Zdarzają się w życiu człowieka chwile, że nie wie, co ma zrobić. Bo chociaż najbardziej naturalnym odruchem jest powiedzenie „spieprzaj, idioto” to z drugiej strony przecież od lat piszę o najwyraźniej celowym utrzymywaniu ludzi w nieświadomości prawnej, która pozwala na brylowanie jako prawniczki niejakiej Siedleckiej Ewie, redaktorce ongiś z Czerskiej. A także innym, o wiele mniej znanym osobom.
Atak, jaki w sobotę przepuściła na mnie autorka kompilacji zamieszczonej pod tytułem „Adopcje zagraniczne – przemilczany skandal” po raz kolejny prowadzi do pytania o stan wiedzy prawnej naszego społeczeństwa.
Bo przecież bloger (blogerka?) kryjąca się pod nickiem A.Nota z krwi i kości jest dzieckiem III RP.
Za nic ma sprawę, o którą powinna walczyć. Dla niej liczą się jedynie korzyści materialne, tzn. klikalność, co może mieć wpływ na ilość reklam zamieszczanych na blogu i wpływ gotówki dla niej samej.
.
.
Pisze zresztą wyraźnie w komentarzu pod moim tekstem :
.
To jest dublowanie moich treści w internecie – co sprawia, że google będzie je pomojać w wyszukiwarcie. Efekt jest więc odwrotny od tego co piszesz – mniej osób się o tym dowie, dlatego że autor z 3obiegu nie potrafi samodzielnie sklecić tekstu, tylko musi zrzynać metodą kopiuj-wklej.
.
https://3obieg.pl/polska-adopcyjna#comments
.
Sam zarzut „dublowania treści w internecie” jest po prostu kuriozalny i świadczy, niestety, źle o znajomości prawa jego autorki.
.
By jednak nie być posądzonym o stronniczą interpretację prawa pozwolę sobie zacytować tekst autorstwa Macieja Dutko zamieszczony dwa lata temu na portalu Onet.pl:
.
Ludzie piszą coraz więcej. Bo internet (nieograniczona dystrybucja treści), bo selfpublishing (wydanie książki łatwiejsze niż kiedykolwiek), bo autopromocja (budowanie marki, content marketing…). Problem w tym, że ilość powstających tekstów jest odwrotnie proporcjonalna do ich oryginalności, a skala „powtórzeń” i „zapożyczeń” zaczyna przerażać.
.
Człowiek jako gatunek jest z natury leniwy. „Nie lubi tworzyć, lecz zdobywać”, jak wyśpiewywał Jacek Kaczmarski (o proszę: cytat!). Nic w tym dziwnego: przecież powtarzanie, kopiowanie, parafrazowanie i ubieranie cudzych myśli we własne barwy jest łatwiejsze, szybsze i bardziej kuszące, niż pofatygowanie się o myśl w pełni oryginalną. Własną. Twórczą.
.
Zjawisko „parafrazowania” i „cytowania” (bez podawania źródeł) z przerażeniem obserwuję w bliskiej mi branży rozwoju osobistego, która – m.in. właśnie z powodu nagminnego kopiowania amerykańskich „guru” – przez ludzi myślących traktowana jest z coraz większym przymrużeniem oka. Rozliczni mówcy powtarzają na przykład, że głupotą jest robić ciągle to samo, oczekując innych skutków – i cała sala tłucze brawo, nieświadoma, że to myśl w linii prostej podebrana panu Einsteinowi. Albo że czas już przejść na „dietę informacyjną” (czy ktoś jeszcze pamięta nazwisko człeka, który wprowadził ten genialny termin? Bo mam wrażenie, że określenie to doczekało się już setek kandydatów pretendujących do ojcostwa…).
Brakuje nam kultury cytowania – i tu jest kot pogrzebany! Lubimy stroić się w cudze myśli, lecz niekoniecznie zaznaczając, że są cudze. Jak mentalny transwestyta, który udaje kogoś, kim nie jest.
.
A szkoda, że tak się dzieje. Czerpanie z cudzego dorobku nie tylko nie jest niczym złym, lecz stanowi hołd wobec twórczości poprzedników, nadając jej sens. Pod warunkiem, że cytat jest cytatem, a nie kradzieżą myśli.
.
Jedna kwestia to etyka i wiarygodność. Niechaj tylko jeden na 100 odbiorców dostrzeże, iż mówca albo pisarz powiela cudze myśli, a jego renoma leci na łeb na szyję. Druga sprawa to prawo autorskie, które stoi na straży własności intelektualnej.
.
A przecież ustawa mówi: „Wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionym wyjaśnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości”.
.
Ta-daam! I oto mamy pierwszą prawdę objawioną, z której wielu prze-twórców nie zdaje sobie sprawy. Okazuje się bowiem, że prawo zezwala (w ramach tzw. dozwolonego użytku) na bezpłatne i legalne kopiowanie cudzych utworów lub ich części, ale przy spełnieniu konkretnych, a zarazem prostych warunków.
.
Innymi słowy: cytat, który spełnia wymogi prawne, jest ok. Cytat, który ich nie spełnia, może podpaść pod plagiat.
.
Oto warunki, jakie powinien spełniać utwór zawierający zapożyczenia, aby nie stał się plagiatem:
.
1.Cytat musi być uzasadniony (np. celem dydaktycznym czy naukowym).
2. Zapożyczony fragment ma zostać wyraźne oznaczony (odbiorca nie może mieć wątpliwości, w którym miejscu kończy się nasza część autorska, a zaczyna cytat). W przypadku tekstu, przytaczany fragment można oczywiście ująć w cudzysłów, ale też oznaczyć pochyloną czcionką, ująć w ramkę lub wyróżnić w inny graficzny sposób, sugerujący treść zewnętrzną.
3. Cudzy fragment powinien pełnić funkcję pomocniczą. Nieważne, czy cytat stanowi 10, czy 50% utworu głównego – ważne, aby cudza myśl nie dominowała jakościowo nad naszą. W innym razie taka „inspiracja” może zostać uznana za plagiat, a nasza część utworu – jedynie za pretekst do jego popełnienia. To logiczne: cytat bowiem z jego natury ma być wyłącznie uzupełnieniem lub wzbogaceniem przekazu głównego, a nie jego zasadniczą wartością.
4. Należy podać źródło. Imię i nazwisko autora oraz tytuł czasopisma lub książki albo adres strony WWW, z której pochodzi zapożyczony fragment – to absolutna konieczność, abyśmy nie zostali posądzeni o plagiat. Jak mówi ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych: „Art. 34. Można korzystać z utworów w granicach dozwolonego użytku pod warunkiem wymienienia imienia i nazwiska twórcy oraz źródła. Podanie twórcy i źródła powinno uwzględniać istniejące możliwości”.
.
Mówco motywacyjny, autorze, szkoleniowcu i inny osobniku, który żyje ze sprzedaży treści: wystarczy, że spełnisz te 4 proste warunki, a nie tylko będziesz traktowany poważnie i z szacunkiem, nie tylko unikniesz ewentualnych zarzutów o plagiat, lecz przede wszystkim nadasz sens pracy poprzedników, których cytujesz.
.
.
.
I to w zasadzie byłoby na tyle. Cytowanie cudzych utworów nie jest zabronione, zwłaszcza wtedy, gdy ilustrują słuszność własnych tez, głoszonych przed laty, jak jest dokładnie w tym przypadku.
.
Zamiast jednak być wdzięczną za reklamę własnej strony www blogerka A. Nota wrzeszczy i tupie, choć nie ma ku temu żadnych powodów.
.
Fragmenty cytowane z jej (?) kompilacji są bowiem wyraźnie oznaczone i jest podany adres internetowy cytatu. Co więcej treść w/w cytatów służy do ilustracji moich własnych konstatacji, zawartych w zakończeniu.
.
Nota, co gorsze, usiłuje w ten sposób skrzywdzić najważniejszą sprawę, jaką jest sprzeciw wobec urzędniczego handlu dziećmi.
.
Bo przecież procederu uprawianego bezkarnie przez minione lata inaczej nazwać się nie da.
.
24.03 2015
.
.