Czy władza nie dokonała celowej prowokacji?
Można się zastanawiać dlaczego tak się stało, jak się stało podczas obchodów Święta Niepodległości i kto na tym najbardziej skorzystał?
Czy przypadkiem władzy nie był potrzebny pretekst?
Po wydarzeniach na Węgrzech, gdzie w wyniku podobnych rządów ("kłamaliśmy rano, kłamaliśmy wieczorem, kłamaliśmy zawsze" takie hasło przewodnie obowiązuje przecież i u nas, a i efekty rządzenia nie odbiegają od tych węgierskich), co prawda po ośmiu latach, ale pogoniono nieudaczników, są już mądrzejsi i postarają się nie popełnić błędów węgierskiego komunisty Gordona Bajnai.
Zastanawiałem się wcześniej, jak się zabezpieczą przed "gniewem ludu". I może to jest właśnie ten moment.
Jest już wiele dowodów na celowe prowokacje, jak choćby ten:
Czy ten:
Wydaje mi się, że głównym przesłaniem i o tym należy pisać, jest stworzenie pretekstu do "wzięcia społeczeństwa za pysk", a mówiąc inaczej ograniczenie swobód obywatelskich, w tym mocne zawężenie prawa do zgromadzeń publicznych, czego zapewne władza w obliczu swych działań w najbliższym czasie może się spodziewać.
Gwałtowne rzucenie się w tym kierunku zaraz po Marszu zarówno przez prezydenta, premiera, władze Warszawy, jak i inne służby, bez wcześniejszych prób nawet wyjaśnienia przyczyn zaistniałej sytuacji, zdaje się jest tego tylko najlepszym potwierdzeniem i dowodem.
Jedynym dozwolonym sposobem wspólnych obchodów Rocznicy Niepodległości może pozostać już niedługo tylko układanie w "bulu" kotylionów z prezydentem Komorowskim i jego małżonką.
Prywatny przedsiebiorca z filozoficznym nastawieniem do zycia.