Dzisiaj rocznica wyzwolenia Auschwitz, ale mimo wszystko nie mamy zamiaru do niej się odnieść bezpośrednio, a raczej zestawić ją z tą informację sprzed dni kilku o tym, że 1% populacji zgromadził już materialnie tyle, co pozostałe 99% i odnieść się generalnie do wyzwolenia z tej konkretnej sytuacji. Z sytuacji niewolniczego (świadomościowego, czyli też ekonomicznego) uwięzienia.
A w tej konkretnej sytuacji jest ono niemożliwe. Rozdźwięk pomiędzy najbogatszymi i resztą wrzuconą do wora historii będzie się stale powiększał, bo taka jest konstrukcja tej gry, którą nazywa się finansami globalnymi. Oczywiście możemy się zastanawiać, czy nastąpi kiedyś sytuacja, w której zubożała zawartość wora wypowie posłuszeństwo i zechce ustalić nowe reguły gry. Ale i to wydaje się mało prawdopodobne. Jakaś część bogactwa, choć niewielka będzie jednak transferowana do części społeczeństwa mieszczącej się gdzieś w ok. 30-40% populacji, która to cześć będzie jakoś stabilizowała nastroje społeczne. Poza tym to ona będzie pozostawała na usługach (ten transfer nie jest za darmo) tego 1%, i tworzyła dominujący przekaz kulturowy (styl życia, poglądy, wartości) a w jego ramach dominującą propagandę zapewniającą reprodukcję systemową.
Reszta, a jest tak i obecnie jest generalnie rzecz ujmując zajęta przetrwaniem w warunkach, których nie tworzy, a którym musi się podporządkować. Zbuntowani, ale bez możliwości przelania tego buntu na realia kanalizują swoje emocje i jednocześnie spalają się z bezsiły w przestrzeni wirtualnej (Internet to doskonałe narzędzie rozpuszczające mocno stężone morze frustracji, a w dodatku łatwe do kontrolowania i infiltrowania skażonymi treściami przez rządzących i ich pomagierów). Maskują swoją porażkę wyrażając raz po raz jakieś nonsensowne nadzieje na zmianę. Wszystko, co im się udaje to organizacja kilkudziesięcioosobowej grupy manifestującej w obronie czegoś, albo i przeciw czemuś. Nie trzeba dodawać, że totalnie zmarginalizowanej przez media „głównego nurtu” (Związki zawodowe nie reprezentują interesów ogółu, więc nie zawracamy sobie nimi głowy w tym wpisie).
I jest jeszcze reszta z tej reszty, która ani nie widzi nadziei, ani nie ma zamiaru podejmować jakiegokolwiek wysiłku, bo w jego skuteczność nie wierzy, a i obawia się możliwych konsekwencji skutecznie zastraszona przez różne ekspozytury reżymu (kredyty we frankach to jedno z narzędzi pacyfikacji i skuteczne, jak widać).
Zauważmy chociażby taki mechanizm kooptacji nonkonformistów, z jakim mamy do czynienia na co dzień w różnych miejscach (partie, instytucje, organizacje etc.) Pragnących realnej zmiany, krzykaczy, gorące głowy, które na początku mają jakąś ideę konfrontuje się z bezwładem, inercją, „tradycją”, formalizmem struktur i mechanizmów. Oporem materii, który staje się po pewnym czasie cięższy dla nonkonformisty niż skała Gibraltaru, i który (nonkonformista) po okresie walki, walenia łbem w przysłowiową ścianę daje wyczerpany spokój i zgadza się na zaproponowane warunki, przyłącza do grona klakierów i korzysta z zaproponowanych apanaży porzucając idee młodości, bo w międzyczasie się starzeje, a starość inne ma obawy i nadzieje, niż młodość. Początkowe dążenie pod prąd staje się na koniec kolaboracją, która ma za kulisą systemową korupcję. Nieliczni nieprzekupni trafiają na pomniki, bądź do innych form pamięci zbiorowej, bo długo raczej nie żyją na tym padole.
Żeby zaistniała realna zmiana, chociaż co do formy to nie będziemy spekulować, musi pojawić się większość, zdecydowana większość, która jej pragnie, a pragnienie to bierze się z niemożności odnalezienia się w rzeczywistości. Musi ona dosłownie poczuć się śmiertelnie zagrożoną. Historia dowodzi jednak, że taki moment nadchodzi na tyle późno, że pragnienie zmiany staje się jakąś rewoltą lub totalnym chaosem, cywilizacyjnym rozkładem, zatratą wartości i najważniejszych punktów społecznych odniesień jakimi są moralność i etyka (anomia społeczna), która organizm państwa (państw stowarzyszonych) naraża na ataki z zewnątrz. Bo tam ma w tym samym czasie miejsce też zmiana, ale często idąca w odwrotnym kierunku. Konsolidacji i umacniania, które stają się ekspansywne i zdolne do agresji.
Czy i nas czeka scenariusz cywilizacyjnego upadku, bo nie jesteśmy w, stanie ucząc się historii i na błędach poprzedników, nieświadomych wyznawców darwinizmu społecznego odpowiednio wcześnie zareagować i zahamować postępującej degrengolady?
Z pozdrowieniami red. nacz. Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję