Ludzie na ulicach, starcia z policją, zniszczenia i pożary. To coraz częstszy, codzienny przekaz. Czy lawina już ruszyła? Czy zmiecie cały dotychczasowy, lipny porządek?
Dzieje się na świecie. Jeszcze więcej w Europie. W niecałe 7 lat po rozszerzeniu Unii Europejskiej widać wyraźnie płytkość i prowizoryczność tego projektu. Biedne kraje, jak Słowacja, nie chcą płacić miliardów euro za lata pozornego dobrobytu utracjuszy i leni.
Więcej, bogaci, jak choćby Niemcy, też mają dosyć.
Europa się sypie. W kształcie, w jakim sobie wymarzyli, najpierw Róża Luksemburg, potem Hitler i Stalin, a w końcu cwaniacy z Brukseli, nie przetrwa długo.
Tymczasem na świecie niesłychany rozwój technologiczny, który przeorał świadomość, styl życia i całe cywilizacje, spowodował również wiele zjawisk negatywnych.
Upadek niezbyt dużego banku w Stanach Zjednoczonych spowodował, że do opinii publicznej dotarła wiadomość, o której specjaliści wiedzieli już od dawna – światowy system finansowy oderwał się od rzeczywistości i kreuje własną wizję świata.
W świecie tym, niewielka garstka multimiliarderów chce rządzić również miliardami istnień ludzkich. Chcą decydować o ich poziomie życia, o tym, kto i gdzie ma rodzić dzieci (próby sterylizacji w Afryce), a nawet komu pozwolić umrzeć z głodu.
Śnieżna kula zaczyna się powoli toczyć. Lipne pieniądze w USA, bo tym właśnie były tanie kredyty, spowodowały, że nagle tysiące ludzi straciło wszystko – domy, samochody, pracę. Później była zbankrutowana Islandia, następnie ulubiony kraj premiera Tuska – Irlandia, a dalej już się posypało: Łotwa, Estonia, Grecja, Hiszpania, Włochy, Portugalia, a w kolejce czeka już nawet Francja i kto wie, kto tam jeszcze.
Czy ludzie nagle przestali pracować? Czy może pracują gorzej, mniej wydajnie? Nic takiego się nie stało. Zwykli ludzie nie są winni, że nagle wszystko zaczyna się walić. I powoli, nieuchronnie zaczyna to do nich docierać, że całkowicie bez własnej winy, z dnia na dzień stają się coraz biedniejsi i przyszłość rysuje się czarno. Uświadamiają to sobie nagle, a jedyne, co mogą zrobić, to zacząć wychodzić na ulice. Cóż im pozostało?
Kto więc w takim razie jest winien temu? Dwie grupy: pazerni do granic finansiści, którym pozwolono, bez odpowiednich zabezpieczeń, obracać i manipulować ogromnymi sumami pieniędzy, praktycznie bez ograniczeń; oraz wszelkiego rodzaju politycy, których głupota i krótkowzroczność, przy posiadaniu prawie absolutnej władzy, w porę nie zauważyła i nie starała się zapobiec nadciągającej katastrofie.
Po Atenach, Madrycie i Londynie miasta zaczynają wrzeć. Są to ruchy spontaniczne, a technologia pozwala dobrze się organizować.
Jakże karykaturalnie i żałośnie wyglądała przy tym próba manifestacji warszawskiej, gdzie nastolatki z bogatych rodzin, łapiące w mig najnowsze trendy, pokazały po raz kolejny, że jesteśmy tylko papugą Europy.
Gdy na ulice polskich miast wyjdą w końcu naprawdę zdesperowani będzie to wyglądało nieco inaczej. Nie będzie to kolejna manifa, czy jak to nazywają, warszawskich zakręconych, bogatych frustratów i odmieńców, ale twarde wystąpienie tych, co już niewiele mają do stracenia.
Czy będą z nimi Młodzi, Bogaci i Wykształceni z Dużych Miast? To zależy jak dużo umoczyli w swoich frankowych kredytach i grozi im powrót i to raczej haniebny, do swoich małych miasteczek i wsi.
Bardzo chciałbym, żeby to wszystko, co napisałem się nie spełniło. Ale gdy widzę totalną bezradność rządów, kolejne, nieudane próby ratunkowe i nieustępliwość banków, to obawiam się, że scenariusz może być bardzo zły.