Ujarzmienie pychy. Pokora jako podwalina budowy duchownej. Jej natura.
ROZDZIAŁ VIII
Jako Pan nasz Jezus Chrystus nauczył nas po skromienia zmysłowości, tak też pouczył nas w szczególniejszy sposób, jak winniśmy ujarzmiać swą pychę.
Pożądając równości z Bogiem, człowiek ogłosił się panem siebie. Upodobniając się do człowieka, Bógprzyjął postać sługi.Stworzenie nie mogło z własnej mocy wznieść się do Stwórcy i dlatego Stwórca zniżył się do stworzenia, by podnieść je do siebie. Tutaj mamy, o ile rozum ludzki może wskazywać pobudki, potężny powód do niewymownej tajemnicy Wcielenia. Podziwiajmy głęboką mądrość i zniżającą się łaskawość Boga! Zjawia się wśród nas w takiej postaci, że dążenie do upodobnienia się do Niego nie jest grzechem, lecz cnotą, nie przyczyną zguby, lecz istotnym warunkiem zbawienia.Albowiem których przejrzał, tych i przeznaczył, aby byli podobni obrazowi Syna jego.
A w czemże mają się stać podobni do Niego? Posłuchajmy, co mówi sarno Słowo wcielone:Uczcie się ode mnie, bom jest cichy i pokornego serca.To znaczy według wykładu św. Augustyna: »Uczcie się ode mnie nie układać plany wszechświata, nie powoływać do bytu stworzenia widome i niewidome, nie wskrzeszać umarłych lub dokonywać innych cudów, nie, lecz uczcie się ode mnie, iż jestem cichy i pokornego serca«.
Zadanie to jest równie trudne jak konieczne dla upadłego człowieka. Nikt inny nie potrafił uczynić go zrozumiałem, jeno sam boski Mistrz. Mędrcy pogańscy nie próbowali przyswoić tej cnoty swym uczniom, sami bowiem nie mieli jasnego pojęcia opokorze w rozumieniu chrześcijańskiem. Mieli, co prawda, wyraz »pokorny« w swym słowniku. Atoli znaczył on tyle co »niski, lichy, podły, pełzający po ziemi*. Wyrażał nędzne położenie sługi i niewolnika. Takiem zaś jest naprawdę położenie przyrodzone człowieka w stosunku do Boga.0 Parne,woła Król-prorok,bom, ja sługa twój: jam sługa twójsyn służebnicy Twojej.
Stan jednak niewoli nie stanowi sam z siebie cnoty pokory, gdyż nie zależy on od naszego wyboru. Cnota polega na chętnem przyjmowaniu swego losu i poddaniu się jemu. Stąd pokorę można określić jako dobrowolne uznawanie naszej niskości, wypływające z głębokiego poczucia naszej zależności od Boga.
Co bardziej naturalne od tego poczucia zależności? Zapewne wiemy doskonale, iż wszystko, co mamy i czego się spodziewamy, pochodzi od Boga. Zbyt prosta to prawda, by ją udowadniać. Nie możemy przeto niczego przypisywać samym sobie, jeśli nie chcemy znaleźć się w sprzeczności z rozumem. A jednak czyni to wielu z nas w każdym dniu swego życia.
Są ludzie, pisze św. Franciszek Salezy, którzy szczycą się starożytnością swego rodu, stosunkami jego z najznakomitszemi domami świata, tudzież szacunkiem powszechnym, którym się cieszy. Atoli takie schlebianie samemu sobie dowodzi wielkiego nierozumu. Wszelkie bowiem tego rodzaju rzeczy, o ile mają jaką wartość, przypisać należy nie tym, co teraz chełpią się niemi, lecz raczej ich przodkom, którzy już nie żyją. Inni chełpią się wierzchowcami, któremi jeżdżą, piórami, które zatykają na swych kapeluszach lub strojem, który noszą. Czy nie widzą, że we wszystkich tych wypadkach zasługa, jeśli0takiej może być mowa, należy się nie im, lecz koniom, które ich niosą, ptakom, którym wydarto pióra i krawcom, którzy skroili ubrania? Inni znowu chlubią się swą powierzchownością, starannie pielęgnowaną brodą, trefionym włosem, miękkościąidelikatnością palców, albo może zręcznością w grze, śpiewie i tańcu. Doprawdy, trzeba być bardzo dziecinnym lub bardzo słabego umysłu, aby opierać swą sławę na tak nic nie znaczących zaletach i błahych zdolnościach.TW tym tonie żartobliwym święty biskup genewski ośmiesza w dalszym ciągu zwykłe przedmioty próżności.
Lecz nawet gdy zalety, któremi się wyróżniamy od innych, są wielkie i rzeczywiste, zawsze pozostanie prawdą, że pochodzą od Boga, nie zaś od nas samych. Boco masz, czegoś nie wziął?pyta sit; apostoł,a jeśliś wziął, czemu się chlubisz, jakobyś nie wziął?Cokolwiek posiadamy, należy do Boga. On nam pozwala używać tego, prawo własności zaś zachował dla siebie. Jesteśmy włodarzami, a nie swobodnymi właścicielami. Im większe dobro nam powierzone, tem większa też nasza odpowiedzialność. »Ewangelja, pisze św. Grzegorz, ostrzega nas. że jeżeliśmy otrzymali od Pana niebieskiego wyższe łaski niż inni, będziemy też zato surowiej sądzeni. Rachunek bowiem czekający nas rośnie w stosunku do darów nam udzielonych. Dlatego też im więcej nam powierzono, tem silniejsze mamy pobudki do upokarzania się przed Bogiem i do wierności w jego służbie«.8Uwagi te wyrażają tylko innemi słowami to samo, czego nas uczy boski Zbawiciel, kiedy mówi:Od każdego, komu wiele dano, wiele wymagać się będzie; a od tego, komu wiele powierzono, jeszcze więcej żądać będą.
Czy może posiadamy obfitość dóbr ziemskich? Wtedy mamy też ciężki i pełen odpowiedzialności obowiązek do spełnienia. Jesteśmy bowiem włodarzami Boga, którym przykazano zarządzać jego majątkiem stosownie do jego zleceń. Moje jest srebro i moje jest złoto, mówi Pan zastępów*. Nadejdzie dzień, a nie jest daleki, kiedy zażąda ścisłego rachunku z każdego grosza przez nas wydanego.
Może cieszymy się wyższemi zdolnościami umysłu i bogatszą wiedzą? To talenty, które Pan nieba powierzy! nam, abyśmy niemi zarobkowali i tak byli zdolni zwrócić mu, gdy przyjdzie, własność jego z procentem. Biada nam, jeśli je roztrwonimy, albo, jak sługa w przypowieści ewangelicznej, zakopiemy w ziemi! W dniu bowiem rozrachunku usłyszymy straszne słowa: Sługę niepozytecznego wyrzućcie precz do ciemności.
Zajmujemy może stanowisko zaszczytne oraz wpływowe? Wówczas jesteśmy tylko zarządcami gospodarstwa bożego. Pieczy naszej powierzono pomyślność doczesną i wieczną istot ludzkich, które Bóg miłuje jak źrenicę oka swego. Jeśli sprzeniewierzając się obowiązkom zarządu dopuścimy, by która z nich zginęła lub cierpiała, może nagle odezwać się do nas: Zdaj sprawę z włodarstwa twego, albowiem juz dłużej nie możesz włodarzyć.
Może przypadło nam w udziale niezrównane błogosławieństwo, jakiem jest cnotliwe gniazdo chrześcijańskie, w którem dziecięctwo nasze było starannie strzeżone od szkód duchowych, tak żeśmy nie wiedzieli, co to zło? Nie nasza to zasługa, ani żadna rękojmia wytrwania w dobrem. Gdybyśmy byli wystawieni na te same pokusy co wielu innych, na których zwykliśmy patrzeć z góry z faryzejskiem lekceważeniem, bylibyśmy najprawdopodobniej od nich gorsi. Wszelka chwała zatem należy się temu, który znając naszą ułomność, zakrył nas cieniem ręki swojej i strzegł was zasłoną skrzydeł swoich, nam samym zaś wypada się jedynie zawstydzić, iż odpowiadaliśmy tak mało jego czuwającej miłości.
Może mieliśmy wyjątkową sposobność wykonywania praktyk religijnych i wiernego pełnienia swych powinności chrześcijańskich? Bóg to dostarczał nam tych sposobności, on, który słodko rozrządzał biegiem naszego życia i uprzedzał nas raz po raz swemi świętemi natchnieniami, zapraszając, pobudzając, nalegając i używając prawie świętego przymusu, by pociągnąć nas do siebie i trzymać w swej bliskości. Doprawdy, mamy wszelki powód do zawołania z psalmistą: Nie uczynił tak żadnemu narodowi i nie objawił im sądów swoich. Gdyby stwierdził, że nie korzystamy w całej pełni z rzadkich dogodności, które nam ofiaruje, mielibyśmy powód do obawy, ażeby nie wydał na nas wyroku, który wyrzekł ongi przeciw swemu narodowi wybranemu: A przeto powiadam wam: Odjęte zostanie od was Królestwo Boze i dane narodowi, który przynosi owoce jego.
Przypuśćmy nawet, żeśmy nigdy nie zboczyli z dróg prawości, ani nie nadużyli darów bożych, jaki powód mielibyśmy wówczas do chwalenia siebie? Czy nie mówi nam Pan nasz: Gdy uczynicie wszystko, co wam rozkazano, mówcie: Słudzyśmy nieużyteczni; cośmy winni byli uczynić, spełniliśmy. Czyż nie było powinnością naszą służyć Bogu wszystkiemi siłami duszy i wszystkiemi zmysłami ciała? I czyż nie Bóg użyczył nam do tego zdolności?
Bez jego pomocy nie zdołamy w porządku przyrodzonym nawet oddychać, czy choćby poruszyć palcem. Bez jego łaski w porządku nadprzyrodzonym nie potrafimy nawet wymówić świętego imienia Jezus ku naszemu zbawieniu, tak iż Bóg, kiedy wynagradza nasze dobre uczynki, wieńczy jedynie swe własne dary, jak naucza św. Augustyn. Możemy się zgubić, ale sarni nie możemy się zbawić. Zatracenie twoje, Izraelu, woła Wszechmocny przez usta proroka Ozeasza, tylko we mnie ratunek twój. A Jeremjasz wyznaje: Miłosierdzia Pańskie, żeśmy nie zniszczeli, bo nie ustały litości jego.
A jak odpowiadaliśmy jego darom? Jak korzystaliśmy z nadmiaru łask, któremi obsypał naszą duszę? Ach, jaka przerażająca nierówność między pomocą nam udzieloną a użytkiem, któryśmy z niej odnieśli! Jak hojnie, jak nieprzerwanie płynęły zapomogi! Jak skąpe, jak nieregularne były nasze spłaty! Nikt zaiste nie może rzucić okiem na swą przeszłość, nie truchlejąc równocześnie na widok tej nierówności i nie znajdując w bezpłodności swego życia nowego pokarmu dla pokory.
A nie koniec na tem. Nietylko zaniedbaliśmy korzystać z podanych nam sposobności do dobrych uczynków, lecz nadto pomiataliśmy łaskami bożemi. Buntowaliśmy się przeciw Bogurazpo raz. Mnożyliśmy liczbę swych wiarołomstw, wykroczyliśmy nie przeciw jednemu, lecz przeciw licznym prawom, jak gdyby dla pokazania, że nie surowość tego lub owego przepisu, ale raczej prosty fakt podlegania jarzmu bożemu wydawał nam się nieznośny. I otóż wszystko to oddziaływa na obecne nasze położenie, nawet gdybyśmy teraz prowadzili życie wielkiej świętości i doskonałości. »Zbrodniarz ułaskawiony nie otrząśnie się do ostatniego dnia swego życia z poniżenia, którem się odkrył. Żadne przebaczenie, żadne zaszczyty nie zasłonią zbrodni ani przed nim, ani przed innymi. Owszem doznane łaski utrzymywać będą w jego umyśle pamięć bolesnego faktu zawsze świeżą i niezatartą… Tak samo dzieje się z nami. Jeśli odwrócimy uwagę od upadku pierwotnego lub własnego grzechu lub od upadków powtórzonych po odebraniu łaski, czemże jesteśmy jeżeli nie istotami ograniczonemi, zależnemi, niedoskonałemi. Lecz gdy te trzy fakty naszego życia dołączymy do naszego istotnego położenia, o ile więcej okazujemy się małymi, ograniczonymi, zależnymi i niskimi! Najsilniejsze nawet określenie jest za słabem, gdy chodzi o wyrażenie naszej małości. Możemy jednak zejść jeszcze niżej. Poniża nas prze baczenie nam udzielone. Hojność i powtórzone do wody łaski upokarzają nas. Dobroć boża ożywia nasze poczucie własnej nędzy i nikczemności, owszem potęguje poznanie naszej niższości cło prawdziwego uczucia pogardy samego siebie.
Co więcej, jakkolwiek polegając na miłosierdziu i przebaczeniu Boga mamy powód do przypuszczenia, że jesteśmy obecnie w dobrych z nim stosunkach, jakkolwiek podobnie jak apostoł nie poczuwa my się do niczego, nie jesteśmy przecież tem samem usprawiedliwieni. W obliczu bowiem Boga nie usprawiedliwi się żaden żyjący. Najlepsze nasze uczynki często tak zniekształcone niedoskonałościami, obojętnością i niedbalstwem, że pisarze ascetyczni przyrównywają je do kosztownych szat, tak szpetnie poplamionych i z brukany cli, iż utraciły przeważną część swej wartości. Gdybyśmy je widzieli, jak się naprawdę przedstawiają oczom Boga, wstyd nie pozwalałby nam stawać z niemi przed jego obliczem i wołalibyśmy ze św. Piotrem: Panie, wyjdź ode mnie, bom człowiek grzeszny
»Kiedy wykonywamy rzeczy prawdziwie wielkie*, pisze wspomniany wyżej autor, grzeszymy zapewne w jakimś małym punkcie. Fala poziomego usposobienia przecieka przez naszą szlachetność i obniża wartość wszystkich jej tworów. Czemże jest łudzenie siebie jeśli nie lichotą f Czem jarzmo wygód zewnętrznych, czem żarłoczność w jedzeniu, nieokrzesanie w obyczajach, próżność, czem niezliczone wyskoki samochwalstwa, na które sobie codzienniepozwalamy, czem niewyczerpana małostkowość zranionej miłości własnej, jeżeli nie oczywistą lichotą? Czem w stosunkach z innymi kłamstwo, zarozumiałość, sobkostwo, drażliwość i więcej niż połowa konwencjonalnych zwyczajów światowych, jeśli nie lichotą, ujętą w system lichotą? W stosunkach na szych z Bogiem czem oziębłość i obłuda i zadowolenie z mniemanej własnej sprawiedliwości, jeśli nie lichotą? Czem grzech powszedni, jeśli nie poniżającą lichotą? Niejeden, dla którego zbyt trudno było nienawidzić samego siebie, gdy rzucał przelotne spojrzenie na swe grzechy, znalazł zadanie to daleko łatwiejszem, gdy miał odwagę wpatrzyć się uważniej w wierny obraz swej nie do uwierzenia wielkiej nędzy i słabości. Co to za widok przejmujący, przeszywający, wstrząsający całego człowieka zimnym dreszczem, kiedy łaska pozwala nam dojrzeć, jakeśmy we wszystkiem niscy i podli, jak przyziemni i wstrętni, jak mali i pełzający. Niech czytelnik wybaczy te twarde wyrazy, ale brak nam innych. Każdy inny człowiek wydaje nam się dobry, tylko nie my sami, a my niestety 'tak nieznośnie brzydcy, tak ohydni, tak odpychający, że sami sobie jesteśmy ciężarem«.
Jasną jest rzeczą, że sprawiedliwe ocenianie samego siebie musi być oparte na niskiej o sobie opinji. Stąd św. Bernard słusznie określa pokorę jako »cnotę, która dając człowiekowi dokładne poznanie samego siebie, czyni go godnym pogardy w jego własnych oczach«. Nic więc dziwnego, że doktor anielski, św. Tomasz, nie mógł pojąć, jak człowiek może być pyszny. Nie dziw, że kilku innych Świętych zapewniało, że nie było występku, któregoby się mniej lękali niż pychy. Znali siebie, a. dosyć im było tego, by odpędzić od siebie wszelką myśl cenienia samych siebie. Z całą szczerością serca poczytywali siebie za niższych od wszystkich innych. Byli bowiem wysoce wrażliwi na niezliczone łaski, które Bóg zlewał na nich, i odczuwali brak wierności we współdziałaniu z niemi. Równocześnie zaś nie znali lub nie badali miary łaski udzielonej bliźniemu, ani też nie pragnęli wiedzieć, jak bliźni tej łasce odpowiada. Czuli się zbyt niepożytecznymi i zbyt grzesznymi, by przywłaszczać sobie przywilej Boga zasiadania do sądu nad drugimi. Czynili, co 1’an poleca uczniowi w słowach «Naśladowania Chrystusa«: »Myśl z wielkim żalem i obrzydzeniem o grzechach swoich, a nie sądź nigdy, żeś wart czego dla dobrych uczynków twoich. W istocie jesteś grzesznikiem: wicher namiętności miota tobą i wikła cię. Sam z siebie zawsze do nicości dążysz: rychło upadasz, lada co zwycięża cię, lada co zatrważa, lada co rozprzęga. Nie masz niczego, czembyś się mógł chlubić, lecz wiele tego, coby cię uczuciem nędzy przejmować powinno.
Ktokolwiek nauczył się tej lekcji, wszedł na drogę świętości, gdyż według nauki św. Tomasza pierwszy krok ku świętości polega na usunięciu przeszkód. Tego dokonywa pokora, usuwająca pychę, największą przeszkodę zbawienia, i w tem znaczeniu nazywa się podwaliną gmachu duchownego. »Usuń pokorę, pisze św. Bernard, a wszystkie cnoty zamienią się w kupę gruzów«. A św. Augustyn pyta: Chcesz być wielki? Zacznij od tego, co małe. Zamyślasz wznieść budowlę duchowną o znacznej wysokości? Pomyśl najpierw o rzuceniu głębokiego i mocnego fundamentu pokory. Im wyższy bowiem ma być budynek, który ktoś zamierza postawić, i im cięższa wierzchnia jego część, tem głębszą kładzie podwalinę. Kiedy buduje, wznosi się stopniowo coraz wyżej. Lecz póki kopio fundamenty, schodzi coraz niżej. Dlatego też potrzeba zapuścić się w głąb ziemi, zanim budowla będzie mogła wystrzelić w niebo. A jak wysoko ma sięgnąć nasz gmach duchowny? Zaraz ci powiem: aż do oglądania Boga. Pomyśl, jakiego to potrzeba wzniesienia się, ażeby ucieszyć się widzeniem Najwyższego. Ten, co tego pożąda, zrozumie mię. Mamy być wywyższeni do oglądania jedynego prawdziwego i najwyższego Boga, a w tem oglądaniu znajdziemy krynicę naszej szczęśliwości.