Przeczytałem dzisiaj o dziennikarzu więzionym za nazwanie pacanem strażnika miejskiego i resztki włosów zjeżyły mi się na głowie. Po raz kolejny uzyskałem potwierdzenie że pytanie zadane w tytule, jest pytaniem retorycznym – odpowiedź wszyscy znamy, choć nie wszyscy chcemy to uznać. To z czym ja się zetknąłem, dla odmiany ze strony policji a potem sądu, ze sprawiedliwością również nie miało nic wspólnego.
Wracając do domu z pracy zostałem bezpodstawnie, w skandaliczny sposób, zatrzymany przez funkcjonariuszy Policji w nieoznakowanym radiowozie. Przebieg zdarzenia przedstawiłem skardze do Komendanta Policji:
Komendant Policji
w Jeleniej Górze
SKARGA
Szanowny Panie Komendancie, zwracam się do Pana ze skargą na interwencję patrolu policyjnego z nieoznakowanego radiowozu, obiektem której stałem się w dniu 18.09.2009, w godzinach wieczornych (ok. godz. 20), w miejscu zamieszkania. Wracając do domu z córką, jechałem jakiś czas za samochodem który poruszał się z prędkością 20 km/h, mimo iż nie poprzedzał go żaden pojazd. Zachowując ostrożność, zgodnie z przepisami o ruchu drogowym, wyprzedziłem go. W tym momencie wyprzedzony pojazd (który okazał się nieoznakowanym radiowozem) gwałtownie przyspieszył, włączył wszystkie światła i sygnał dźwiękowy i zaczęło się widowisko. Szukając miejsca do zatrzymania się przejechałem wolno kilkadziesiąt metrów i zatrzymałem się na parkingu koło poczty. W tym czasie radiowóz z tyłu wykonywał przedziwne manewry, jakby ścigał niebezpiecznego przestępcę („uciekającego z zawrotną prędkością 30 km/h”). Podjeżdżał niebezpiecznie blisko pod tylny zderzak a nawet usiłował mnie wyprzedzić, mimo nadjeżdżającego z góry pojazdu. Po zaparkowaniu, radiowóz również zatrzymał się, jednak „dyskoteka” pozostała włączona, gromadząc licznych gapiów. Stróżowie prawa zbliżyli się z dwóch stron trzymając ręce na kaburach. Trudno się dziwić mojej córce, że była mocno przestraszona, bo ja sam też wcale nie czułem się pewnie. W końcu nie raz, w policyjnej „pomyłce”ginęli ludzie. Dopiero po zaglądnięciu do środka obaj Panowie stwierdzili, że chyba dadzą sobie radę z nami bez broni. Tzw. czynności podjął funkcjonariusz K. Dając widoczny upust swojej frustracji, prowadził je z manierami ubeka, nazwanie ich gburowatymi, jak próbował to określić Pan Naczelnik drogówki, byłoby komplementem. Podczas legitymowania udało mi się ustalić, że popełnione przeze mnie przestępstwo to wyprzedzanie przed przejściem dla pieszych. Próba wyjaśnienia, że auto wyprzedziłem bo jechali tak jakby się chcieli zatrzymać, że manewr wyprzedzania zakończyłem sporo przed przejściem i że przecież nie stworzyłem żadnego zagrożenia, została skwitowana burknięciem: że gdybym stworzył zagrożenie, dostałbym mandat 500 zł i 15 punktów zamiast 200 zł i 9 punktów. Próby ustalenia kryteriów jakimi się kierował policjant, uznając manewr wyprzedzania za nieprawidłowy (jaka odległość przed przejściem dla zakończenia manewru byłaby właściwa) i czy (nawet jeśli uznać, że popełniłem wykroczenie) konieczne było robienie takiego widowiska (pościg, sygnały, światła, broń), pozostały bez odpowiedzi. Natomiast z uprzejmością bulteriera Pan K. stwierdził, że mam nie dyskutować, a jak mi się nie podoba to mogę nie przyjąć mandatu i wtedy sprawa zostanie skierowana do sądu. Chcąc możliwie szybko zakończyć to żenujące widowisko (tłum gapiów był coraz większy), przyjąłem mandat informując funkcjonariusza, że złożę na niego skargę.
Mając powyższe na uwadze wnoszę o ukaranie funkcjonariusza K. za nadużycie władzy, za zastosowanie środków niewspółmiernych do zaistniałej sytuacji, za skandaliczne zachowanie na służbie i wyładowywanie swoich frustracji w niedopuszczalny sposób na tych, którym powinien służyć. Mam nadzieje, że podzieli Pan moje przekonanie, że takie zachowania nie służą wizerunkowi współczesnej Policji.
Z poważaniem
P.S. Od nałożonego mandatu złożyłem odwołanie do Sądu Grodzkiego.
Odpowiedź Pana Komendanta przemilczę, ani jednego konstruktywnego zdania – zwykły bełkot. Jedyna nadzieja pozostała w „niezawisłym” Sądzie Grodzkim. Przygotowałem się rzetelnie, nawet nakręciłem filmik obrazujący zaistniałą sytuację. Czy ktoś zgadnie jak to się skończyło? Na pewno! Ale sposób w jaki odbyło się rozpatrzenie i orzeczenie, może przyprawić o oberwanie szczęki! Po wejściu na salę rozpraw chciałem zdjąć płaszcz, jednak Pani sędzina zwróciła się do mnie że: „nie warto zdejmować bo to tak długo nie potrwa„. Słowa dotrzymała, nie miałem nawet okazji przedstawić swojej wersji wydarzeń ani nakręconego filmiku z „miejsca przestępstwa”. Cała rozprawa trwała 5 minut i oczywiście zostałem uznany za winnego. Tak wyglądają nasze prawa obywatelskie.
Robocop
3 komentarz