Przy bardzo zbliżonych ofertach kredytów bankowych, ich rzeczywiste oprocentowanie różni się bardzo w poszczególnych bankach. Bywa, że zawiera się ono w przedziale od 9 do nawet 100%. Przeciętne oprocentowanie rzeczywiste wynosi od 20 do ok. 35%.
Oznacza to, że oferty banków mają ogromną rozpiętość, a procent rzeczywisty potrafi dziesięciokrotnie przewyższyć deklarowane oprocentowanie nominalne (w kredytach hipotecznych ta rozpiętość jest mniejsza, do dwóch razy). Nikt sobie jednak z tego nie zdaje sprawy, bo skąd ma to wiedzieć, skoro to medialne tabu. Redakcjom nie wolno o tym pisać. Banki są zachodnie i wydawnictwa też zachodnie. To zwyczajna „kolaboracja”. Dobro ludzi się tu nie liczy, dlatego nie ma krytyki, nie wolno pisać o ukrytych dopłatach i kosztach, o bankach oferujących tanie kredyty, porównywać rzeczywistych ofert banków, a co najwyżej podawać nic nie mówiącą wartość prowizji i oprocentowania. Wybierając ofertę klient kieruje się – całkowicie bez sensu – nazwą banku, lub radą trochę mniej oszukanego znajomego. Nie może również polegać na doradcach bo to nie w ich interesie – są na prowizji i nie współpracują z tanimi bankami.
Praktycznie każdy mógłby przecież zmniejszyć koszty kredytu o połowę znajdując lepszy bank lub nie godząc się na ukryte dopłaty czy procedury. Bankom wolno dopisać sobie to na co mają ochotę, bo tylko prowizja (do 18.XII.2011r.) i oprocentowanie (nominalne) są limitowane. Bankowcy liczą zatem oprocentowanie dowolnie. W skandaliczny sposób wmuszają na klientach raty równe, zawyżające kwotę do zwrotu nawet o 30%, ale skąd ma to klient wiedzieć? Nie potrafi przecież tego sprawdzić rachunkowo, a nadzór bankowy na istniejącą lichwę w bankach nie reaguje i tak jak prokuratura, nie widzi przestępstwa w łamaniu Ustawy. Nie widzi również przestępstwa w nieuczciwych informacjach zawartych w ofertach bankowych. Federacja konsumentów mówi natomiast, że się na tym nie zna. Tak oto nikt nie staje w obronie kredytobiorców otumanionych złudnymi reklamami, pozostawionych samym sobie, tragedie tysięcy rodzin nikogo nie wzruszają, bo nikt nie dąży do ograniczenia żerowania na ich niewiedzy.
Taki stan rzeczy jest w interesie budżetu państwa i chyba właśnie dlatego dopuszcza się, że jedyny państwowy polski bank ma najdroższe kredyty. Korzystają na tym inne banki oferując konkurencyjne, trochę niższe wskaźniki. Tymczasem oferta na plakacie tego banku brzmi – 0% prowizji i 6,99% odsetek, co nie ma zastosowania w praktyce, ponieważ rzeczywiste oprocentowanie kredytu wynosi 37%. Do tego trzeba doliczyć obowiązkowe ubezpieczenie w wysokości 63% kwoty pożyczanej, przy fałszywej deklaracji 0,35%, co jest właśnie doskonałym przykładem ukrytej dopłaty, która tu przekracza 100%. Nic dodać, nic ująć, ale jest jeszczeWIBOR. O nim w kolejnych tekstach.
Na koniec przypomnieć wypada, że lobbyści w Sejmie dążą do ograniczenia działalności banków spółdzielczych, czyli tych z najlepszymi ofertami. Ktoś tu jednak popełnił pomyłkę, bo informacja o tym ukazała się w mediach i właśnie w ten sposób dowiedziałem się, że są tanie, potem sprawdziłem, że nie mają również ukrytych dopłat do kredytów. Tak było jeszcze w 2007 r. W 2010 r. banki spółdzielcze przestały być już tak tanie, oferowane przez nie oprocentowanie wzrosło ponad dwukrotnie. Nie zagrażają już bankom komercyjnym i Sejm przestał się nimi zajmować. Smutna rzeczywistość, ale informuję, że można jeszcze znaleźć kredyty gotówkowe z oprocentowaniem rzeczywistym w granicach 10%. Oferują je banki, które się nie reklamują. Nie wymieniam ich bym nie został posądzony o działalność akwizycyjną, jaką np. prowadzą firmy doradcze, lub reklamową jak w mediach.
cdn
Wojciech Sawicki
http://www.sawicki.cc/kredyty/
(red. mad)
Wiadomości z banków i o bankach, dla klientów i pracowników, entuzjastów i sceptyków. Ubezpieczenia od A do Z. Gospodarka, finanse i giełda.