Artykuły redakcyjne
Like

Czy państwo służy nam, czy my państwu?

29/02/2016
665 Wyświetlenia
1 Komentarze
12 minut czytania
Czy państwo służy nam, czy my państwu?

W Polsce niepodległej toczył się spór o to czy państwo ma służyć narodowi czy naród państwu. Triumfem pierwszej idei była konstytucja z 17 marca 1921 roku, która rozstrzygała sprawę na korzyść narodu. Po zamachu majowym zaistniał okres przejściowy aż do kwietnia 1935 roku, kiedy to uchwalona 23 kwietnia nowa konstytucja wyraźnie dała prymat państwu przed narodem. Czy było to dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów, państwa wielonarodowego, które istniało przez parę wieków, licząc czas przed wprowadzeniem formalnej nazwy i stanowiło wzór współżycia narodów? Nota bene nieosiągalny w obecnej „Unii Europejskiej”. Sądząc po faktach, a szczególnie rozwoju wypadków po uchwaleniu konstytucji kwietniowej, raczej nie, gdyż w odróżnieniu od państwa przedrozbiorowego dążyło wyraźnie do preferowania narodowości polskiej i wyznania rzymskokatolickiego.

0


Trzeba przyznać, że przypisywane Piłsudskiemu tendencje do odtworzenia Polski jagiellońskiej nie bardzo przystają do jego działań.
Przede wszystkim nie odtworzył swego ojczystego kraju, czyli Wk Księstwa Litewskiego, powołując dziwaczny twór „Litwę Środkową” i apelując do mieszkańców „byłego” Wk Księstwa Litewskiego, a przecież sytuacja aż się prosiła o jego restytucję, przy czym sam Piłsudski z racji swego pochodzenia / od Ginetów/ kwalifikował się na regenta.
Na takie rozwiązanie nie pozwalała mu jego socjalistyczna proweniencja, która kazała mu poszukiwać partnerów w narodzie białoruskim / przemawiał w Mińsku po białorusku/ i żmudzińskim szukając partnerów w Tarybie.
Ani jedno ani drugie nie mogło wypalić i partnerów należało szukać tam gdzie nie mieli ich bolszewicy lub Niemcy, czyli w warstwach posiadaczy zarówno wiejskich jak i miejskich.
Na tych warunkach można było odtworzyć Wk. Księstwo Litewskie na całym obszarze i ogłosić aktualność Unii Lubelskiej, sprzyjał temu nawet dekret Lenina ogłaszający nieważność rozbiorów Polski.
Piłsudskiemu nie przyświecała idea wspólnoty narodów, a jedynie praktyczny i doraźny cel stworzenia bariery obronnej przed Rosją.
Retoryka współistnienia z Białorusinami i Ukraińcami miała bardzo słaby wydźwięk, ażeby po śmierci Piłsudskiego niemal całkowicie wygasnąć.
Stawaliśmy się zatem państwem narodu polskiego, ale z przewagą czynnika państwowego nad narodowym.

Sytuacja po roku 1989 wskazywała na to, że jesteśmy państwem jednonarodowym, chociaż były pewne szanse na odzyskanie zagrabionych w 1939 roku przez bolszewików ziem wschodnich. Można było uzgodnić z Jelcynem powtórzenie „plebiscytu” przeprowadzonego przez bolszewików w 1939 roku na zasadzie, którego „włączono” te ziemie do Sowietów. Ze względu na różnice w poziomie życia, perspektywy zbliżenia do zachodu i chęć ucieczki z bolszewickiego raju – szanse na wygranie przez opcję propolską takiego plebiscytu były bardzo duże.
Jednakże ówczesne władze w Polsce nie chciały nawet odpowiedzieć na propozycje Jelcyna w odniesieniu do jakichkolwiek zmian granicznych.

Zostaliśmy zatem państwem jednonarodowym w granicach wyznaczonych przez Stalina.
Nie budziło zatem wątpliwości, kto powinien być hegemonem w tym państwie, jednakże organizatorzy „III Rzeczpospolitej” jako dziedzictwa PRL zadbali o to żeby to państwo służyło nadal siłom sterującym z zewnątrz opierając się na oligarchii przejętej z ustroju komunistycznego z dokooptowaniem elementów kolaboracyjnych zwerbowanych w trakcie procesu transformacji.
W tym duchu zostały przeprowadzone pierwsze „kontraktowe” wybory, dokonane zmiany w peerelowskiej, stalinowskiej, konstytucji i ostatecznie w 1997 roku wprowadzona nowa konstytucja, która ten stan rzeczy umocowała.
Obiecywano wprawdzie uwłaszczenie narodu i stworzenie należytych warunków dla sprawowania najwyższej władzy przez naród, ale skończyło się na umocowaniu systemu stworzonego w PRL.
Ten system polega na ścisłym wyodrębnieniu rządzącej oligarchii i utrzymywaniu reszty narodu w dotychczasowym stanie sproletaryzowania.

Po upływie przeszło ćwierćwiecza od formalnej zmiany ustroju państwa polskiego społeczeństwo jest nadal pozbawione silnej warstwy posiadaczy, zwanej też klasą średnią. Jest to klasa, która stworzyła potęgę i bogactwo krajów zachodnich.
Współcześnie w tych krajach obserwujemy zjawisko jej niszczenia, co pociąga za sobą degradację tych państw.
W Polsce ta klasa jeszcze ciągle nie istnieje, podział społeczny może nie jest tak kontrastowy jak w byłych sowieckich republikach z Rosją na czele, ale stanowi dziedzictwo podziału z PRL, w którym istniała wąska warstwa władzy „właścicieli Polski ludowej” jak sami siebie nazywali i reszta proletariatu.
Obecnie, jak majątek popeerelowski został sprzedany lub rozkradziony, mamy również wąską warstwę tych, którzy go sobie „sprywatyzowali” i resztę narodu pozostawioną na proletariackim poziomie.
Ten stan charakteryzuje zarówno przeciętny poziom zarobków emerytur powodując, że osobiste dochody Polaka to nieco powyżej 1 tysiąca zł. miesięcznie, a oszczędności to zaledwie 6,2 tys. euro na osobę, czyli 10% tego, co mają Francuzi i Anglicy, 15 % -Niemcy, 25% – Hiszpanie i tylko połowę tego, co mają zbankrutowani Grecy.
W sumie pod tym względem jesteśmy nie tylko poniżej Czechów czy Węgrów, ale nawet Bułgarów.
Oczywiście w tych oszczędnościach polskich przeważają krótkoterminowe lokaty bankowe, fundusze inwestycyjne to zaledwie jedna szósta lokat bankowych.
Nie mamy zatem szerokiej warstwy posiadaczy majątku narodowego, co charakteryzuje społeczeństwa zachodnie, a szczególnie amerykańskie gdzie większość oszczędności lokowana jest w akcje. A są to sumy niebagatelne, przeciętnie 169 tys. euro na jednego Amerykanina i Kanadyjczyka / 60,5 bln. euro oszczędności na 358 mln mieszkańców/.
Daleko nam wprawdzie nie tylko do Ameryki, ale nawet do zachodniej Europy, tylko że poziom Hiszpanów to powinniśmy już mieć od paru lat.

Stan majątkowy jest ważny, decyduje bowiem nie tylko o poziomie życia, ale też o stopniu niezależności i możliwościach wyboru.
Utrzymywanie społeczeństwa w permanentnej zależności od władzy, która bezpośrednio i pośrednio kontroluje zatrudnienie jest w „III Rzeczpospolitej” kultywowane, jako dziedzictwo PRL i przynosi określone efekty.
W korelacji do spraw majątkowych funkcjonuje system selekcji społecznej w doborze kadr kierowniczych aparatu władzy.
W PRL mówiło się o „negatywnej selekcji” / im gorszy tym lepszy/, coś z tego pozostało, przez całe ćwierćwiecze oglądaliśmy te same figury o przynajmniej niejasnej przeszłości, a także tworzenie sztucznych idoli z osobników mających bardzo brzydką przeszłość, rozpatrując to w kategoriach estetycznych, do jakich nawiązywał Herbert oceniając PRL.
Równocześnie pilnie zastrzeżono możliwości awansu dla dzieci nomenklatury wywodzącej się z klasy „właścicieli Polski ludowej” i starannie wyselekcjonowanej grupy kolaboranckiej.
W ten sposób powstał hermetycznie zamknięty układ rządzący Polską z upoważnienia sił działających konspiracyjnie, ale który w obecnej chwili, kiedy nastąpiło zachwianie równowagi, bo przecież jeszcze nie całkowite wyeliminowanie, ujawnił swoje oblicze.

Stworzenie własnego polskiego środowiska kształtującego elity władzy wymaga zarówno uwłaszczenia społeczeństwa jak i wykształcenia kadr.
Proces tworzenia szerokiej warstwy posiadaczy, ludzi odpowiedzialnych materialnie za prowadzenie określonej polityki, będzie wymagał wielu lat, ale przy stworzeniu minimum warunków, a nade wszystko wzmożenie tempa rozwoju gospodarki i zapewnieniu swobody inicjatywy – jest to możliwe.
W sprawach kadrowych niezbędne jest pozbawienie wpływu ze strony sprzedajnych kół eksperckich służących penetracji Polski przez obce i nieżyczliwe nam siły.
Równocześnie trzeba umożliwić start życiowy tym spośród polskiej młodzieży, którzy wykazują się postawą patriotyczną mając również określone predyspozycje intelektualne i moralne.
W obecnym rządzie znalazł się młody człowiek, który powinien odpowiadać wymaganym warunkom, pewnym mankamentem jest staż w obcej instytucji finansowej, a nie w rodzimej. Wydaje się jednak, że ta grupa młodych ludzi i jeszcze młodszych powinna być znacznie szersza i gwarantować nie tylko poziom zawodowy i moralny, ale też zdolność do nakreślenia wizji przyszłości Polski, jako kraju wolnego i niezawisłego.

Jeżeli zamiarem rządu jest zasadnicza zmiana celu działania to powinna nastąpić znacznie większa skala zaangażowania społecznego w to dzieło.
To nie jest program dla jednej partii, która jest w stanie co nieco zmienić w istniejącej rzeczywistości, to jest dzieło na skalę historyczną i dla tego wyzwania potrzebne są znacznie większe siły.
Trzeba po prostu stworzyć warstwę społeczną żywo zainteresowaną w zorganizowaniu polskiej, niezależnej siły twórczej, której dziełem będzie państwo służące narodowi.
Dzisiaj za sprawą organizatorów „III Rzeczpospolitej” jesteśmy tej siły pozbawieni, nadzieje na jej powstanie zostały zasygnalizowane wynikami wyborów, ale to tylko zwiastun początku procesu odbudowy sił narodowych, bez których nie da się zrealizować żadnej pozytywnej wizji naszej przyszłości.

Jest jeszcze jeden czynnik decydujący o losach państwa, jest nim problem identyfikacji narodu z określoną formułą państwa. W tej chwili takiej powszechnej identyfikacji nie ma czego najprostszym dowodem jest niska frekwencja wyborcza i niechęć do uczestnictwa w działalności politycznej. Jest to oczywisty rezultat działań rozmyślnych, zmierzających do wyłączenia narodu z aktywności i uczynienia zeń bezwolnej masy poddającej się rozmaitym manipulacjom.
Przedstawienie narodowi wizji państwa niepodległego, w którym Polacy będą mogli decydować o swym losie powinno to nastawienie zmienić.
Trzeba tylko tę wizję odważnie przedstawić.

0

Andrzej Owsinski

794 publikacje
0 komentarze
 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758