O tym co mi poprawiło ostatnio humor.
Moja dziewczyna ma syna, Darka. Chłopak przeszedł dziecięce porażenie mózgowe. Lekarze nie dawali mu w dzieciństwie wielkich szans na przeżycie. Jeżeli by miał przeżyć to jako ciężki kaleka. Dzięki poświęceniu matki, na szczęście wyrósł na pogodne dziecko. Co prawda chore ale w nie aż takim stopniu jak wieszczyli to lekarze. Nie zna się na zegarku lecz wie dokładnie o której zaczynają się jego ulubione programy. Włącza telewizor z dokładnością atomowego zegara. Jak się czegoś nauczy to na całe życie. Ja, chociaż jestem dobry w te techniczne klocki, po dłuższym czasie nieużywania urządzenia muszę sobie przypominać.
Niedawno spotkał swojego chirurga-neurologa sprzed lat. Lekarz przywitał się z matką ciepło, wykazując na wstępie zdziwienie:
– To on jeszcze żyje?
Darek czasami lubi używać słów, których znaczenia nie do końca rozumie.Ale jemu się podobają. Słowa te, często zasłyszane w tv, towarzyszą mu potem przez wiele dni przy okazji różnych dyskusji, nie koniecznie związanych z konkretnym słowem. I tak było tym razem:
– Mamo, co to jest libido?
Jakby z lekka zbaraniała na takie pytanie.
– Gdzie je słyszałeś?
– W telewizji. Coś reklamowali. Libido. Co to jest?
– Coś co nas ożywia. Powoduje, że mamy więcej energii – próbowała wybrnąć z sytuacji.
– Tak jak coca-cola?
– Tak, właśnie.- podchwyciła ucieszona.
Na drugi dzień odbierała go ze świetlicy. Byli tam też rodzice innych dzieci. Między innymi ojciec jakiejś dziewczynki. Wywiązała się między nim, a Darkiem rozmowa. Traktował go nieco z góry. Jak to dorosły dziecko. Do tego kalekie. W pewnym momencie rozmowa zeszła na temat coca-coli.
– Bardzo ją lubię ale mama mówi, że jest niezdrowa. Rzadko piję.
– Mi smakuje. Wiem, że nie jest zdrowa ale nie mogę się powstrzymać. Ma też i dobre działanie. – próbował trochę bronić coli.
– Wie Pan, mnie coca-cola ożywia. Dobrze się czuję. Ogólnie mogę powiedzieć, że poprawia mi libido. Po coli mogę zasuwać (chodzić) cały dzień. I wcale nie jestem nawet zmęczony!
Pan patrzył na Darka coraz z coraz większymi oczyma. A ten jak gdyby nigdy nic kontynuował:
– Niech Pan pamięta.Dużo coca-coli. Też zwiększy się Panu libido. Wszyscy będą zadowoleni. Żona też. Będzie mógł Pan tak jak ja zasuwać cały dzień. I nie będzie Pan zmęczony. Tak jak i ja.
Gościu chwycił swoją córkę za rękę i pociągnął w stronę schodów. Byle jak najdalej od tego miejsca. I to jak najszybciej! Ścigał go głos Darka przechylonego przez poręcz schodów:
– Niech Pan tylko pamięta: dużo coli! I wszyscy będą zadowoleni. Pana żona. I córki też. Zwiększy się Panu libido. Będzie Pan mógł zasuwać cały dzień. Słowo!
Potem już zawsze córkę odbierała matka.
Kiedyś ni stąd ni zowąd oświadczył:
– Mamo chcę zostać gejem. Co mam zrobić?
– Skąd Ci to przyszło do głowy? – zapytała przerażona nie na żarty matka.
– Pani w szkole czytała bajkę. O dwóch żyrafach, Panach. Mówiła, że to dobrze.
Chyba niezbyt dobrze skoro matka była tak przerażona tą perspektywą. Wytłumaczyła jak umiała sprawę, z czego Darek wyciągnął własne wnioski:
– Czyli źle?
Od tej pory słowo "gej" było dla niego synonimem największej obrazy. Czego doświadczył nasz pies, a właściwie suczka. Gdy raz go czymś zdenerwowała, wykrzyczał jej cały w złości:
– Ty gej…gej…gejico!