nam się w miarę miękko wejść w XXI wiek już jako część zachodnich struktur, do których przecież od wieków należeliśmy, a od których nas siłą oderwano w 1945 roku.
Jednak cały czas brzemię komunistycznej przeszłości w postaci przede wszystkim ludzi z życiorysami sowieckich Bondów, nad nami ciążyło niczym topór nad głową ofiary. Każdy zbyt odważny, samodzielny ruch mógł spowodować, że ten topór mógł nam obciąć głowę, a w najlepszym razie mocno pokaleczyć.
Można powiedzieć, że wszystko układało się po myśli kremlowskich dozorców państwa polskiego, ot czasem jakaś wpadka się zdarzyła w postaci takiej, czy innej afery, skandalu, ujawnienia jakiegoś agenta. Niemniej korzyści zdawały się przewyższać straty. Trzeba bowiem pamiętać, że o ile armia radziecka opuściła Polskę w 1993, to jednak pozostawiono tu całkiem liczną, cywilną armię rosyjską, która miała pilnować, aby interesy moskiewskie nad Wisłą nie zostały zbyt mocno naruszone.
Niestety towarzysze zaliczyli wpadkę, drugą już po 1992 roku, kiedy to w 2005 został wybrany na prezydenta człowiek spoza grupy dozorców moskiewskich, a władzę w parlamencie przejęła partia, która nie darzyła szczególną estymą panów z minionej epoki. Rozpoczęła się wściekła, absolutnie bezprecedensowa nagonka na PIS, jej prezesa i Prezydenta Kaczyńskiego. Ilość obelg, kłamstw i zwykłego chamstwa, jakich użyto wobec tych ludzi, a zwłaszcza Prezydenta RP, nie mieści się w normach walki politycznej, która przecież jest czymś naturalnym w warunkach demokracji. Mieliśmy do czynienia z iście sowieckimi, peerelowskimi metodami, jakże obcymi demokratycznemu dyskursowi, pluralizmowi, których celem była eliminacja przeciwnika, pomówienie, pogarda, oplucie.
Za tymi totalitarnymi praktykami stały całe rzesze dziennikarzy i autorytetów moralnych, którzy jakby nagle wybudzeni z głębokiego snu zaczęli wściekle ujadać, łapiąc się wszystkich dostępnych metod w celu zniszczenia przeciwnika. Oczywiście za tą rzeszą, mniej lub bardziej świadomych swojej destrukcyjnej roli ludzi polityki i mediów, stały siły o wiele potężniejsze, które miały swój dalekosiężny cel w postaci uczynienia z Rzeczypospolitej państwa słabego gospodarczo, politycznie, wizerunkowo oraz militarnie. Polska miała na nowo stać się wyłącznie przedmiotem w grze politycznej, pionkiem, którego można dowolnie przesuwać, a jak będzie przeszkadzać, to nawet wyeliminować z gry. Ludzie stojący na czele państwa polskiego od 2005 roku, a zwłaszcza Prezydent Lech Kaczyński bardzo przeszkadzali w planach uczynienia z Polski wasala Moskwy, co nabrało znaczenia szczególnie podczas wystąpienia Prezydenta Polski na wiecu w Tbilisi.
Słowa tam wygłoszone zapisały się już w historii, jako akt niezwykłej odwagi, godnej prawdziwego męża stanu, człowieka świadomego procesów dziejowych dokonujących się na Jego oczach:
„ Jesteśmy po to, aby podjąć walkę. Po raz pierwszy nasi sąsiedzi pokazali twarz którą znamy od setek lat. To Rosja, to kraj, który chce podporządkować sobie sąsiednie kraje. My mówimy nie!”.
Odważne NIE zostało usłyszane w Moskwie, wychwyciło je cienkie ucho Władimira Putina. Prezydent Polski pokrzyżował plany Rosji, pogroził jej palcem, ostrzegł, że będzie walczyć w obronie słabszych, zorganizuje koalicję, postawi tamę rosyjskiemu imperializmowi.
Zbyt duża to była zniewaga, z punktu widzenia mocarstwowego myślenia Putina, zniewaga niewybaczalna. Odwaga polskiego Prezydenta, a także ludzi z jego otoczenia mogła stanowić ogromny problem także przy realizacji innych planów Kremla (gaz, ropa, prąd), co do Polski i Europy, a które mogły natrafić na ostry sprzeciw ze strony polskiej elity niepodległościowej.
Dlatego wezwano wszystkich „najlepszych z najlepszych”(modelowy przykład T.Turowski), obmyślono plan, rozegrano po mistrzowsku polską scenę polityczną, korzystając ze sprawdzonych, XVIII wiecznych wzorców i zorganizowano 10 kwietnia 2010 roku katastrofę smoleńską, gdzie pozbyto się nie tylko „kości niezgody” w postaci Prezydenta Kaczyńskiego, ale także całej elity niepodległościowej, którą udało się stworzyć w trudnych warunkach III RP.
Putin osiągnął to, czego chciał . Polska w pełni otworzyła się na Rosję, oddając jej nie tylko badanie katastrofy smoleńskiej, ale też godząc się na upokarzające praktyki funkcjonariuszy państwa rosyjskiego wobec Polski, wyrażające się między innymi w lekceważeniu polskiego wymiaru sprawiedliwości, polskiej komisji rządowej badającej tragedię 10 kwietnia, czego wymownym dowodem są niezrealizowane w blisko 90% wnioski o pomoc prawną.
Od tego momentu zaczęła się bezprecedensowa kampania przeciw państwu polskiemu, gigantyczna, antypolska ofensywa Kremla i ludzi mu oddanych.
Rozpoczął się demontaż niepodległości Polski niemal we wszystkich wymiarach, na wszystkich płaszczyznach, od spraw gospodarczych (umowa gazowa, błyskawiczna budowa Nord Stream), poprzez sprawy bezpieczeństwa (KGB w BBN), a na politycznych i wizerunkowych kończąc ( brak reakcji na kłamstwa, oszczerstwa MAK wobec polskich oficerów; brak reakcji na konferencje ruskich pseudoekspertów rzucających kalumnie na polskich pilotów; ośmieszenie naszej armii w oczach sojuszników z NATO; skandaliczne materiały rzekomo promujące Polskę na zachodzie w postaci komiksu o Chopinie wypuszczonego pod auspicjami MSZ za pieniądze podatników, pełnego wulgaryzmów rodem z małomiasteczkowej mordowni, czy burdelu).
O słabości Rzeczypospolitej świadczą również coraz śmielsze żądania rewizji historii ze strony naszych sąsiadów. A to Ukraińcy wysuwają jakieś roszczenia terytorialne, a to Łukaszenka półgębkiem nam coś bełkocze i wygraża, wreszcie Der Spiegel wzywa Europę do urządzenia Norymbergi – bis dla Polski i ukarania jej za wypędzenia Niemców.
Kto wie może już wkrótce, jak już nasz kraj zostanie przeczołgany na oczach świata, okładany ruską nahajką, będziemy musieli przepraszać za I i II wojnę światową, za holokaust i głód na Ukrainie?
W końcu Polacy byli od zawsze elementem podejrzanym, co mogliśmy niedawno wywnioskować przy okazji rosyjskich rozważań, na które nie zareagował polski rząd: czy rehabilitować ofiary sowieckiego ludobójstwa w Katyniu, Charkowie i Miednoje, czy też nie.
Smutna to konkluzja, ale właśnie trwa sabotaż i demontaż Rzeczypospolitej, który w niedługiej przyszłości, biorąc pod uwagę dynamikę dziejową po 10 kwietnia, może zakończyć się Jej upadkiem.