Polska tradycja jest dziś absolutną mistyfikacją.
Polska tradycja jest dziś absolutną mistyfikacją. Jest od początku do końca nieprawdziwa, wymyślona i zakłamana. Wszystko to oczywiście uczyniono polskiej tradycji w dobrej wierze i dla szczęścia oraz pomyślności samych Polaków.
I nie chodzi mi tu absolutnie o świąteczne pierogi i barszcz, bo te rzeczy gdzieniegdzie są jeszcze autentyczne, choć też już coraz częściej zastępowane produktami gotowymi. Chodzi mi o coś innego. O styl życia.
Styl życia, tradycyjny lub jakiś inny wiąże się zwykle z posiadaniem majątku, własności, lub – jeśli tego nie ma – ambitnych planów. Dobrym przykładem tradycji opartej na ambitnych planach są Żydzi, oraz irlandzcy i włoscy emigranci w Ameryce. W Polsce doby dzisiejszej nie ma mowy ani o majątku, ani o własności, ani o ambitnych planach. Jest tylko mowa o przeczekaniu do lepszych czasów. Owo przeczekanie ma dwa źródła – lenistwo i strach. Skąd się bierze lenistwo wiadomo, a strach wynika wprost z doświadczeń z policyjną prowokacją. Stąd dzięki tym dwóm czynnikom również nie może być mowy o autentycznej polskiej tradycji.
Polska tradycja wiąże się bowiem nierozerwalnie z ziemią i pieniądzem. Tych spraw jednak zostaliśmy pozbawieni skutecznie, wraz z kastą posiadaczy. Zlikwidowano ich fizycznie lub przestraszono do tego stopnia, że po prostu poszli na służbę do komunistów uznając w nich nowych panów i stali się dla zbrodniarzy oraz ich potomków listkiem figowym. Jakąś taką zasłonką, która pozwala dziś różnym ludziom udawać takich prawie dziedziców, co to może w palce nie smarkną, ale w ściągnięty z szyi fular to już właściwie czemu nie. Bardzo jest on bowiem podobny do chustki do nosa.
Wprowadzanie komunizmu w Polsce było w istocie grabieżą i nie muszę tu nikomu tego tłumaczyć, było także brutalnym przejęciem władzy przez nową, agresywną i aspirującą kastę, która miała legitymację władzy fałszywą co prawda, ale była za to dobrze uzbrojona. To ona właśnie – kasta owa stworzyła to co dziś utożsamiamy z polską tradycją. Oparł się jej Kościół, ale ten był systematycznie niszczony i po długim okresie panowania Jana Pawła II, proces ten wszedł w nową fazę. Oto biskupi będą sponsorować rząd.
Jeśli przyjmiemy, że wprowadzenie komunizmu w Polsce było czymś w rodzaju rewolucji francuskiej i pociągniemy dalej tę analogię, to dziś jesteśmy – jeśli uznamy wstąpienie do Unii za coś w rodzaju wojny Napoleona III z Bismarckiem – w przededniu afery Dreyfusa. Ja wiem, że was to już nudzi, ale sami zobaczycie, że mam rację.
Nowa władza buduje nowe społeczeństwo. Tak jak we Francji przed I wojną światową. Społeczeństwo to musi być nowe naprawdę, to znaczy nie może mieć nic wspólnego z żadnymi zaszłościami sprzed wielkiej rewolucji, którą w w Polsce utożsamiamy z rokiem 1945. Podobieństwa mogą oczywiście istnieć, ale jedynie powierzchowne i takie, które przydają splendoru nowej władzy. To co z tradycji zostało i jest najbardziej zauważalne – mundur i sutanna – jest, było i nadal będzie przez system absorbowane w jakichś zmodyfikowanych formach. Do tego dochodzić będą sprawy nowe, jakieś wspominki z Polski Ludowej, jakieś kluby kibica jakieś fikcyjne organizacje i ich rytuały. Dobrą rzeczą są także powroty do czasów przedchrześcijańskich. Nikt nie może sprawdzić co się wtedy działo, więc z tradycją można pohulać na całego. Wiele z tych rzeczy znamy już z PRL. I to się będzie podobało i będzie znajdowało zwolenników. Z tradycji rozumianej w ten sposób wyłączone są dwa jej najważniejsze aspekty – ziemia i pieniądz. Pozostaje tylko aspekt trzeci, który ważny był w Polsce zawsze – służba. W nowej tradycji stworzonej przez czerwonych i ciągle udoskonalanej, bo rewolucja wszak trwa i wcale się nie skończyła, ludzie mogą jedynie służyć. Reszta składników tradycji została im odjęta. A gdzie się podziała? Spyta ktoś niegłupio. Otóż został ukryta i obwarowana tak, że mało kto może po nią sięgnąć. Po prawdziwy pieniądz w Polsce nie sposób sięgnąć nie łamiąc prawa. Własność zaś, wobec zmieniony stosunków ekonomicznych nie jest już tym czym była dawniej. A jeśli jest, jeśli przynosi korzyści, to zarezerwowano ją dla tak zwanych „swoich”. Polacy są więc uwikłani bardziej niż wolni, oszukani bardziej niż wyedukowani i sfanatyzowani bardziej niż pokładający wiarę i ufność. Wszystko to – twierdzę – zostało im zaaplikowane celowo i z rozmysłem. Mało mnie pociesza fakt, że gdzie indziej jest podobnie, a miejscami jeszcze gorzej.
Po 11 listopada rząd nasz i tak zwany system przystąpiły po raz kolejny do absorpcji treści i narracji zwanej potocznie patriotyczną. Polacy, ci u których lenistwo przeważa nad strachem przed prowokacją, uwielbiają siedzieć przed telewizorem i patrzeć na to co Jan Pospieszalski opowiada w swoim programie „Warto rozmawiać” czy też może w jakimś innym. Obecność tego programu jest dla nich pewnym wskaźnikiem. Wskaźnikiem na obecność tradycji i Polski w ogóle w przestrzeni publicznej. I oto – po miesiącach strachu – mamy cud. Ulubiony program milionów powrócił i można go znowu oglądać pogryzając chipsy. Oto sukces! Dziś chyba albo jutro w telewizji pokażą film o niedźwiedziu Wojtku z armii Andersa. Z telewizji zwolniono Shymallę i Wyszyńską, które blokowały różne ważne patriotyczne emisje. Jest więc nadzieja, że marzenia milionów Polaków na to, że w telewizji pokażą się wreszcie nasze programy i tak wyczekiwane treści patriotyczne spełni się wreszcie. Ja myślę, że stanie się to już niedługo. Może nawet pokażą film o Roju i innych żołnierzach wyklętych. W końcu nawet Józefa Mackiewicza zaczęli wydawać. Do Malborka, miasta gdzie koło PiS miało 6 zaledwie członków, którym przewodził Cymański Tadeusz, zjechać ma na zaproszenie burmistrza – działacza PO – ksiądz Isakowicz-Zaleski. Serio mówię, nic nie zmyślam. Cuda, cuda ogłaszają!
Wobec systematycznego niszczenia PiS, także samo-niszczenia tej organizacji, szykuje się wielki odpływ szczerych patriotów przywiązanych do barw, munduru i sutanny, a także do pieśni i historii, pod inne sztandary. Być może nie zostały one jeszcze wyhaftowane, ale płótno na nie już wyfasowano. Możecie być pewni.
Cóż nam więc pozostało? To proste. Pozostały nam ambitne plany. To też mogą ukraść, ale będzie trudniej. Tradycja to coś co odradza się w każdym pokoleniu. A nam właśnie zostały już tylko ambitne plany. I całe szczęście. Bo dźwiganie tego całego bagażu na plecach, tych wszystkich husarskich skrzydeł, siodeł i oręża było już męczące. Zostawmy im to. I tak to porzucą. Bo rzeczy te są ważne i potrzebne tylko w połączeniu z pieniądzem i ziemią, a tych z kolei oni nie oddadzą. Tak więc podział jest prosty – po jednej stronie ukradziona tradycja po drugiej ambitne plany. I teraz kochani moi strategosi i taktykosi rzeknijcie mi gdzie tu jest, w którym miejscu, rzecz najważniejsza – inicjatywa. Jak wiadomo ten kto ma inicjatywę zwycięża, nawet jeśli z początku sprawy wyglądają nieciekawie. Przyjrzyjcie się dobrze temu schematowi i powiedzcie gdzie jest inicjatywa. Jeśli już wiecie, to dobrze, ale jak wam nic więcej na tym blogu nie powiem. Czas sprzedawania za friko myśli minął. Jak mnie zaprosicie na spotkanie autorskie do siebie do możemy o tym pogadać. Nie wcześniej.
Teraz zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić moje książki i poczytać sobie o ludziach, dla których obsługa urządzenia pod nazwą „inicjatywa” nie miała żadnych tajemnic.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy