Tajemnice filmu 1:24
Wbrew temu, co twierdzi MAK – duży ruch w "strefie zero" rozpoczął się jeszcze przed przybyciem dwóch wozów strażackich, których to przybycie miało inaugurować "akcję ratowniczą" kilkanaście minut po podawanym dziś oficjalnie czasie w jakim według "czerwonych skrzynek" miał nastąpić "nieszczęśliwy wypadek" (10:41 czasu miejscowego).
Wszelkie relecje typu: "Przybyliśmy na miejsce jako pierwsi, tuż za wozami straży pożarnej" wyrzucić możemy śmiało do kosza na śmieci – i to ze względów czysto logicznych, po prostu osoba przybywająca na miejsce nie jest w stanie w wiarygodny sposób ocenić czy przybyła jako pierwsza, czy też jako szósta, bądź siedemnasta, a to z tej prostej przyczyny, że skoro dotychczas na miejscu jej nie było, to nie powinna dysponować żadnymi informacjami na temat ilości osób, które odwiedziły "miejsce" przed nią. Osoba taka może jedynie stwierdzić: "kiedy przybyliśmy na miejsce tuż za wozami straży pożarnej, to oprócz strażaków nie zauważyliśmy obecności nikogo innego w pobliżu nas" – i nic ponadto! (Co zresztą wcale jeszcze nie znaczy, że nikogo innego w tej chwili w pobliżu nie było).
Zakładając, że film 1.24 na którym widać chyłkiem przemykające sylwetki ludzkie i słychać (jak to się zwykło ładnie mówić) "odgłosy mogące przypominać strzały" nakręcony został jeszcze przed przybyciem na miejsce zarówno S. Wiśniewskiego, jak również wozów pożarniczych, których przecież na filmie 1.24 na planie jeszcze nie ma (a za takim założeniem przemawia również obserwacja dwóch pożarów na ziemi, które płoną jeszcze dość żywym ogniem oraz porównanie widoczności na planie, która wynosi maksymalnie do około 100m w "strefie zero", a nie kilkaset metrów jak w materiałach Wiśniewskiego) – można dojść do wniosku, że służby specjalne operowały w tej strefie jeszcze przed przybyciem na miejsce zarówno samego Wiśniewskiego jak również strażaków (cokolwiek to znaczy), innych służb ratowniczych (o ile w ogóle takowe tam się zjawiły) i członków polskiej delegacji, którzy mieli deklarować, że "na miejsce przybyli jako pierwsi, zaraz za wozami straży pożarnej".
Jeżeli samolot faktycznie został strącony po odejściu i spadł pod dużym kątem, a zniszczenia terenowe na poprzedzających "strefę zero" kilkuset metrach są efektem maskirowki mającej skupić uwagę na legendarnej już (i w takimże samym stopniu kuriozalnej) tezie o "winie pilota", to rzeczywiście szanse na ocalenie kogokolwiek po uderzeniu w ziemię drastycznie maleją. Jednak trudno wątpic w to, że zawodowcy (jak sądzę) organizujący "Katastrofę Smoleńską" nie zechcieliby się upewnić co do tego, że "wsie pagibli" osobiście – i ewentualnie przedsięwziąć odpowiednie kroki, aby taki stan rzeczy sobie zapewnić. Dlatego już na filmie 1.24 możemy obserwować rozstawiający się "kordon sanitarny" tworzony wokół "strefy zero" oraz przemykające postacie niejednokrotnie dzierżące w prawicy "środki przymusu bezpośredniego", które mogłyby wydawać z siebie "odgłosy przypominające wystrzały z broni palnej"…
Jedną z takich postaci możemy przez chwilę obserwować w 57 sekundzie filmu 1.24. Postać ta ubrana jest w jasny, długi i rozpięty płaszcz, a uwaga jej koncentruje się – o dziwo – nie na szczątkach samolotu i ewentualnych ofiarach, lecz wprost przeciwnie! Osobnik przemierza pogranicze "strefy zero" i lasu, zaglądając wręcz pomiędzy drzewa w kierunku uciekającego już operatora filmu 1.24. Człowiek w płaszczu trzyma w prawej ręce czarny, długi przedmiot, początkowo przy prawej nodze (klatka 1725), lecz w pewnym momencie unosi go wysoko nad głowę (klatka 1726), zapewne rozgarniając i podtrzymując nim gałęzie, co pozwala mu rozeznać się w okolicy – a w szczególności co do faktu, czy poprzez las już zbliżają się nowi świadkowie zdarzeń, czy też jeszcze nie. I to go interesuje, a nie szczątki samolotu i ludzie, którzy być może znajdują się pomiedzy szczątkami.
Rzućmy okiem na wykadrowane klatki (zoom) z filmu 1.24 przedstawiające tą scenkę (osobnik w płaszczu widoczny z prawej strony, najwiekszy ładunek informacyjny niosą ze sobą właśnie wymienione klatki 1725 i 1726, a także 1728 – to właśnie na nie zwróćmy swą uwagę):
klatka 1723 (kadr)
klatka 1724 (kadr)
klatka 1725 (kadr)
(Zza drzewa z prawej strony pojawia się na planie dosć wyraźna ludzka postać. Kieruje się przodem w naszą stroną. W prawej ręce, wzdłuż nogi trzyma długi, ciemny przedmiot.)
klatka 1726 (kadr)
(Tu już całkiem wyraźnie widzimy człowieka w jasnym, rozpietym płaszczu, oburącz unoszącego broń długą pionowo w górę.)
klatka 1727 (kadr)
klatka 1728 (kadr)
(Człowiek wykonuje "w prawo zwrot", po czym odchodzi w lewą stronę trzymając broń przed sobą. Jego sylwetkę będziemy mogli obserwować jeszcze na kilku kolejnych klatkach, po czym zniknie nam z oczu całkowicie rozpływając się w oparach smoleńskiej mgły.)
klatka 1729 (kadr)
klatka 1730 (kadr)
klatka 1731 (kadr)
klatka 1732 (kadr)
klatka 1733 (kadr)
klatka 1734 (kadr)
klatka 1735 (kadr)
Pojawienie się tego człowieka jest najprawdopodobniej jedną z przyczyn wtórnych, dla których operator filmu 1.24 kontynuuje swą ucieczkę przez zagajnik, aż do momentu w którym dobiegajac do drogi przy której zostawił swych towarzyszy (otiec i osoba, która werbalizuje w ostatniej fazie filmu wolę odejścia z miejsca zdarzeń – "Otiec, uchodzim, wsie! Uchodzim!") chowa się za drzewo na kilka sekund i bezbłędnie nakierowywuje zza niego obiektyw kamery w miejsce w którym osobnik w płaszczu nadal operuje. Autor filmu ma okazję zarejestrować jeszcze przez krótką chwilę jego działanie. Najprawdopodobniej obecność tego osobnika wyposażonego w "środki przymusu bezpośredniego" jest również – obok treści zasłyszanych na placu ze szczatkami ("ubijaj/ubiwaj siuda!", "ubij! wsiech!") i odgłosu pierwszego wystrzału – przyczyną fatalnych przekleństw jakie wychodzą z ust operatora w ostatniej fazie filmu – świadcząc o tym, że przeżywa on szok poznawczy, niedowierza własnym oczom i uszom, ale jednocześnie rozumie, iż wymowa faktów jest na tyle jasna i oczywista, że jedyną sensowną decyzją jest natychmiastowy odwrót najprawdopodobniej ratujący życie. Nie ma innego racjonalnego wytłumaczenia dla sytuacji, w której gapie przybywający na miejsce tego "straszliwego wypadku lotniczego" po kilkudziesięciu sekundach uciekają w popłochu.
Niezależnie od tego, czy film 1.24 "wyszedł" wbrew woli służb zabezpieczających strefę, czy też wypuszczono go celowo (np. w celu dania odbiorcom przekazu pewnej ułudy, że jednak ktoś przeżył, a tym samym wykluczenia z rozważań sytuacji w której samolot został po odejściu strącony z dużej wysokości przy pomocy specjalnych środków technicznych, lub wręcz uwiarygodnienia miejsca zdarzenia – jak twierdzą niektórzy autorzy uznający całość zdarzeń na Sieviernym za inscenizację) warto go analizować, ponieważ w obu wariantach wskazuje na umyślne działanie i brak przypadkowości w odniesieniu do wydarzeń z 10 kwietnia (oraz sekwencji zdarzeń zarówno poprzedzających ten tragiczny dzień, jak i następujących już po 10 kwietnia, a układających się w całkowicie spójny i logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy), przypadkowości którą to tak często podnoszą osoby zabezpieczające akcję smoleńską od strony informacyjnej i propagandowej (propagując np. tezy o tym, że "na każdą katastrofę składa się szereg niezależnych od siebie czynników" itp. itd.) Nie na każdą, oj nie… Zdarzają się "katastrofy", gdzie przyczyna jest tylko jedna – i to arcyboleśnie prosta.
Wypada teraz zadać sobie też pytanie:
Kim był człowiek w jasnym, rozpiętym płaszczu widoczny na filmie?
powiększony kadr z klatki 1726
Tego nie wiem…
Ale może ktoś z przybyłych na miejsce "jako pierwszy, zaraz za wozami straży pożarnej" miał "przyjemność" go spotkać?
www.polishclub.org/2011/02/25/zenon-baranowski-kto-chcial-zniszczyc-dowody/
* * *
Jak wspominał przed Zespołem Parlamentarnym montażysta TVP, pan Wiśniewski – "odgłosy mogące przypominać strzały" najprawdopodobniej są odgłosami płonącego drzewa, drzewa, które płonie w taki dziwaczny sposób, że "strzela", mimo iż nie widać wcale aby płonęło…
Ciekaw jestem zatem jaka będzie interpretacja "czynników oficjalnych" tego co widać na zaprezentowanym powyżej fragmencie filmu? Moje propozycje:
1. Ponieważ akurat wtedy zaczynała się "akcja ratownicza" w zagajniku na Sieviernym, to każdy z ratowników musiał trzymać w ręku apteczkę! I to właśnie tą apteczką tak wymachuje nad głową tajemniczy jegomość w jasnym, rozpiętym płaszczu spacerujący skrajem lasu…
2. Gdyby jakiś "jątrzący i dzielący Polaków" sceptyk zauważył jednak, że kształt tego przedmiotu jest zbyt podłużny jak na apteczkę, to proponuję przyjąć do powszechnej wiary wersję z gromnicą; otóż obecny na placu żałobnik trzyma w ręku gromnicę żałobną, ponieważ już od co najmniej dwóch minut wiadomo, że "wsie pagibli"…
3. Jeśli jednak i ta wersja by się "nie chciała" przyjąć, to należy zrobić absolutnie wszystko co się da, aby nie utrwalił się wariant, w którym osobnik spacerujący skrajem lasu zagląda w tenże las zaniepokojony odgłosami uciekającego autora filmu 1.24 i przeładowując "aplikator ratunkowy" typu AK-47 – sprawdza, czy nikt obcy nie zbliża się już do miejsca "wypadku"…
Albowiem pierwsze minuty po "katastrofie" wymagały najwyższego skupienia i ciszy oraz stuprocentowej dyskrecji całego "zespołu ratunkowego" koncentrującego się przecież w tym momencie na wyszukiwaniu jakichkolwiek oznak życia wśród poległych tego dnia…
klatka 1726 z ramką wskazującą miejsce akcji
* * *
Film:
el.ohido.siluro.wrzuta.pl/plik/8qCiFiDPisD/mord_smolenski_10.04.2010r._high_quality
Program:
www.dobreprogramy.pl/Free-Studio,Program,Windows,12679.html
www.youtube.com/watch
(W czasie 3:17 filmu mamy prezentację możliwości strzeleckich karabinka szturmowego AK-47, w trybie strzału pojedynczego. Na mój słuch brzmi to zupełnie tak samo jak "odgłosy strzelającego drzewa" z filmu 1:24. Sądzę, że Krakowski Ośrodek Ekspertyz Sądowych już dawno zidentyfikował na zlecenie prokuratury prowadzącej postępowania rodzaj broni z jakiej strzelano na Sieviernym. Zresztą oceńcie to sami…)
* * *
W dniach ostatnich obserwujemy wysyp:
– a to informacji o "pomyłkach w identyfikacjach ciał", które to identyfikacje były podobnież "niezgodne" z wynikami badań DNA jakich dokonano w Moskwie, co "mogło skutkować" pochowaniem trzech ciał pod "niewłaściwymi nazwiskami"…
– a to podanej przez TVP INFO "informacji pochodzącej z trzech niezależnych źródeł" o tragicznym "wypadku" mającym miejsce rzekomo trzy dni po 10 kwietnia, kiedy to przygnieciony podnoszonym elementem wraku zginąć miał funkcjonariusz rosyjskiego Ministerstwa Spraw Nadzwyczajnych…
– itd., itp…
Wszystko to jak sądzę w odpowiedzi na informacje płynące od rodzin poległych, które mają twarde dowody na to, iż sekcje zwłok zostały co najmniej wykonane niechlujnie (jeśli w ogóle), a być może nawet na to, że dokumenty sekcyjne zostały sfałszowane (czytaj: wypełnione "na czuja" bez przeprowadzenia żadnych sekcji). Chodzi o co najmniej trzy osoby. I Rosjanie wrzucają informację o "pomyłkach" właśnie w przypadku trzech osób… To że materiał dowodowy płynący z Rosji pozostawia wiele do życzenia pod wzgledem wiarygodności jest jak sądzę oczywiste, więc co chcą osiągnąć uprawdopodabniając swoimi wrzutkami pochowanie kilku osób pod "niewłaściwymi nazwiskami"? Po co to robią? Dlaczego tak?
Analizując całość zjawiska razem z informacją polskich prokuratorów wojskowych o tym, że w przesłanych ostatnio dokumentach nadal brakuje dokumentów sekcyjnych w przypadku kilku osób – możemy dojść do następujących wniosków:
Otóż Kreml gra ewidentnie na podniesienie w Polsce presji społecznej w kierunku
przeprowadzenia (ponownego, lub pierwszego) sekcji zwłok. Wyniki tej sekcji w magiczny sposób miałyby trafić do Moskwy i jak sądzę być podstawą do sporządzenia dziś brakujących dokumentów sekcyjnych z kwietnia zeszłego roku… Bo przecież treści zawarte w tych dokumentach nie mogą się znacząco różnić od stanu faktycznego – jeśli miałyby uznane zostać za wiarygodne…
W tej sytuacji całkowicie zrozumiałe i ze wszechmiar słuszne jest stanowisko Naczelnego Prokuratora Wojskowego, generała Parulskiego, który zdecydowanie wykluczył jakiekolwiek ponowne badanie szczątków ciał do momentu w którym absolutnie wszystkie dokumenty sekcyjne nie spłyną z Moskwy. Tylko w ten sposób możemy się dowiedzieć kto i na czyje polecenie strzelał w Smoleńsku. Dowiemy się, gdy dokumentacja nie będzie się pokrywała ze stanem faktycznym, lub nie zostanie wcale przekazana – co w sytuacji obecnej jest znacznie bardziej prawdopodobne.