Czas Karłów odc. 33 – blaski i cienie polityki, czyli dorosłe dziecko i stary Ojciec …
05/03/2012
531 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
W maturalnej klasie otrzymała specjalne stypendium dla szczególnie uzdolnionej młodzieży od premiera RP Donalda Tuska. Do dzisiaj żartuję, że pewnie gdyby wiedział, kto jest jej ojcem, Aleksandra na pewno nie otrzymałaby go …
Powoli zbliżam się do końca swojej kroniki. Opowiedziałem swoje życie prawdziwie. Może nadto emocjonalnie, może (niekiedy) zbyt osobiście, ale na pewno napisałem prawdę. Nie mam nic więcej do dodania. Na pewno? Owszem, waham się. Z jednej strony patrząc – mógłbym w tym miejscu zakończyć. Ale z drugiej? Skoro moja książka ma charakter także autobiograficzny, to czy nie powinienem napisać o swoim życiu prywatnym?
Przecież nie jest prawdą, że było wypełnione samą polityką, a potem „biznesami”. Przecież także (kto wie, czy nie trafniej jest powiedzieć przyglądając się strukturze mojego dnia codziennego –przede wszystkim– normalnie żyłem, tworzyłem rodzinę, planowałem jej przyszłość…
Myśl o najbliższych towarzyszyła mi na każdym, nazwijmy to zawodowym kroku. W tym sensie wiodłem normalne życie. Jestem przekonany, że także zwykła codzienność wróci, gdy wyjdę zza tych murów. A gdy teraz oglądam się za siebie to widzę, że moja codzienność była i radosna, i czasem brutalna aż do granic wytrzymałości, a czasem nieoczekiwanie i nagle szczęśliwa.
Zacznę od 1989 roku. Już pod koniec komuny poczułem się nagle bardzo samotny. Dochodziłem trzydziestki, znudziło mi się już kawalerskie życie, a był to moment, gdy czułem podświadomie, że nadchodzą wielkie zmiany w Polsce i na świecie. Sam też zapragnąłem zmian. Zawarłem związek małżeński w kwietniu 1989 roku, a w półtora roku później przyszła na świat córka Aleksandra. Gdy się urodziła, cieszyłem się jak małe dziecko, strzelaliśmy nawet na wiwat z kolegą!
Gdy Oleńka miała roczek po raz pierwszy zostałem posłem (1991-93) i stałem się nagle pierwszoliniowym politykiem, ku swojemu zresztą szczeremu zaskoczeniu. I tak przez następne dziesięć lat byłem bardzo ważnym człowiekiem, który nie miał zbyt wiele czasu nawet dla własnej córki, bowiem służył Polsce i swojej idei. Przez te wszystkie lata tak dalece oddałem się polityce, że niewiele mi czasu zostało dla domu. Owszem, bywały weekendy, wycieczki samochodowe, ale z roku na rok coraz rzadsze.
Nie było prawdziwych wakacji, gdyż niemal każdego roku właśnie w miesiące letnie rozpoczynały się jakieś kampanie wyborcze czy referenda. Przeważnie lato to był środek tych kampanii. A więc praca organizacyjna, listy kandydatów, podpisy, druki, publiczne spotkania odmierzały mój rytm życia. Rytm człowieka kompletnie zadurzonego polityką, zupełnie ślepego i głuchego na inne rzeczy wokół. Jeśli powiem, że oprócz polityki nic nie istniało, że polityka pochłonęła całkowicie mój umysł i ciało, a nawet i serce., to nie będzie w tym – dziś to wiem niestety wielkiej przesady.
Ocknąłem się brutalnie gdzieś w 2002 roku, gdy zobaczyłem jak szybko upłynęły lata i szybko urosła też moja córka. Po polityce zostały kłopoty, także te finansowe i brak osobistych oszczędności czy wartościowego mienia. Nie dorobiłem się na polityce, a wręcz odwrotnie. Wielu powie, że jestem frajerem, inni nie uwierzą pewnie, ale ja tylko przecież uczciwie pojmowałem swoją rolę w polityce.
Przyszedł także czas na zimny prysznic i zacząłem zauważać to, co wcześniej nie było nigdy aż tak ważne. Mój związek małżeński de facto nie istniał, a córka zaniedbywana przez ojca, nie była już dzieckiem i wchodziła w młodzieńczy wiek. Bardzo mnie kochała, a przede wszystkim szanowała, ale moja nieobecność przez cały ten okres spowodowała brak odruchów i prostych gestów miłości ojca do córki i odwrotnie. Zawsze, gdy tylko była taka możliwość, dużo rozmawialiśmy, tłumaczyliśmy swoje stanowiska i jakoś zawsze dochodziliśmy do konsensusu. Dawałem jej wolność. Wolny wybór drogi, którą chce podążać …
Wydaje mi się teraz, że celowo chyba chciałem ją w jakimś sensie przymuszać do podejmowania samodzielnych, czasami nawet trudnych decyzji. Bardzo pragnąłem, aby szybko wyszła z cienia autorytetu ojca. Dążyłem do tego, aby się usamodzielniała i żeby brała odpowiedzialność za swoje decyzje. Zawsze dawałem jej szansę i nigdy się nie zawiodłem. Ani w wynikach w nauce ani w dobrych wyborach w kolejnych szkołach i latach.
Bardzo ją kochałem, może nawet coraz bardziej z każdym trudnym etapem w jej i w moim życiu. Ola była dzieckiem bardzo delikatnym, wybitnie uzdolnionym i bardzo inteligentnym. Chciałem jej dać wszystko, czego po śmierci mojego Ojca, moja mama dać mi nie mogła samotnie wychowując pięcioro dzieci. I ciągle pamiętałem swoją szkolną wycieczkę do Chorzowa i ten wybór pomiędzy czekoladą a karuzelą…
I może zbyt się na tym skupiłem – aby nie miała nigdy takich wyborów. Ola po ukończeniu gimnazjum w Dąbrowie Górniczej zdecydowała się kontynuować naukę w Liceum Artystycznym we Wrocławiu, odkryła bowiem w sobie pasję fotografowania. Rejestrowania otoczenia – ludzi i przyrody nie skażonej człowiekiem. Wysublimowanego piękna, którego nie zdążył jeszcze zdeptać i zniszczyć swoim działaniem człowiek.
Jednym ze swoich wczesnych zdjęć zdobyła nawet wysoką nagrodę w międzynarodowym konkursie „Agfy” – trzecie miejsce na kilkadziesiąt tysięcy uczestników z całego świata. To był chyba 2005 rok i pamiętam, gdy opowiadałem o tym uszczęśliwiony Danielowi. Popatrzył na mnie uważnie i powiedział bardzo mądre słowa, które do dziś dźwięczą mi w uszach –dumny jesteś, co? Pewnie, że dumny ale, wiesz, nawet to wysokie miejsce Twojej córki nie jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że ona już w wieku czternastu lat uwierzyła w siebie. W swoją wartość i ma swój cel w życiu! A przecież sama, bez niczyjej pomocy na niego zapracowała i dlatego to jest tak wielkie – bo to jest tylko jej!
Od tego momentu przestałem ją traktować jak małe dziecko. Choć na zawsze pozostanie dla mnie „Tygryskiem” -tak nazywałem ją, bo od najwcześniejszych lat zbierała zabawki – tygryski, tygrysy małe i duże. I ma ich chyba z kilkaset…
W maturalnej klasie otrzymała specjalne stypendium dla szczególnie uzdolnionej młodzieży od premiera RP Donalda Tuska. Do dzisiaj żartuję, że pewnie gdyby wiedział, kto jest jej ojcem, Ola na pewno nie otrzymałaby go.
Dziś moja córka studiuje w Krakowie – prawo i.. malarstwo. Przez ostatnie lata wraz z Aleksandrą, jeśli tylko czas i fundusze pozwalały, spędzaliśmy razem raz w roku zazwyczaj, wyjeżdżając na tydzień, wakacje. I tak budowaliśmy swój własny świat.
Oddaleni przez rok, spotykaliśmy się na kilka godzin raz czy dwa razy w miesiącu, ale ten wspólny tydzień traktowaliśmy jak święto. Nasz tylko czas, żeby rozmawiać, próbować się odnajdować, zrozumieć i cieszyć się sobą. Zazwyczaj to Aleksandra wybierała sobie tę rekompensatę za oddalenie, wyszukiwała miejsca na mapie, do którego potem udawaliśmy się razem. A wyjeżdżaliśmy w tym okresie (2004-2008) w bardzo różne i odległe miejsca. O części z nich już wspominałem wcześniej. A był jeszcze Berlin, Egipt, Chiny, Norwegia i tuż przed moim aresztowaniem kilkudniowy rajd Litwa – Łotwa – Estonia. Oczywiście trasę wyznaczała Ola również pod kątem możliwości robienia zdjęć.
Ten ostatni wyjazd odczułem szczególnie, bo wtedy dorosła osiemnastoletnia już córka i jej posiwiały, tuż przed pięćdziesiątką ojciec nagle jakby wrócili do jej dzieciństwa, dziesięć lat wstecz. Poczułem taki szczególny moment, gdy byliśmy w miasteczku gnomów. To niezwykłe miejsce gdzieś w Łotwie (Tervete Looduspark), w zapadłej zapomnianej przez świat dziurze, gdzie nawet miejscowa przewodniczka z długoletnim stażem była bardzo zaskoczona gośćmi z Polski, wręcz zakłopotana.
A miejsce jakby z bajki – rozrzucone na dużej przestrzeni naturalnego, bardzo starego lasu. Miało w sobie coś takiego, coś tak niezwykłego, że wywołało wrażenie, jakby czas zawrócił i znów poczułem zagubioną więź z własnym dzieckiem. Była taka chwila, krótka chwila…
Dorosłe już dziecko i stary ojciec w lesie legend i mitów. Jakby odwieczni marzyciele i zagubieni romantycy na właściwym miejscu.
– ciąg dalszy nastąpi –
KSIĄŻKA JEST DO KUPIENIA NA ALLEGRO:
http://allegro.pl/czasy-karlow-tomasz-karwowski-i2202429632.html