Bez kategorii
Like

Czy fałszywy dowód pogrzebie ekspertkę?

11/07/2012
572 Wyświetlenia
0 Komentarze
16 minut czytania
no-cover

Czym kieruje się sędzia? Warszawski sąd bardzo ładnie podsumował proces, ale gdański sąd miał całkiem inne zdanie…

0


 

       

„Fałszywa ‘Zjawa’ Starowieyskiego pogrzebała eksperta” – znajdujemy ten tytuł w mediach i stał się on podwaliną pod tytuł „Fałszywy dowód na Nalezińskiego może pogrzebać ekspertkę MCh?” skrócony ostatecznie do pięciu słów z uwagi na lapidarność.

Dziennikarz miał prawo skrytykować eksperta – uznał warszawski sąd w głośnej sprawie dotyczącej falsyfikatu obrazu Franciszka Starowieyskiego. Tym samym oddalono apelację w siedmioletnim procesie, który ekspert domu aukcyjnego, Łukasz Kossowski, wytoczył Januszowi Miliszkiewiczowi, oskarżając go o naruszenie dóbr osobistych.

Dziennikarz zakwestionował fachowość ekspertyzy w felietonie opublikowanym w 2005 roku. Sprawa dotyczyła fałszywego „dzieła” Starowieyskiego, które ekspert uznał za autentyk.

Fałszywy obraz „Zjawa” (datowany na 1959) został namalowany przez Bogdana Achimescu i powstał w ramach dziennikarskiej prowokacji – był reklamowany jako obraz Starowieyskiego, który wyraził zgodę na ten „kontrolowany przekręt”. Sprawę opisała prasa i ukazała telewizja.

Po ekspertyzie dokonanej przez Kossowskiego w 2005 roku obraz został dopuszczony do sprzedaży jako autentyczny. Podstawiony kupiec w domu aukcyjnym nabył obraz za niemal 10 tys. zł.

W ocenie sądu działanie pozwanego dziennikarza nie było bezprawne, bowiem miało na celu dobro społeczne i wywołanie dyskusji publicznej na temat patologii związanych z wprowadzaniem falsyfikatów w obieg rynku sztuki.

Sąd w uzasadnieniu stwierdził – „Wolność prasy i swoboda wypowiedzi są fundamentalnym dobrem społecznym” oraz „Pluralizm i otwartość to wartości, bez których niemożliwe jest funkcjonowanie społeczeństwa demokratycznego”.

Sąd uznał również, że wypowiedzi o faktach, poglądy wartościujące i opinie wyrażone przez dziennikarza były usprawiedliwione i legalne, natomiast forma felietonu dopuszcza przedstawianie poglądów szyderczych i nieprzyjemnych, nie tylko pochlebnych i przyjemnych.

Kiedy zatem zapadnie uczciwy wyrok w sprawie IC692/09 (Sąd Okręgowy w Gdańsku)? Kiedy doczekamy się podobnych konkluzji, np. „Dziennikarz miał prawo skrytykować pisarkę MCh., która na portalu NaszaKlasa wpisywała pikantne żarciki antygejowskie i seksistowskie oraz szydziła z przysięgi studenckiej oraz nie przeciwstawiała się wulgarnym wpisom dokonywanym przez studencką menelską brać, co było zresztą niezgodne z regulaminem tego portalu”?

Kiedy dziennikarz obywatelski portalu AferyPrawa opisał przewiny autorki dzieła „Symfonia”, w tym sfałszowanie podpisu na portalu NK i pomówienie, że dziennikarz dodatkowo zarejestrował się tamże pod innymi danymi (jako Jacek Kawalec), to sędzia Midziak uznał, że nikt nie ma prawa opisywać internetowych tekstów pisarki bez jej zgody. Nie dopatrzył się, aby dowcipy były niestosowne. Fałszerstwo uznał za omyłkę, pomówienie zaś zignorował, podobnie jak oświadczenie felietonisty, że nigdy nie miał żadnego lewego rejestrowanego konta nie tylko na portalu NK, ale na jakimkolwiek innym.

Mimo że miał informację o rehabilitacji po zawale serca, nie odroczył procesu, bowiem zaświadczenia lekarskie były wystawione przez niewłaściwych (spoza sądowej listy) lekarzy (och te nasze słowiańskie państwowe przepisy wietrzące kombinatorskie skłonności we wszystkich czynnościach swych obywateli).

Na przedostatniej rozprawie podał termin wydania wyroku (i ogłosił go 18 grudnia 2009), jednak tę datę przekazał pisarce, która była na sali, zaś nie poinformował pozwanego, który w tym czasie był w sanatorium (to należałoby zgłosić na konkurs temidowej głupoty i to podobno zgodnej z procedurami!). O tym skandalu dziennikarz dowiedział się dopiero po paru miesiącach, na korytarzu kolejnego sądu, kiedy go Temida zawezwała przed swoje oblicze na drugi proces wytoczony przez nieustannie (do dzisiaj powtarza swoje bzdury i łgarstwa o jednej osobie posiadającej dwa konta) konfabulującą pisarkę, tym razem w sprawie karnej. Oczywiście uniemożliwiło to złożenie apelacji od wyroku we właściwym terminie, co należy uznać za temidowe chuligaństwo wymiaru sprawiedliwości III RP!

Od kilku lat dziennikarz kwestionuje fachowość sędziego Midziaka oraz mecenasa Kolankiewicza, którzy w sposób świadomy ominęli kwestię fałszerstwa i pomówienia, czyli dwóch przestępstw popełnionych przez pisarkę. Zapewne zawierzyli bredniom pisarki i przyjęli, że felietonista miał dwa konta i zgrabnie przeszli do rozpatrywania kolejnych kwestii.

A pisarka posiada swój dziwny (spreparowany?) dowód na to, iż dziennikarz miał jednak drugie konto na nazwisko Kawalec. Zamieściła go w internecie i każdy znawca tematyki fałszerstw może się zapoznać z jego wartością. Kuriozalne zwidy tej pani udzieliły się dwóm „fachowcom” – sędziemu i mecenasowi, bowiem nie powołano żadnego biegłego, który potwierdziłby te konfabulacyjne bzdury lansowane przez tę doktoryzującą się damę, natomiast admin NK wyraża zdziwienie, że nikt nie zgłosił się do niego po wykaz logowań, który przecież mógłby wyjaśnić w sposób szybki i prosty oczywistą prawdę – wartość tego dowodu można byłoby wycenić według cennika makulatury, bowiem Naleziński miał i ma na NK wyłącznie jedno konto! Czy to oświadczenie są w stanie pojąć trzy trójmiejskie inteligentne istoty, czy są to po prostu nadal trzy niereformowalne łby?

Mało tego – pierwszy lepszy specjalista od tekstów, porównując sposób pisania dziennikarza oraz niejakiego Kawalca, od razu dostrzegłby różnice w twórczości obu tych panów w zastosowanym przez nich języku (styl, interpunkcja, słownictwo, skróty, symbole) i natychmiast oceniłby, że to dwie różne osoby, zatem pisarce można byłoby już 3 lata temu postawić zarzuty fałszerstwa i zniesławienia.

Ale jeśli już leniwa Temida nie potrafi sięgnąć do wykazu logowań, nie potrafi ocenić różnych stylów, to mogłaby choć skorzystać z urządzonka zwanego wariografem. Świat coraz powszechniej stosuje ten wynalazek, ale prawdopodobnie polscy togowcy uważają, że sędzia doskonały (a tacy urzędują na wypasionym garnuszku Temidy) potrafi wydać wyrok bez stosowania czarodziejskich skrzynek, czy innych dziwadeł.

Ponadto obaj wspomniani „fachowcy” ocenili, że w artykułach opublikowanych w internecie na początku 2009 zarzucono pisarce pijaństwo i wulgaryzmy, choć nic takiego nie można znaleźć w artykułach – wystarczy starannie przeczytać tekst napisany wszak w ojczystym języku tych panów – czyżby nieczytaci, niepisaci, niekumaci?

Kiedy zatem Sąd Okręgowy w Gdańsku – albo jakikolwiek inny polski sąd – unieważni wyrok z 18 grudnia 2009, wytykając wszystkie błędy popełnione podczas procesu? Kiedy dojdzie do identycznej (co warszawski sąd w sprawie obrazu „Zjawa”) konkluzji – „Wolność prasy i swoboda wypowiedzi są fundamentalnym dobrem społecznym” oraz „Pluralizm i otwartość to wartości, bez których niemożliwe jest funkcjonowanie społeczeństwa demokratycznego”?

Kiedy taki sąd również uzna, że „wypowiedzi o faktach, poglądy wartościujące i opinie wyrażone przez dziennikarza były usprawiedliwione i legalne, natomiast forma felietonu dopuszcza przedstawianie poglądów szyderczych i nieprzyjemnych, nie tylko pochlebnych i przyjemnych”?

Przecież wystarczy ruszyć kiepełą i po prostu przepisać mądrości z uzasadnienia warszawskiego sądu, zaś owe złote myśli zapisać w togowej księdze prawniczych sentencji z przekładem na łacinę i na bardziej światowe języki, zaś po polsku przesłać, choćby emajlowo, do wszystkich naszych sądów jako wykładnię.

Kiedy sąd wreszcie przyzna, że „działanie pozwanego dziennikarza nie było bezprawne, bowiem miało na celu dobro społeczne i wywołanie dyskusji publicznej na temat patologii związanych z zachowaniem użytkowników na portalach spolecznościowych, w tym zachowania ludzi moralnie odpowiedzialnych za podnoszenie poziomu dyskusji tamże, nie zaś jej obniżaniu”?

No i który sąd uzna, że cywilizowanym warunkiem współczesnej krytyki jest wymóg udzielenia krytykowi zgody przez osobę omawianą za bezsensowny? Przecież żadna krytykowana osoba nie wyrazi takiej zgody, zatem nikt i nigdy nie mógłby nikogo w Polsce skrytykować! A taki wymóg wymyślił sobie gdański sędzia!

Ponieważ polscy sędziowie wydają rozmaite wyroki w sprawach dotyczących problematyki pomówień – i przypominają one raczej rzut monetą, niźli rozsądne nowoczesne sądzenie – przeto specjaliści z tej dziedziny powinni na bieżąco znać europejskie (i to raczej zachodnie, nie wschodnie) wykładnie dotyczące ochrony dóbr osobistych, zniesławień, pomówień, obraz i oszczerstw w aspekcie wolności słowa gwarantowanego w Konstytucji 1997, aby w sposób rzetelny wydawano wyroki w delikatnych przecież sprawach.

Nie może przecież sędzia popełniać szkolnych błędów – adwokat podsuwa mu przerobiony (sfałszowany) tekst, że pozwany jakoby zarzucił jego mandantce wulgaryzmy, zaś on pisał jedynie o pikantności. I na jakiej podstawie sędzia przyjął do wiadomości, że opisany w jednym z artykułów anonimowy pijak, to właśnie pisarka MCh.? Przecież jest to nieuprawniona interpretacja tekstu – nie ma powodu, aby poziom konsumpcji alkoholu tej nobliwej pani ustalić na wyższym (niż średni) poziomie podawanym przez rocznik statystyczny, a z pewnością jest on znacznie niższy. Logika i umiejętność czytania polskich tekstów to dla wielu sędziów bariery trudne do przebrnięcia. Kiedy i który z prawników III RP poprawi zatem proces spartolony przez sędziego Midziaka?

Parę dni temu, w programie „Szkło kontaktowe” pewien widz, podczas telefonicznej rozmowy mówił o obrabowaniu sklepu sportowego w Kanadzie przez Grzegorza Latę. Określił go ponadto niezbyt elokwentnym słowem „menda”, zaś na uwagę red. Miecugowa, że może być pozwany przed oblicze sądu, oświadczył, że był świadkiem tych wydarzeń. Kilkadziesiąt godzin później, w programie red. Rymanowskiego, „Kawa na ławę”, jeden z polityków nazwał prezesa Latę śmieciem.

Język stosowany w mediach już od dawna odbiega od kulturalnej wymiany poglądów, o której wszyscy zapominamy, natomiast w przypadku określania ludzi słownictwem wulgarnym, jak ongiś prezydenta RP, oraz wyzywanie od mend i śmieci, powinno być ścigane przez sądy z urzędu, skoro już epitety zostały publicznie rzucone w eter (a jest to charakterystyczne dla audycji prowadzonych na żywo).

I jeśli twierdzę, że sędzia Midziak powinien skazać pisarkę MCh. za jej fałszerstwo i zniesławienie, to znaczy, że powinien w sposób właściwy przeprowadzić proces, w którym wykazano by, że Kawalec nie jest Nalezińskim, zatem pisarka zostałby poproszona o przeproszenie osoby, którą publicznie zniesławiła i pani ta powinna wespół z sędzią wystąpić o unieważnienie wyroku z 18 grudnia 2009 (IC692/09), zwłaszcza że w internecie sporo anonimowych meneli, mend i śmieci ustawicznie wypisuje bzdury (wzorem pisarki), że Naleziński = Kawalec. Jeśli polska Temida chce walczyć z pomyłkami sądowymi (a tych popełniają niezawiśli sędziowie ok. 300 rocznie), to powinna powstać instytucja Państwa, która tego typu sprawy załatwiałaby na wzór (choćby) brytyjski, skoro jeszcze nie wypracowano sprawiedliwego polskiego modelu.

0

Mirnal

143 publikacje
22 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758