Niedawno opublikowałem artykuł na temat polskiej konstytucji. Temat jest dość trudny i wymaga nie tylko przygotowania pewnego poziomu wiedzy, ale przede wszystkim wysiłku umysłowego dla zrozumienia sensu rozwiązań konstytucyjnych, a także przemyśleń koncepcyjnych. Nie spodziewałem się wielkiego odzewu, niestety jest znacznie gorzej, poza nikłym zainteresowaniem, na uwagi zdobył się tylko jeden czytelnik ukrywający się pod skrótem mjk 1 zarzucając mi wzorem Talleyranda „gorzej niż zbrodnię”, czyli błąd w pominięciu podstawowego artykułu konstytucji. Obawiam się, że autor tej oceny podobnie jak wielu nie tylko czytelników, ale nawet zawodowych „konstytucjonalistów” nie bardzo zrozumiał moje intencje. Nie miałem zamiaru proponować treści nowej konstytucji, a jedynie wychodząc z jedynej do przyjęcia merytorycznej i formalnej oceny stosowanego obecnie, obcego z ducha i litery, przepisu, a […]
Niedawno opublikowałem artykuł na temat polskiej konstytucji.
Temat jest dość trudny i wymaga nie tylko przygotowania pewnego poziomu wiedzy, ale przede wszystkim wysiłku umysłowego dla zrozumienia sensu rozwiązań konstytucyjnych, a także przemyśleń koncepcyjnych.
Nie spodziewałem się wielkiego odzewu, niestety jest znacznie gorzej, poza nikłym zainteresowaniem, na uwagi zdobył się tylko jeden czytelnik ukrywający się pod skrótem mjk 1 zarzucając mi wzorem Talleyranda „gorzej niż zbrodnię”, czyli błąd w pominięciu podstawowego artykułu konstytucji.
Obawiam się, że autor tej oceny podobnie jak wielu nie tylko czytelników, ale nawet zawodowych „konstytucjonalistów” nie bardzo zrozumiał moje intencje.
Nie miałem zamiaru proponować treści nowej konstytucji, a jedynie wychodząc z jedynej do przyjęcia merytorycznej i formalnej oceny stosowanego obecnie, obcego z ducha i litery, przepisu, a raczej szmatławca mającego imitować polską konstytucję – uznać jego nieważność od początku.
Równocześnie proponuję drogę postępowania w sprawie obowiązującej konstytucji
Stwierdzając, że nikt zgodnie z prawem i godnością narodu nie unieważnił ustawy zasadniczej z 23 kwietnia 1935 roku zawierającej część postanowień konstytucji z 17 marca 1921 roku, a przede wszystkim nie wycofał ani w 1935 roku ani w 1997 roku preambuły do konstytucji marcowej.
Mamy zatem do dziś aktualne podstawy ideowe i prawne dla niepodległego państwa polskiego, brakuje tylko woli i siły ze strony politycznej reprezentacji narodu polskiego, ażeby je ponownie zastosować w praktyce.
Mamy do czynienia z procesem odwrotnym, dąży się do spetryfikowania bezprawnego stanu odziedziczonego po PRL, a nawet przeciwnicy „III Rzeczpospolitej” proponują „IV Rzeczpospolitą” jakby nie zdając sobie sprawy, że takie rozwiązanie stanowi kontynuację bezprawia.
W tych warunkach proponowanie referendum mija się z sensem, bo o co można pytać w takim referendum?
Jeżeli ma dotyczyć pytania czy chcemy zmiany konstytucji to przecież jest pytanie o to czy ma być kontynuowane bezprawie?
Nie wspominam już o treści tej „konstytucji” obrażającej godność narodową, a nawet przeciętny poziom inteligencji Polaków.
Akt twórczy państwa polskiego musi nawiązywać do największych osiągnięć naszej kultury politycznej, nie może zatem pominąć ani Unii Lubelskiej, ani Konstytucji 3 Maja, ale też i obu konstytucji przedwojennych, a szczególnie preambuły do konstytucji marcowej określającej charakter państwa polskiego narodu.
Mamy zatem do czynienia ze zbiorem aktów historycznych składających się na fundament państwa.
Nie przeszkadza to dalszemu procesowi tworzenia ram organizacyjnych funkcjonowania całego aparatu władzy.
Tylko takie podejście do problemu tworzenia formuły polskiego państwa odpowiada wielkości zadania, niestety mam uzasadnione obawy, że poziom intelektualny, a co gorsze moralny wielu osobników żerujących na polskim targowisku politycznym uniemożliwia pojęcie tej sprawy.
Dlatego przed rozpoczęciem budowy niepodległego państwa polskiego osadzonego w ciągłości z naszymi historycznymi osiągnięciami, należy oczyścić polską scenę polityczną z pozostałości po PRL i haniebnych naleciałości „III Rzeczpospolitej”.
Na tym tle referendum w sprawie konstytucji jest niczym innym jak jeszcze jednym aktem zmierzającym do utrwalenia obecnego stanu prawnego, a korzyści polityczne wynikające z ewentualnego uzyskania odpowiedzi o konieczności zmian konstytucji są wątpliwe wobec grożącego ryzyka nie uzyskania kworum.
Nie można bowiem dokonywać powtórki z „referendum” w 1997 roku w naciąganiu na siłę frekwencji.
Jeżeli ktoś liczy na uzyskanie na tej drodze poparcia wyborczego to może srodze się zawieść, albowiem obecnie stosowany akt jest rekordowy pod względem zabiegów populistycznych, a to zawsze jest najłatwiejszy sposób na zdobycie elektoratu.
Tak więc nawet pod tym względem nie warta skórka wyprawki.
Zamiast referendum proponowałbym raczej rozesłanie ankiety z pytaniami na temat różnorakich rozwiązań konstytucyjnych traktując je jako materiał wstępny do prac nad projektami rozwiązań.
Ważne jest sformułowanie wstępne polegające na tym, że niezależnie od konieczności przestrzegania prawa należy mieć na uwadze zasadę nie mnożenia przepisów bez niezbędnej potrzeby, o czym zresztą pisałem przy innej okazji.
Dobrze jest skorzystać z doświadczeń amerykańskich gdzie konstytucja weszła w życie w 1789 roku i do dziś jest stosowana z odpowiednimi poprawkami.
My mamy zdobycze konstytucyjne nie mniejsze niż Amerykanie i powinniśmy je szanować, a nie tworzyć państwa za każdym razem „od pieca” godząc w jego ciągłość.