Na przyszłość Unii Europejskiej i Polski trzeba spojrzeć zarówno przez pryzmat kryzysów minionej dekady, jak i Strategii Europa 2020 – dokumentu, który wyznacza kierunki współpracy państw UE na najbliższe lata.
W Unii Europejskiej Strategia 2020 zastąpiła Strategię Lizbońską. Nowy dokument zaproponował bardziej spójne ramy wykorzystywania dostępnych instrumentów oraz polityk, co ma zachęcić państwa członkowskie UE do sprawniejszych i bardziej skoordynowanych działań. W kontekście dążenia do pogłębiania integracji europejskiej zasadne wydaje się przypomnienie uregulowania traktatowego w postaci art. 136 TFUE i spojrzenie na przyszłość UE przez pryzmat doświadczeń z amerykańskim kryzysem gospodarczym. Nie są to bynajmniej zbyt odległe obszary rozważań.
Traktat z Lizbony pozwolił na wprowadzenie do Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej Art. 136, zgodnie z którym Rada UE może przyjąć w stosunku do państw strefy euro środki wzmacniające dyscyplinę budżetową i określające politykę gospodarczą kraju członkowskiego zgodnie z przyjętymi dla całej Unii.
W oparciu m.in. o art. 136 Unia znalazła sposoby na zastosowanie pogłębionego nadzoru makroekonomicznego, fiskalnego, tudzież na zaciśnięcie dyscypliny budżetowej wobec państw członkowskich. Istotnym elementem nadzoru makroekonomicznego są od 2010 mechanizmy prewencyjne i korygujące. Zawierają one instrumenty ostrzegania i kompensowania nierównowag makro w UE, w tym w strefie euro. Mechanizmy prewencyjne stanowią system ostrzegania. Instrumentami korygującymi obejmuje się kraje nadmiernej nierównowagi, tj. kraje, których wskaźniki makroekonomiczne nie spełniają wartości referencyjnych zapisanych w art. 126 TFUE lub gdy osiąganie tych wartości postępuje zbyt wolno.
Z kolei nadzór fiskalny jest prowadzony w oparciu o wzmocniony, z uwzględnieniem rozwiązań nakreślonych w Strategii Europa 2020, Pakt Stabilności i Wzrostu. Oprócz instrumentów przykręcania śruby fiskalnej, UE ma jeszcze do dyspozycji sankcje związane ze ścieżką konsolidacji, prowadzącą do osiągnięcia MTO. MTO to średnioterminowe cele budżetowe (medium – term objectives). MTO tworzą ramy pozwalające na opanowanie wahań cyklicznych przy jednoczesnym utrzymaniu (lub dążeniu do utrzymania) deficytu sektora finansów publicznych poniżej wartości referencyjnych.
UE sprawuje też pieczę nad reformami strukturalnymi, których wprowadzanie powinno przyczyniać się do wzrostu gospodarczego. Lecz dynamika popytu wewnętrznego w niektórych krajach UE nie wyzwala dostosowań istotnie zwiększających ich konkurencyjność. Zamiast więc walczyć z licznymi barierami, obliczonymi na zwiększenie kapitału stałego brutto ! inwestorzy korzystają z alternatywnych metod pomnażania kapitału. Są to metody, których UE nie jest w stanie objąć mechanizmami prewencyjnymi. Szczególnie, że rządzący UE nie klasyfikują zagrożenia ze strony rynków finansowych jako istotnego czynnika destabilizacji bezpieczeństwa. Daje się nawet zauważyć trend tworzenia regulacji pod europejski system bankowy.
W takiej sytuacji przykręcanie wszelkich możliwych śrub niekoniecznie pomoże. Kapitał potrafi stwarzać dla siebie doskonale uprzywilejowane warunki. Kryzys w USA pokazał, że sekwencja na pozór nowatorskich (a w gruncie rzeczy nieetycznych) decyzji instytucji bankowych, wspomaganych udziałem państwa, tworzącego regulacje pod system bankowy, uczyniła okazję do bogacenia się wielkich korporacji finansowych. Choć fundamenty, na których wyrastał kryzys, antycypowały jego rozszerzanie, elity finansowe nie dostrzegły niebezpieczeństwa krachu piramidy pustego pieniądza. Stąd Strategia Europa 2020 może być postrzegana jedynie jako kolejna fasada.
Nie można wykluczyć, że pod tą fasadą będzie się kryła ekspansja kredytowa, gdyż o tym się już mówi, a wielcy tego świata lubią się przecież bogacić. Skoro Ameryka nie pozwoli na powtórzenie algorytmu z ostatniej dekady, to może Europa okaże się łaskawsza? Niektórzy znawcy przedmiotu już mylą oszczędności z kredytem.
Amerykańskie kredyty nie miały oparcia w oszczędnościach, stąd kredytowaniu towarzyszyło tworzenie nowego pieniądza. To wywoływało inflację. Taki kredyt nie pobudzał rozwoju gospodarki; mógł się jedynie przyczynić do pobudzenia branży, do której trafiały takie pieniądze. Ułatwiony dostęp do kredytu mogły mieć na przykład firmy źle zarządzane, dostarczające na rynek niepotrzebne lub niekonkurencyjne dobra i usługi.
Instytut Misesa zdiagnozował, że u źródeł kryzysu gospodarki amerykańskiej legła uprzywilejowana pozycja banków, naruszających tradycyjne zasady prawne. Banki łamały prawa własności deponentów, co wywołało sekwencję szkodliwych skutków nie tylko w postaci bankructw banków, ale także głębokich kryzysów finansowych i ekonomicznych. W Europie, tak jak w USA, lobby biznesowe i finansowe mają duży wpływ na bieg spraw publicznych. Okoliczność ta, wraz z kryzysową sytuacją w UE (w strefie euro), wyznaczać powinna sposób myślenia o powodzeniu mechanizmów dostosowawczych, nakreślonych strategią Europa 2020.
W kontekście wymienionych mechanizmów dostosowawczych i kryzysu w strefie euro, warto zdiagnozować algorytm kryzysu gospodarki amerykańskiej – z kilku powodów:
1. Cykle koniunkturalne dużych gospodarek UE były przed kryzysem i nadal są wyraźnie połączone z cyklami koniunkturalnymi Stanów Zjednoczonych (M.A. Wynne, J. Koo: „Business Cycles Dunder Monetarny Union: A Comparison of the EU and US, Economica, Vol. 67, 2000, s. 347-374),
2. Gospodarki wchodzące w skład strefy euro wykazują wysoką korelację krajowych cykli gospodarczych z cyklem referencyjnym strefy euro rozpatrywanej jako całość (Paweł Skrzypczyński: „Wahania aktywności gospodarczej w Polsce i strefie euro”, Materiały i Studia, zeszyt nr 227, Narodowy Bank Polski, Instytut Ekonomiczny, Warszawa 2008, str. 21),
3. Wahania aktywności gospodarczej Polski i strefy euro są średnio skorelowane, niemniej jednak względnie wysoko pośród innych gospodarek pozostających poza strefą euro (tamże),
4. Wiedza o przyczynach i mechanizmach kryzysu gospodarki amerykańskiej może przyczynić się do poprawy bezpieczeństwa ekonomicznego strefy euro,
5. Doraźny skutek w postaci kilku lat sztucznej prosperity zapewnionej Polakom może się zamienić w katastrofę nie tylko gospodarczą.
Stopy procentowe są barometrem oczekiwań inflacyjnych rynków finansowych. Niski poziom stóp procentowych przekonuje uczestników rynku o względnej stabilności cen. Jednak zmniejszenie oczekiwań inflacyjnych prowadzi do obniżenia premii za ryzyko i obniżenia rentowności długoterminowych papierów dłużnych, w których ta premia jest zawarta (Michał Pronobis: „Polska w strefie euro”, Wydawnictwo C.H. Beck, Warszawa 2008, str. 58). Ten ważki czynnik ma wpływ na zachowania uczestników rynków finansowych. Być może miał istotne znaczenie dla przebiegu ostatniego kryzysu gospodarki amerykańskiej; być może był jego praprzyczyną…..a być może algorytm zostanie powtórzony w Europie?
Recesji w USA miały zapobiec cięcia stóp procentowych. Tymczasem doprowadziły do dotowania przez państwo tanich, masowo udzielanych kredytów, w dużej mierze konsumpcyjnych, na zakup nieruchomości: głównie domów i mieszkań. Dotowanie odbywało się na skalę dotąd niespotykaną; ponoć wynikało z przekonania, że ceny mieszkań i domów będą stale rosnąć, a w razie gdyby nie rosły, pękające ogniwo takiego łańcuszka zostanie szybko naprawione (wykupione) przez rząd.
Państwo promowało „tani kredyt dla wszystkich”, oparty na dokumencie Community Reinvestments Act (CRA), tj. akcie o reinwestowaniu w lokalne społeczności. Obligował on banki do udzielania kredytów osobom o niskich dochodach, co oczywiście przyczyniło się do posiadania portfolio złych długów. Jednakże pozwalało na czerpanie ponadprzeciętnych zysków przez instytucje finansowe. Polityka państwa była realizowana przy udziale pustego dolara, drukowanego przez Fed, rzekomo w odpowiedzi na zapotrzebowanie kredytobiorców (B. Podolski: „Skąd się biorą kryzysy”, Fijorr Publishing, Chicago, Warszawa 2010, str. 127-144).
Aby lepiej zrozumieć aktywność rynków finansowych trzeba nadmienić, że w 1988 r. Bazylejski Komitet Nadzoru Bankowego (BCBS) wprowadził umowę formułującą zalecenia adekwatności kapitałowej banków, znaną pod nazwą BASEL. Do 2010 r. umowę tę zaimplementowało ok. 100 krajów. Umowa określała proporcję kapitału własnego banku komercyjnego do jego aktywów (nie mniej niż 8%). Ograniczyło to akcję kredytową banków i zmniejszyło ryzyko załamania się systemu bankowego opartego na pustym, lecz znacjonalizowanym pieniądzu. Po dziesięciu latach system BASEL został uznany za nieefektywny; w opinii krytyków jednakowo traktował pożyczki udzielane osobom fizycznym, prawnym i rządom. Uznali oni, że BASEL nie rozpoznawał właściwie ryzyka i ograniczał ekspansję kredytową, co miało niekorzystnie wpływać na wzrost gospodarczy. W 1998 r. wprowadzono w życie system BASEL 2, zgodnie z którym ryzyko banku jest matematycznie ważone w zależności od tego, komu jest udzielona pożyczka. Najwyższą wagę (0%) przyznano obligacjom skarbowym, super bezpiecznym długoterminowym papierom dłużnym. Zaś ryzykownym kredytom hipotecznym przyznano wagę 100%. Portfolio kredytów o niskich wagach (niskim ryzyku) oznacza dla banku możliwość większej ekspansji kredytowej. Choć z drugiej strony im mniejsze ryzyko, tym niższy zwrot na kredycie.
Z powodu niskiej stopy procentowej posiadacz bezpiecznych, długoterminowych papierów dłużnych, traci na rentowności. „Kreatywny” inwestor dochodzi w takim momencie do wniosku, że warto by nadać ryzykownym kredytom relatywnie niższą wagę. To znacznie poprawiłoby wskaźnik kapitału własnego do aktywów i oszukało system BASEL 2. Wzrosłaby zdolność do gromadzenia kapitału pieniężnego po niskiej cenie.
Jak inwestor pomyślał, tak się stało – za pośrednictwem dwóch popieranych przez rząd USA instytucji finansowych: Fannie Mae i Freddy Mac. Instytucje te kontrolowały w krytycznym czasie (2001 – 2008) ponad 90% obrotów drugiego rynku kredytów hipotecznych (np. kredytów subprime, udzielanych osobom o niskich dochodach lub nie posiadających dochodu). Fannie Mae i Freddy Mac przejawiały aktywność, która w 2008 r. doprowadziła do powstania połowy z trzynastomilionowego długu hipotecznego Amerykanów (B. Podolski, str. 139).
Aktywność tych dwóch instytucji polegała na odkupywaniu kredytów hipotecznych od banków komercyjnych i przeprowadzaniu „zabezpieczenia”, w oryginale securisation. Zabezpieczenie polegało na zamianie pewnej puli kredytów w papiery wartościowe o nazwie Mortage Backed Securities (zabezpieczone zastawne papiery wartościowe). Nabycie Mortage Backed Securities oznaczało comiesięczny, gwarantowany strumień pieniężny; papiery te uzyskiwały wysoką ocenę ratingową (AAA), którą wystawiały agencje należące do oligarchicznego kartelu Nationally Recognized Statistical Rating Organisation, założonego przez amerykańską komisję papierów wartościowych SEC (Securities and Exchange Commission). Rating AAA dawał MBS – om, czyli zebranym do jednej kupy kredytom subprime, bezpieczeństwo równe obligacjom rządowym. MBS-y zaliczono do instrumentów pochodnych zwanych Asset Backed Securities (papiery wartościowe zabezpieczone aktywami), używanych do usuwania aktywów z bilansu księgowego wystawcy lub do zarządzania ryzykiem przez limitowanie odpowiedzialności pożyczkodawcy. W pewnych wypadkach jedne aktywa mogły być zabezpieczone innymi aktywami.
Po takim przekształceniu bank komercyjny odkupywał zamienione w papier wartościowy, wcześniej ryzykowne kredyty hipoteczne. Ponieważ miały już niską wagę, to nie wpływały na bazylejski wskaźnik kapitału własnego do aktywów – i co najważniejsze przynosiły nieporównywalnie większy dochód niż obligacje rządowe. Bank komercyjny mógł dalej udzielać kolejnych kredytów hipotecznych w formalnej zgodzie z regulacjami BASEL 2 osobom bez wkładu własnego lub nawet bezrobotnym, gdyż powstałe z tego tytułu ryzyko kredytowe było rozmywane przez instrumenty pochodne, zgodnie z przedstawionym schematem.
Lecz to nie koniec pomysłowości i łańcuszka powiązań. Na wypadek niewypłacalności strony gwarantującej, że aktywa będą przynosiły dochód, emitowane przez Fannie Mae i Freddy Mac papiery wartościowe były zabezpieczane na rynku ubezpieczeń finansowych. Ubezpieczenia dokonywała AIG oraz inni gracze na rynku ubezpieczeń finansowych USA. Instrumentem pochodnym, umożliwiającym przenoszenie ryzyka kredytowego, był Credit Default Swaps (CDS). CDS miał gwarancje Fannie & Fredie, AIG lub innego ubezpieczyciela finansowego na wypadek ryzyka niewypłacalności. Dzięki udzielanym we własnym tyglu gwarancjom, CDS stawał się atrakcyjny i dobrze zbywalny, stając się podstawą do tworzenia kolejnej finansowej derywaty, zwanej Collateralissed Debt Obligation (CDO). Ponieważ CDO była papierem wartościowym typu Asset Backed Security, mogła być zabezpieczona jakimkolwiek instrumentem typu debt-to-debt (dług zabezpieczony długiem).
Oparte na kredytach hipotecznych derywaty CDO, nazywane obligacjami, były skupowane przez banki i inwestorów na całym świecie, m.in. przez globalnie działające: Goldman Sachs, Bank of America, JP Morgan Chase, Lehman Brothers, czy Citigroup. Citibank stworzył na zakup CDO fundusz specjalnego przeznaczenia (SIV), a pieniądze na SIV zdobywał od funduszy hedgingowych. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby ten łańcuszek wydłużać. Jego istota sprowadza się do okradania jednych przez drugich, aby nie dało się dokładnie określić, kto kogo okrada, na ile, jak i kiedy płynie fala nowotworzonego pieniądza.
Co się jednak dzieje, gdy kredyty nie są spłacane? Otóż ostateczny nabywca finalnej derywaty zachowuje prawo do przejęcia nieruchomości, na którą był wzięty ryzykowny kredyt. Lecz w łańcuszku pośredników i w finezji operacji można utracić możliwość skutecznej egzekucji prawa własności. W takiej sytuacji niemożliwe wydaje się też wyodrębnienie konkretnych nieruchomości z masy upadłościowej SIV-ów. Taka operacja wymagałaby uznania bankructwa nie tylko funduszy typu SIV, ale także szeregu instytucji prowadzących spekulacje na CDS-ach, które są zabezpieczeniem SIV-ów, tj. Goldman Sachs, Lehman Brothers, Bank of America, JP Morgan Chase, Citigroup – instytucji o zasięgu globalnym, dobrze usadowionych także w strefie euro (tak jak w całej UE).
W 2008 r. zbankrutowały: Fannie Mae, Freddy Mac oraz AIG. Zbankrutował też Lehman Brothers, którego ekspozycja na CDS-y była szacowana na ok. 400 miliardów dolarów (B. Podolski, str. 143). Masa CDS-ów, które były zabezpieczeniem SIV-ów od niebezpiecznych kredytów typu subprime, zaciągniętych na realne, istniejące przecież nieruchomości, stała się makulaturą. Nieruchomości straciły na wartości i wiemy, że obecnie mogą być kupowane po dużo niższych cenach.
Rozwój gospodarki jest możliwy dzięki oszczędnościom i akumulacji kapitału, a nie dzięki konsumpcji na kredyt. Zaś dobry, przynoszący pożytek społeczeństwu kredyt, jest wynikiem istnienia oszczędności. Jeśli nie ma oszczędności, nie ma dóbr i usług, które odpowiadałyby dodatkowemu strumieniowi pieniądza, uzyskanego w procesie kredytowania. W zdrowym systemie bank nie udziela wówczas kredytu.
W sytuacji kryzysowej następuje przewartościowanie systemu; dokonuje się w chwili, gdy deponenci sobie uświadomią, że jakaś mała część społeczeństwa dowolnie zwiększa ilość pieniądza i rozporządza nim pomimo, że nigdy go wcześniej nie zarobiła. Teoretycznie może się więc zdarzyć, że deponenci pobiegną do banków i wypłacą swoje oszczędności. Na okoliczność, aby taki scenariusz pozostał w teorii, wymyślono Federal Deposit Insurance Corporation (FDIC). Zadaniem tego funduszu jest przeprowadzanie bankructw banków z równoczesnym przenoszeniem depozytów klientów do innego banku. Przeniesione depozyty dalej są dostępne tylko w formie wirtualnej – ponieważ zostały umoczone w nietrafionych kredytach. Żeby je wypłacić w gotówce, koniecznie trzeba dodrukować pieniądze.
Przeprowadzenie takiej operacji na dużą skalę oznaczać będzie początek hiperinflacji, która wiąże się z redukcją w produkcji i zatrudnieniu, a może zwiastować koniec waluty: np. euro, dolara, złotówki etc. Ostatecznym ciosem dla waluty jest dług publiczny niemożliwy do spłacenia przez opodatkowanie. Obsługa długu, czyli odkupywanie należnych w danym momencie zobowiązań i wypłata odsetek, realizowana jest emisją nowego długu.
Kiedy dług publiczny, przypadający na statystyczną rodzinę, rośnie w swej masie w tempie tysięcy dolarów lub euro na minutę, nie da się go już kontrolować. Jedyną możliwością wyjścia z takiej sytuacji jest monetyzacja (finansowanie) długu publicznego. Monetyzacja polega na wykupieniu zobowiązań rządu względem własnych obywateli, względem obywateli innych państw i rządów innych państw przez bank centralny. Skąd wziąć na to pieniądze? Odpowiedź nasuwa się sama.
W związku z tym, zadałam sobie pytanie: czy w oficjalnej klasyfikacji zagrożeń ujęte są zagrożenia ze strony rynków finansowych. W opracowaniu pt. „Kryzysy i sposoby radzenia sobie z nimi” (Marian Cieślarczyk, Ryszard Kuriata: „Kryzysy i sposoby radzenia sobie z nimi”, Wyd. Naukowe Wyższej Szkoły Kupieckiej, Łódź 2005, str. 71- 167) znajduję jedynie: zagrożenia naturalne (np. huragany, powodzie, epidemie), techniczne (np. awarie, pożary, skażenia, katastrofy), terroryzm (także informatyczny) i inne (np. niepokoje społeczne, zbiorowe zakłócenia porządku publicznego). Brak ujęcia w oficjalnej klasyfikacji zagrożeń ze strony rynków finansowych uniemożliwia – jak się zdaje – przygotowanie planu reagowania i zarządzania kryzysowego na wypadek ataku finansowego. Jakieś plany mają banki centralne, jednak sytuacja z kryzysem amerykańskim pokazała, że to za mało. Ten oczywisty brak należałoby jak najszybciej uzupełnić.
Lekcja, jaka płynie z doświadczeń amerykańskiego kryzysu, skłaniałaby do przywrócenia zdrowego, tj. prawdziwego pieniądza. Murray Rothbard zakłada, że należałoby dokonać: powrotu do standardu towarowego, likwidacji sytemu rezerwy federalnej (w przypadku USA), rozdziału rządu od pieniądza, powrotu do systemu wolnej, konkurencyjnej bankowości, utrzymywania przez banki komercyjne stuprocentowej rezerwy. Murray postuluje też stworzenia systemu, w którym każdy bank, przy najmniejszych nawet przejawach niewypłacalności zobowiązań na żądanie, byłby zobligowany do ogłoszenia bankructwa i przejścia w stan likwidacji (M.N. Rothbard: „Tajniki bankowości”, wyd. I, tłum. R. Rudowski, Warszawa, Fijorr Publishing, 2007, str. 284). Wówczas, według szkoły austriackiej, nie występowałby problem oszustwa bankowego, kreacji pieniądza i cykli koniunkturalnych, jakie znamy obecnie. Kreacja pieniądza to przecież nic innego, jak pożyczanie pieniędzy, które nie są własnością ani nie zostały wcześniej pożyczone na podstawie umowy.
Być może UE powinna zrezygnować z przykręcania kolejnych śrub i powrócić do idei prawdziwego pieniądza. Aby znów nie było tak, że w razie krachu największe straty poniosą przeciętni zjadacze chleba, których jedyną winą jest zaufanie do Unii. Wszak utrata zaufania może być przyczyną rozpadu społeczeństwa, które już od pewnego czasu funkcjonuje w stanie niepewności. Kiedy nastąpi krach, nie pomogą mechanizmy podyktowane art. 136 i Strategią Europa 2020.