Bez kategorii
Like

Deklaracja i Program ugrupowania „Fides”- do wszystkich durniów tego świata.

01/08/2011
344 Wyświetlenia
0 Komentarze
47 minut czytania
no-cover

Dlaczego Fides/Wiara? Bo zapraszamy wszystkie narody, do walki o odzyskanie cywilizacji pod tym hasłem. Walkę musimy stoczyc przede wszystkim z wrogiem ktory tkwi w każdym z nas.

0


Zapraszamy wszystkich ludzi dobrej woli i liderow wszystkich grup do tworzenia Drużyny Pierścienia, przeciwko Mordorowi.

 

KRÓTKA DEKLARACJA ugrupowania „Fides”

 

           Przed ponad dwudziestoma laty, po trwającym pół wieku zniewoleniu przez totalitaryzmy nazistowski i sowiecki, odzyskaliśmy ograniczoną i uwarunkowaną przez zaszłości możliwość decydowania o sobie.  Nie wykorzystaliśmy tej szansy z wielu powodow, zależnych od nas i niezależnych, poddaliśmy się zuchwałej nadziei, że teraz bez nas samo się zrobi, uwierzyliśmy upowszechnianym wzorcom przejmowanym jako szczególnie „postępowe”: materializmowi i szczególnej koncepcji wolności jako jedynej możliwej w nowoczesnej demokracji. Nie dostrzegliśmy, że oba te wzorce są ze sobą powiązane, że akcentowanie znaczenia rzeczy materialnych łączy się nie tylko ze skrywaniem ludzkiej duchowości, ale także z traktowaniem wolności jako władzy przełamywania wszelkich ograniczeń poza materialnymi, tkwiącymi w świecie rzeczy. Zapomnieliśmy, że każdy człowiek jest bytem duchowym w pierwszej, cielesnym w drugiej dopiero kolejności;  jest on wyjątkowym bytem w swej indywidualności duchowej, w swej godności, że nie jest rzeczą, ale  jego wolność łączy się z odpowiedzialnością wobec Boga, innych ludzi i siebie samego. Zgodziliśmy się na pustkę aksjologiczną, w której zalęgły się egoizmy i partykularyzm grup i tak pisaliśmy prawo, ktorego staliśmy się zakładnikami.

 Prawo, stanowione przez polityków, a bronione przez sędziów różnych trybunałów i sądów, nie może być tworzone arbitralnie, lecz winno się wspierać na nieusuwalnych i nie podlegających zmianom normach rozpoznawanych przez ludzki rozum, a chroniących skłonności wpisane w naturę człowieka. Opieranie rozstrzygnięć prawnych na idealizowanych prawach człowieka, które mają dawać każdej jednostce możność swobodnego decydowania nawet wbrew tym skłonnościom, zatem przeciwko wskazaniom rozumu, osłabia wspólnotowość uzasadnianą przez chrześcijańską tradycję odwołującą się do analiz starożytnych greckich filozofów. Prawa te mają dopełniać tę koncepcję wolności, która czyni człowieka swobodnym dysponentem swego życia i swych rzeczy, i wskazuje, iż we współczesnej demokracji jest on w nieusuwalnym i stałym sporze z innymi jednostkami. „Polityka”, która jest „uprawiana” w tak pojmowanej demokracji, nie szuka już dobra wspólnego, przestaje być wspólnotową sferą refleksji o tym, co właściwe dla państwa, lecz jest grą między skonfliktowanymi interesami poszczególnych grup.

Konieczne staje się więc ponowne przemyślenie treści wspólnotowego dobra, oparcie na trwałym fundamencie moralnym również rozstrzygnięć prawnych, sięgnięcie do istotnych tradycji polskich uzasadniających myślenie o dobru przekraczającym partykularyzmy. Należy przebudować porządek prawny, ograniczyć wpływ stronniczych ugrupowań politycznych i nadmiernie rozbudowanej biurokracji, zmniejszyć dług publiczny, przemyśleć politykę bezpieczeństwa, uniezależnić Polskę od decyzji struktur zewnętrznych, jej gospodarkę zaś od wpływów globalnych korporacji, by wreszcie wykorzystać daną nam szansę; szansę, z którą wielki Papież-Polak Jan Paweł II wiązał tak wielkie nadzieje, marząc o tym, że Polacy wskażą innym narodom nową drogę ku cywilizacji miłości, a nie konkurencji czy walki; ku cywilizacji, która łączy, a nie dzieli, uzasadnia współpracę, a nie konflikt. Że cywilizację taką uda się zbudować, potrzeba wiary.

 

 

PROGRAM ugrupowania „Fides”

 

           Przed ponad dwudziestoma laty Polacy znów odzyskali możność decydowania o treści swego prawa i kierunku swej polityki. Jak ongiś, po dramatycznym okresie rozbiorów, ponownie, tym razem po trwającym pół wieku zniewoleniu najpierw przez totalitaryzm nazistowski, a następnie totalitaryzm sowiecki, sami mogą decydować o swoim życiu. Już dawno, dostrzegając nową nadzieję, zdecydowanie zerwali ze stanem kształtowanym przez obce im ideologie, nie zdołali jednak ukształtować nowego stanu wedle własnych sposobów myślenia. Ich wybory zostały zdominowane przez szczególne wizje polityczne przenoszone na polski grunt z tak zwanych społeczeństw zachodnich, nastawionych konsumpcyjnie, a przy tym eksponujących szczególny sposób myślenia o wolności. Dla Polaków, którym nie było dane żyć w dostatku ani wolności przez wiele lat, Zachód był wzorcem: wielu z nich wciąż pragnie jak najszybciej się wzbogacić i jak najszybciej stać się w pełni wolnymi. Lecz bogacenie się jest uwarunkowane zarówno przez własne możliwości i możliwości kraju, jak i przez uwarunkowania zewnętrzne. Także wolność jest uwarunkowana: gdy jest myślana jako dana każdej jednostce do swobodnej dyspozycji, staje się kategorią uzasadniającą każdy czyn, także obracający się przeciwko samej jednostce lub przeciwko innym, uderzający w trwałość rodzin i narodu, w więzi, które spajają „wolną” jednostkę z innymi, jak ona „wolnymi”.

Oba wzorce przeniesione z Zachodu, znane Polakom już w czasach liberum veto, które w znacznym stopniu miało być przyczyną upadku Rzeczpospolitej przed ponad dwustu laty, także teraz warunkują postrzeganie polityki jedynie jako gry partykularnych interesów. Jak w gospodarce swobodnie konkurować mają ze sobą poszczególni gracze, tak w polityce mają uprawiać grę zwolennicy partykularnych wizji, reprezentanci poszczególnych, interesownych grup, jakby polityka była jedynie inną stroną życia gospodarczego lub jego dopełnieniem. A przecież już Grecy, a po nich chrześcijanie, do ustaleń których wciąż się odwołujemy, nawet o nich nie pamiętając lub ich nie znając, bo współczesna szkoła niewiele nam o nich mówi dając wiedzę często zbyteczną, już oni zatem przekonywali, że polityka to wspólne poszukiwanie dobrego życia, a nie życia po prostu ani życia jedynie dostatniego. To dzięki niej ma być ustalana treść dobra przez, które odpowiada Polakom i nie jest różne od rzeczywistego dobra członków innych narodów. Ci zatem, którzy „żyją z polityki”, a nawet są „zawodowymi politykami”, powinni znać treść dobra zanim podejmą aktywność. Treść dobra, która nie jest tym samym, czym jest interes danej, partykularnej grupy reprezentowanej przez „polityka”. Nie jest on przedstawicielem żadnej grupy, lecz przedstawicielem całej społeczności, która poprzez niego ma wyrażać swe potrzeby i dzięki jego roztropności znajdować sposoby ich zaspokajania.

           „Polityka”, która jest dziś „uprawiana” nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach, nie szuka dobra; szuka jedynie kompromisów lub konsensów między różnymi, skonfliktowanymi interesami poszczególnych grup. Dawniej były nimi „klasy społeczne” mające własny interes, teraz są nimi korporacje, a nawet rozmaite „mniejszości”, które żądają od większości nie tyle równych praw, ile przywilejów. Ci, którzy „uprawiają politykę” identyfikują się z takimi lub im podobnymi grupami, nie tyle szukając treści dobra ogólnego, ile reprezentując interesy poszczególnych partykularnych środowisk czy grup nacisku mających znaczące zasoby finansowe lub wsparcie mediów. Tacy „politycy” dążą do usunięcia z życia publicznego tych wszystkich, którzy wyczulają na dobro ogólne, wymagają wykraczania poza to, co grupowe i dostrzegania tego, co wymaga poświęcenia partykularnego interesu na rzecz realizacji zadań koniecznych nie tylko dla trwania, ale także dla koniecznego rozwoju i „modernizacji” całej społeczności. Rozwoju, który ma nie tylko wymiar materialny, ale i wymiar duchowy. Modernizacji, która nie może się ograniczać do realizacji przedsięwzięć unowocześniających infrastrukturę, podejmowanych nawet w okresie PRL-u, ale winna prowadzić do ulepszenia życia publicznego warunkowanego poprawą stanu ducha obywateli Rzeczypospolitej. Duch bowiem, bardziej niż ciało, cierpiał w okresie zniewolenia, tracąc wzgląd na to, co ogólne, co dotyczy całej społeczności, zepchnięty do prywatności jako oazy swobodnego kształtowania świata na własną, „prywatną” miarę.

Skutki „prywatyzacji ducha” Polaków po odzyskaniu możliwości wpływania przez nich na życie publiczne nie zostały dostatecznie dostrzeżone, a nawet zostały spotęgowane przez tendencje określane mianem liberalizacji życia prywatnego i społecznego. O ile w okresie PRL-u wykorzeniano umysły Polaków z ich dziedzictwa wiążąc je bardziej z interesem klasowym niż narodowym, o tyle od początku lat 90. XX w. zamykano je tylko na to, co indywidualne, odwodząc od życia publicznego i udziału w polityce, a co za tym idzie od zainteresowania wspólnym poszukiwaniem tego, co dobre. Nie dostrzegano przy tym, że każda jednostka rozumie świat i innych zgodnie z kulturą społeczności, do której należy, w której przychodzi na świat, kształtuje tożsamość własną i relacje z innymi. Jej wykorzenienie z takiej kultury owocuje zwykle zagubieniem w świecie i zakłóceniami w relacjach z innymi, sięganiem po wzorce jej obce, nie dopasowane do kultury jej zakorzenienia, wreszcie bezkrytycznym naśladownictwem albo nawet utratą wszelkiej orientacji w zakresie własnej wartości, a nawet osobowej godności. Pozostawiona sama sobie, jednostka ukazywana jest jako jedyny twórca wartości, wartości własnych, bo inne jednostki również tworzą przecież wartości i określają samodzielnie ich hierarchię. Tym samym jednak wszelkie poczucie więzi z innymi jednostkami jest stopniowo zatracane. Napięcie między grupami toczącymi walkę na podobieństwo klas zostaje dopełnione zmaganiami między wykorzenionymi jednostkami, które żądają od wszystkich innych realizacji wskazanych przez siebie wartości albo przyjęcia ich hierarchii; żądają tego zwłaszcza od polityków zasiadających w organach stanowiących prawo. Polska ostatnich dwudziestu lat nie zaproponowała w tym względzie własnych idei, mimo iż pochodzący z niej Papież Jan Paweł II wiele razy dzielił się nadzieją, że jego rodacy po zrzuceniu komunistycznego jarzma wskażą inny kierunek rozwoju niż ten, który uzasadnia jedynie rozwój materialny, a zwłaszcza nieustanne zmagania między jednostkami i grupami jako cechę charakterystyczną współczesnej demokracji. Był On przekonany, że zarówno na polu gospodarki, jak i na polu polityki musi być uwzględniany kontekst moralny nie tworzony przez człowieka i nie będący rezultatem rozstrzygnięć ustawodawcy ani następstwem przypadkowego rozwoju historycznego, lecz warunkujący wszelkie wybory podejmowane i przez obywateli, i przez ich przywódców. Demokracja, która jest oparta na wspólnym wszystkim jej uczestnikom zestawie powinności moralnych, nie jest przecież ustrojem, w którym każdej jednostce zapewnia się jedynie pewien zestaw praw i wolności oraz konstruuje porządek prawny wedle aktualnego rozkładu preferencji między jednostkami i grupami. Jest raczej ustrojem, w którym wszyscy szukamy tego, co nam wspólne, co wyraża treść naszego dobra społecznego i jest zgodne z nieusuwalnym kontekstem moralnym chroniącym życie każdego człowieka jako szczególnego bytu, nie materialnego jedynie, lecz także duchowego, usytuowanego człowieka w relacji do Boga i w relacji do innych ludzi. Tak ujmowana, jest demokracja polem wspólnych poszukiwań, a nie polem nieustannego konfliktu; jest polem, na którym dochodzi do spotkania jednostek i grup wspólnie dążących do wypracowania takiego systemu prawnego, który będzie odpowiadał tożsamości ich wspólnoty zakorzenienia i będzie niesprzeczny z wymaganiami moralnymi; wymaganiami nie zawsze świadomie ujmowanymi, ale przecież zasadniczo respektowanymi przez znakomitą większość tych, którzy wzrastali i wzrastają na ziemi polskiej, a należy mieć nadzieję, że również przez tych, którzy będą na niej wzrastać w przyszłości.

Podzielając troski Papieża-Polaka Jana Pawła II, zbyt często zapominane przez wielu z nas mimo powierzchownej pamięci o Jego dokonaniach, jesteśmy przeświadczeni o potrzebie wołania o szacunek dla Prawdy niesionej przez prawdziwe dziedzictwo chrześcijańskie, która stanowi warunek fundamentu moralnego polityki i prawodawstwa każdej społeczności. Bez tego fundamentu prędzej czy później rozpada się wspólnotowość, pozostaje zaś jedynie zbiorowość poszczególnych jednostek kierujących się własnym interesem i grup połączonych jedynie potrzebą realizacji własnego, partykularnego celu. Fundament ten wpisany jest w szczególny sposób w polskie dziedzictwo. Wprawdzie bywał on wielekroć naruszany, bywał nawet kwestionowany przez rządzących, lecz czy byli oni wówczas jego wyrazicielami, czy raczej tymi, którzy uwalniali swe poczynania od niego, dając przykład rządzonym? Trzeba przywrócić chrześcijański charakter polskiej polityce, oprzeć na tym fundamencie polskie prawo, dać świadectwo polskiemu dziedzictwu, a nawet bronić go w rzeczywistości, która temu nie sprzyja, gdyż jest zdominowana przez spojrzenie ściśle materialistyczne z jednej i szczególną koncepcję wolności chronioną przez prawa człowieka z drugiej strony. Ale prawa człowieka nie muszą być przecież kojarzone z wolnością jako możnością podejmowania dowolnych czynu ani jako przestrzenią swobodnego ustanawiania wartości lub ich hierarchii. Mogą one być pojmowane jako możności podejmowania czynów moralnie poprawnych, odpowiadających gatunkowej naturze człowieka także jako Osoby, nakierowanej na osiąganie celów wykraczających poza plan doczesny, nie ograniczającego się do gromadzenia bogactw ani rozszerzania pola swej niezależności od innych. Prawa te mogą też służyć ujawnianiu tego, co wspólne każdemu z nas, mogą być realizowane przez jednostki, które powodują się miłością, a nie niechęcią lub co najmniej brakiem zaufania do innych. Mogą one być respektowane nie jako okazje do coraz dalej idących roszczeń zgłaszanych przez jednostki lub grupy dążące do poszerzenia swej odrębności i spełnienia swego interesu, lecz jako możności służące pogłębianiu więzi między nami i budowaniu wspólnego dobra nas wszystkich. Tak ujmowane prawa człowieka przysługują każdemu człowiekowi od momentu poczęcia aż do naturalnej śmierci; ten, który został poczęty w naturalny sposób, żyje nie tylko dla siebie, trwa również dla nas, jako nowy członek społeczności; nie jest on rzeczą, którą można swobodnie dysponować, lecz osobą ludzką; nie jest materialnym przedmiotem, częścią czyjegoś ciała, ale bytem odrębnym, duchowym, o szczególnej wartości właściwej tylko ludzkim osobom, wyższej od wartości zwierząt obdarowywanych już własnymi „prawami”. Nie jest też rzeczą ten, który cierpi, który nie jest już w stanie podejmować decyzji świadomie i otoczony jest opieką paliatywną; zachowuje on przecież swe człowieczeństwo i żaden inny człowiek nie może być dysponentem jego istnienia, bo i on sam nie jest jego dysponentem.

Jeśli dostrzeżemy odmienność sposobów ujmowania praw człowieka: dominującego w dzisiejszej rzeczywistości medialno-politycznej i właściwego chrześcijańskiej tradycji bliskiej także większości Polaków, po raz kolejny zobaczymy, że demokracja może być nie tyle sferą nieusuwalnych napięć, ile sferą wspólnych poszukiwań podejmowanych przez tych, którzy szanując odmienności i względną odrębność innych, tolerując ją w duchu miłości wzajemnej, pragną dążyć wraz z możliwie wieloma innymi do wspólnego dobra. Prawdziwe dziedzictwo chrześcijańskie nie zna bowiem niechęci, lecz opiera się na miłości, nawet niezasłużonej, do innych. Negowanie tego dziedzictwa doprowadziło do zastąpienia więzi miłości nieufnością i nieustannymi sporami niechętnych sobie uczestników „politycznej walki”. Przywrócenie cywilizacji miłości jest jednak zadaniem tych, którzy wierzą w możliwość zbudowania innej rzeczywistości, niż ta, którą wciąż przedstawia się w środkach przekazu, którzy pamiętają dziedzictwo polskie i niedawne przecież nauczanie Jana Pawła II skierowane do ludzi XX wieku, także do społeczeństw zachodnich. To ta cywilizacja może znów dać szansę tracącemu tożsamość Zachodowi, któremu coraz wyraźniej zagrażają inne cywilizacje, zachowujące tożsamości wspólnotowe, mające własnych bogów i własne wizje człowieka, nie zawsze uznające miłość do człowieka i tolerancję dla odmienności za cechy charakterystyczne swych sposobów widzenia świata i myślenia. Cywilizacja miłości jawi się więc jako osłabiająca napięcia wewnątrz świata ściśle liberalnego, opartego na stałych zmaganiach zgodnie z formalnymi warunkami demokracji, i jako cywilizacja mogąca zapewnić szacunek wzajemny jednostek i grup; pozwala ona jednak także dostrzec odmienność osób o niechrześcijańskich tożsamościach oraz daje sposobność włączenia ich we wspólne poszukiwanie dobra. Dobra, którego treść nie może być ograniczana do zestawu procedur pozwalających uzgadniać dowolne brzmienie norm prawnych, lecz musi obejmować normatywne rozwiązania uwzględniające wymagania moralne, wspólne wszystkim ludziom jako przedstawicielom tego samego gatunku, nie tylko bez względu na ich partykularną użyteczność dla danej jednostki lub grupy, ale i bez względu na kulturowe odmienności jednostek lub grup.

Takiej cywilizacji, jakże oczekiwanej przez wielu, nie zbuduje żadna „władza ludzka”, bo nie jest ona czynnikiem działającym z zewnątrz, obcym jednostkom i grupom. Może ją budować każdy człowiek, od każdego bowiem zależy stan rzeczywistości, a także wszystkie kierunki polityczne i treść prawa. Każdy więc człowiek lub możliwie wielu z nas winno przyjąć takie sposoby działań i podejmować takie decyzje, które doprowadzą do zbudowania cywilizacji miłości. To od nas zależy, kto będzie nas reprezentował w organach stanowiących prawo i kto będzie wyznaczał kierunki polityki Państwa Polskiego. Wybór przedstawicieli do organów władzy jest ważny, bo oni w naszym, a nie tylko we własnym imieniu wyznaczają treść prawa i wskazują kierunki polityki. Są oni jednak legitymizowani przez tych, których mają reprezentować, od nich otrzymują pełnomocnictwa, i dlatego nie mogą zrywać tej relacji, stawiając się obok czy nawet ponad tymi, których mają reprezentować, jakby znając „wyższe cele” lub najlepsze z możliwych rozwiązania. O ile w sprawach nieuwarunkowanych moralnie mogą poprzestawać na opiniach rozmaitych specjalistów, o tyle w najważniejszych sprawach, dotykających ładu moralnego, muszą wsłuchiwać się w pierwszej kolejności w głos tych, których reprezentują. Od aktywności reprezentowanych zależy, na ile ich głos będzie wysłuchiwany przez reprezentantów, na ile będą oni czuć się związani stanowiskiem tych, których reprezentują. Dlatego tak ważna jest obywatelska aktywność tych wielu, którym jest bliska perspektywa cywilizacji miłości. Oto zasadniczy powód, dla którego powołanie do istnienia nowego ugrupowania politycznego jest konieczne. Ma ono podjąć niebywały trud reprezentowania zwolenników cywilizacji miłości opartej na chrześcijańskich tradycjach, tak bliskich znaczącej większości Polaków. Trud uświadamiania każdemu, zwłaszcza politykom, znaczenia chrześcijańskiej moralności jako fundamentu wszelkich rozstrzygnięć prawnych i obieranego kierunku politycznego. Trud wskazywania na istnienie innych jeszcze, niż tylko materialne, wymiarów każdego człowieka, bez względu na jego status społeczny, wiek, płeć czy wykształcenie, bez względu na jego pochodzenie, zakorzenienie w odmiennej kulturze i religii. Trud wciąż akcentujący odpowiedzialność polityków za stan relacji między grupami i jednostkami, za ugruntowywanie i zachowywanie pokoju społecznego, nie względnego wszak ani opartego na dowolnym konsensie, lecz trwałego, opartego na Prawdzie, na wymaganiach moralnych, które są stałe i niezmienne, nie podlegają ewolucji ani nie są ustanawiane przez żadnego człowieka bez względu na jego kulturę, wykształcenie czy pozycję zajmowaną w sferze politycznej albo medialnej lub artystycznej.

           Będzie to trud wielki. Przyzwyczajenia wciąż wzmacniane przez przekazy medialne, wciąż utwierdzane przez polityków bezkrytycznych wobec dominujących sposobów myślenia są trudne do wykorzenienia. Uzasadniają one nie tylko ciągłe mnożenie przepisów prawnych, ale i rozbudowę niezwykle kosztownych struktur administracyjnych, jakby każdy czyn miał być nie tylko regulowany przez prawo, ale i śledzony przez funkcjonariuszy, jakby człowiek nie był już zdolny samodzielnie działać w uporządkowany sposób i konieczne było prawo, by wreszcie taki uporządkowany sposób działania określić. Jeśli uznamy, że istotnie demokracja jest dziedziną, w której toczy się bezustannie batalia o treść konsensu odpowiadającego aktualnie przeważającej grupie o własnym, partykularnym interesie, to ujrzymy wyraźniej, iż prawo wreszcie porządkujące nasze zachowania jest ustalane pod wpływem grup mających na uwadze własny, partykularny interes, a to, co ma porządkować zostało wypracowane nie tyle przez wszystkich lub większość, ile przez grupę reprezentującą interes partykularny. To takie grupy „biorą władzę” zwyciężając w wyborach, jedynym instrumencie pozostawionym w rękach „narodu politycznego” tworzonego przez obywateli, który ma przecież pełnić rolę suwerena. To takie grupy, a są nimi obecne partie polityczne, jedyni konkurenci w sferze politycznej, nie tylko zapewniają sobie finansowanie, by utrzymać się przy władzy, ale także obsadzają po zwycięstwie wyborczym zbyt liczne stanowiska administracyjne, które mnożą koszty wydatkowane z zasobów publicznych, mimo tak wielkiej rzeszy ludzi ubogich. I nadmiernie rozbudowane struktury partyjne, i nadmiernie rozmnożona biurokracja stanowi dla każdej społeczności nie lada obciążenie. Poważniejszy jeszcze, bo dotyczący nie finansów publicznych, lecz sposobu określania treści prawa i kierunku polityki państwa, jest problem zamykania się partii politycznych jako jedynych dysponentów spraw publicznych. Jest to nawet problem z punktu widzenia suwerena decydujący, bo wiąże się z odsunięciem go od bezpośredniego wpływu na decyzje dotyczące najważniejszych spraw publicznych, przy jednoczesnym uznaniu, że wpływ za pośrednictwem aktu wyborczego również może być – i, jak się okazuje, jest – stosunkowo niewielki wskutek zamknięcia systemu partyjnego oraz kontrolowania przez istniejące partie polityczne dostępu do mediów podporządkowanych nie zawsze grupom od nich niezależnym, niekiedy zaś pozostających w dyspozycji mających na względzie tylko partykularny interes właścicieli.

           Trud budowania cywilizacji miłości należy jednak podjąć i z potrzeby przebudowy myślenia o sprawach publicznych, i z potrzeby ograniczenia biurokracji, i z potrzeby lepszego dostępu do decydowania o sprawach publicznych, i z potrzeby poszerzenia granic wolności słowa i tworzenia niezależnych mediów, które nie byłyby poddawane kontroli ze strony istniejących partii politycznych ani grup interesów. Należy go podjąć również po to, by móc poczynić oszczędności i ze środków publicznych wesprzeć najbardziej potrzebujących, tych w szczególności, którzy starają się wychowywać potomstwo, a czynią to często w warunkach niezwykle trudnych. Ten trud muszą podjąć katolicy świadomi ciążących na nich powinności moralnych. Muszą oni uświadomić sobie, że współtworzą suwerenny naród polityczny, że są chrześcijanami pełnymi miłości, że są wolni, lecz z wolności korzystać mają odpowiedzialnie, działając także na rzecz innych, w których widzą człowieka stworzonego przez Boga na Jego obraz i podobieństwo. Muszą oni uwierzyć, że istniejący stan można zmienić, że są do tego zdolni, o ile pokładać będą zaufanie w Panu, o ile tworzyć będą rzeczywisty, a nie pozorny Kościół jako wspólnotę. Skoro w Polsce jest ich tak wielu, to szansa istnieje. Trzeba tylko uwierzyć i powodując się tą wiarą, ufnie należy zacząć wspólnie działać! Jak od ponad stu lat uczą kolejni Biskupi Rzymu, to przecież nie tyle duchowni, ile świeccy katolicy mają się angażować w sprawy polityczne wsłuchując się w przepowiadanie kapłanów. Od świeckich katolików zależy zatem w pierwszej kolejności spełnienie szansy na zbudowanie cywilizacji miłości, bo to przecież oni mają decydujący wpływ na obsadę organów ustawodawczych i oni mogą nie dopuścić do tych organów polityków, którzy nie respektują wymagań moralnych i mają politykę tylko za arenę zmagań o realizację własnych, partykularnych interesów.

           Podjęcie tego wielkiego trudu przez katolików świadomych swego celu zaowocuje pracami nad nową konstytucją naszego państwa. Nie można dłużej dopuszczać do tego, by konstytucja, jako ustawa określająca podstawy ustrojowe i aksjologiczne państwa, oddana była do wyłącznej dyspozycji politykom zainteresowanym ochroną ustroju umacniającego ich tylko pozycję. Nie można się dłużej godzić na to, że efekt ich ustaleń będzie zatwierdzany jedynie lub odrzucany przez „naród polityczny”, o ile oni właśnie dopuszczą do rozpisania referendum. Nie można przecież traktować konstytucji jako rezultatu kompromisu politycznych i ekonomicznych grup partykularnych, które często sięgają po wzorce Polakom obce i mechanicznie jedynie przeszczepiają je na rodzimy grunt, bezkrytycznie naśladując to, co uznają za szczególnie „postępowe”. Nie można też opierać konstytucji na ujęciach skrajnie atomistycznych, jakby Polska była zbiorowością obywateli, którzy winni być wyposażeni w prawa i wolności ułatwiające podejmowanie działań przeciwko wspólnemu dobru. Należy dostrzec, że tworzymy wspólnotę tradycji i dziedzictwa, wspólnotę kultury i religii, wspólnotę wierzących w Chrystusa, który przyszedł przecież do człowieka, który objawił się nam, który złożył z Siebie ofiarę dla naszego odkupienia i który jest naszą Nadzieją. Jeśli to zostanie dostrzeżone, to ujrzymy zarazem, że stanowimy nie tylko naród o własnym interesie, który może być różny od interesów innych narodów współtworzących struktury europejskie, ale nie europejskie państwo, ale także naród o własnej charakterystyce, naród przede wszystkim katolicki, a przy tym tolerancyjny wobec inności, o ile ta nie zwraca się przeciwko jego katolickiej tożsamości. Ujrzymy, że Chrystus jest nie tylko Nadzieją, ale także spoiwem dla Polaków, Osobą ich jednoczącą, a nieobecną w Konstytucji RP z 1997 roku, w której o chrześcijaństwie wspomina się obok „ogólnoludzkich wartości”, jakby te były chrześcijanom obce. To podział, który czyni Chrystusa „stroną” sytuowaną mimo źródła takich „wartości”, czyni Go punktem oparcia dla chrześcijaństwa, jakby nie był On Bogiem wszystkich ludzi. To również wymaga zmiany, skoro dla większości Polaków Chrystus jest Królem wszystkich ludzi i źródłem wszelkich ogólnoludzkich wartości! Jest z pewnością Królem Polaków, wyższym od każdego z polityków i każdego z ciał ustawodawczych!

           Konieczne są jednak także zmiany w innych obszarach. Gdy widzimy wyjątkowość Polaków, zadanie wskazywane im przez Jana Pawła II w coraz bardziej zsekularyzowanym świecie zachodnim, który wyrzeka się swych chrześcijańskich korzeni, zarazem bezwiednie lub bezkrytycznie akceptując to, co przychodzi spoza jego kręgu cywilizacyjnego, to wydaje się konieczna nie tylko obrona ich tożsamości kulturowej, ale także większe uniezależnienie ich państwa od decyzji podejmowanych w gremiach europejskich oraz od wpływu globalnych instytucji finansowych i międzynarodowych korporacji psujących polski rynek. Nie ma tutaj prostych recept, których realizacja natychmiast poprawiłaby sytuację Polski. Konieczne jest jednak z jednej strony podjęcie próby renegocjacji warunków pozostawania Polski w Unii Europejskiej, z drugiej zaś ustalenie takich rozwiązań prawnych, które chroniłyby polski rynek przed zalewem kapitału obcego i stopniowym poddawaniem polskich obywateli choćby materialnemu tylko panowaniu ze strony jego zagranicznych dysponentów. Konieczne jest też przemyślenie na nowo polityki bezpieczeństwa, wzmocnienie odpowiedzialności obywateli za jego stan w konsekwencji nowego ujęcia obywatelstwa, nie kojarzonego z aktem wyborczym, ale z aktywnością w sferze publicznej zbiorowego podmiotu, jakim jest naród polityczny tworzony przez obywateli. Konieczne jest podjęcie działań na rzecz zmniejszenia długu publicznego i przebudowy systemu finansów publicznych, by nie zwiększać zadłużenia tych, którzy jeszcze się nie narodzili; oto jedno z pól odpowiedzialności aktualnych pokoleń za należyty stan państwa, w którym żyć będą nasi następcy. Konieczna jest przebudowa ustroju organów władz publicznych, redukcja liczby posłów, senatorów i radnych, rzeszy doradców i ekspertów, a zwłaszcza zwiększenie własnej odpowiedzialności ich i wszystkich urzędników administracji publicznej za decyzje podejmowane wobec obywateli nie w imieniu jakiejś partii politycznej, lecz w imieniu państwa. Konieczne są zmiany w systemie emerytalnym, polegające na eliminacji wielu przywilejów dla różnych grup społecznych, a także w systemie opieki społecznej, by najbardziej potrzebujący otrzymywali pomoc rzeczywistą, nie zaś pozorną tylko; nie idzie przy tym o nadmierne zwiększanie pomocy finansowej, ale o uwzględnienie również pomocy innego rodzaju. Konieczne są zmiany w systemie edukacyjnym, by można było zasadnie oczekiwać, że w przyszłości pojawią się obywatele troszczący się o dobro wspólne, świadomi ciążących na nich obowiązków, a nie tylko dążący do spełnienia siebie lub własnych marzeń; by zmiany te były skuteczne, należy przebudować programy szkolne, poświęcając więcej czasu na wielostronne i wielowątkowe kształcenie humanistyczne.

Konieczna jest jednak przede wszystkim zmiana sposobów myślenia; rezygnacja z aktywności w sferze publicznej, brak zainteresowania sprawami politycznymi i nadziei na poprawę własnego położenia w kraju takim, jak Polska, to stan obecny, z którym zbyt wielu i zbyt łatwo się godzi. Uwierzmy, że można zmienić ten stan, wspólnie przebudować rzeczywistość opierając się na własnej wierze i własnych doświadczeniach, bez naśladowania rozwiązań obcych. Jest nas tak wielu i tak dobrze wykształconych, a zwłaszcza rozumiejących problemy, z jakimi się zmagamy w naszym wspólnotowym życiu! Stwórzmy ugrupowanie, którego członkowie dadzą świadectwo Prawdzie, którzy zatroszczą się o wspólne dobro, wspierając się na wieczystych treściach moralnych, i którzy w sposób wolny i odpowiedzialny działać będą dla nowej Polski!

 

 

 

PYTANIA:

 

1.     1.Czy jesteś za taką wizją polityki, która ma na względzie dobro wszystkich i przeciwko jej wykorzystywaniu do realizacji grupowych, partykularnych interesów?

2.      2.Czy jesteś za koncepcją wolnością jednostki uwzględniającą jej obowiązki względem rodziny, narodu i państwa?

3.     3.Czy jesteś za zdefiniowaniem polskiego interesu politycznego i jego zdecydowaną obroną w każdej strukturze ponadpaństwowej?

4.     4.Czy jesteś za uwzględnianiem w ustawodawstwie wymagań moralnych opartych na koncepcji natury człowieka jako wyjątkowego bytu ?

5.     5.Czy jesteś za ochroną życia nienarodzonych i cierpiących wynikającą z szacunku dla każdego człowieka, także tego, który nie jest świadom swych czynów?

6.     6.Czy jesteś za uwzględnianiem w ustawodawstwie rozwiązań sprzyjających trwałości małżeństw i rodzin oraz poprawiających sytuację najuboższych?

7.     7.Czy jesteś za zwiększaniem wydatków na siły zbrojne, czy raczej na edukację?

8.     8.Czy jesteś za równością praw obywateli polskich różnych narodowości, czy raczej za przyznaniem przywilejów dla mniejszości narodowych i etnicznych mieszkających na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej?

9.      9.Czy jesteś skłonny zachowywać chrześcijańskie treści w swym codziennym życiu?

10. Czy jesteś dumny z tego, że jesteś Polakiem?

0

circonstance

Iza Rostworowska. Crux sancta sit mihi lux / Non draco sit mihi dux Vade retro satana / Numquam suade mihi vana Sunt mala quae libas / Ipse venena bibas

719 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758