Co jest z tym karmieniem naturalnym? Czemu, skoro karmienie naturalne jest bezapelacyjnie najlepsze dla dziecka, w szpitalach „życzliwy“ personel chętnie sprowadza noworodki na złą drogę dokarmiając je sztucznie?
ŚNIADANIE
– Synku, zjesz kaszkę? – pytam mojego 2-letniego wiercipiętę.
– Nee.
– A kawałek szynki?
– Nee.
No dobrze. Smażymy naleśniki. Robiliście kiedyś naleśniki?
Nasze naleśniki nie są zwyczajne. Bierzemy mąkę bezglutenową i masło bez masła. Mieszamy z wodą proszek, który nawet nie stał na półce obok mleka krowiego. Sól. Uff, na razie idzie dobrze. Synek zakłada miskę na głowę i mówi:
"- Mama, kapeluś. Kaaapeluś".
Czytam dalej przepis. Jajka? Czy da się skutecznie oddzielić żółtka od białka tak aby nie było śladu białka na żółtku? Można to zrobić z jajkiem na twardo, ale pomysł dodawania żółtka na twardo do ciasta na naleśniki wydaje mi się nieco dziwny. Próbuję opłukać żółtko z białka pod kranem. Dziecko już straciło cierpliwość i jest głodne. Puszczam mu bajkę, a sama wracam na pole bitwy. Ryzykuję dodanie "podejrzanych" żółtek. Trochę płynne ciasto, ale udało się usmażyć i odkleić od patelni. Nakładam na naleśnki najdroższą szynkę z pobliskiego sklepiku (ponoć bez konserwantów). Zjada z apetytem dwa. Hura, znów się udało!
UWAŻAJ, CZEGO SOBIE ŻYCZYSZ
Pół roku wcześniej. Mąż opowiada mi, jak w sklepie nasz synek sprytnie sam ściągnął sobie bułkę z półki i nie chciał oddać. Dochodzimy do wniosku, że alergie na MLEKO i MARCHEW (tak , tak na marchew, która jest "królową warzyw" obecną w 99 % dań „słoiczkowych“) nie są tak dokuczliwe jak alergia na GLUTEN. Bo wtedy moglibyśmy zawsze dać dziecku bułkę w sytuacji nagłego głodu. A tak jesteśmy skazani na noszenie ze sobą wszędzie pieczywa bezglutenowego. Do czasu… kiedy w grudniu idziemy z synkiem na badania do szpitala. Testy potwierdzają MLEKO i GLUTEN, do tego m.in. ZIEMNIAKI, JABŁKA i DROŻDŻE. Eliminujemy więc z diety kupne pieczywo bezglutenowe – w składnikach zawsze zawiera drożdże. Nastawiamy więc w domu zakwas na chlebek gryczany błogo wyobrażając sobie zapach świeżego chleba rozchodzący się po mieszkaniu… Zakwas pleśnieje.
Jednak alergia na gluten nie była taka najgorsza….
2,5 ROKU TEMU
Czytam, że karmienie dziecka piersią przez co najmniej pół roku zmniejsza ryzyko wystąpienia alergii. Podejmuję więc decyzję: "Będę karmiła piersią!". Na zajęciach w szkole rodzenia pokazują, jak trzymać dziecko do karmienia. Położna sprawnie organizuje na zapleczu wybieg dla ciężarnych połączony z pokazem piersi. Następnie na podstawie kształtu sutków ocenia, która matka będzie miała kłopoty z karmieniem naturalnym. Hurra, u mnie wszystko powinno przebiegać gładko!
Poród. Wszyscy troje jesteśmy wykończeni. Ja i dziecko z wiadomych powodów. Pod mężem, który przetrwał z nami całonocną imprezkę, uginają się nogi. Przychodzi położna, pomaga na chwilę przystawić smyka do piersi. Idzie mu średnio, zaraz po jej wyjściu odpada od cycka. Wszyscy zasypiamy.
Pierwszego dnia jesteśmy w sali na bloku porodowym, bo w poprodowym nie ma miejsca. Mały dużo śpi. Jak się budzi, próbuje go karmić, ale szybko zasypia, śpioch jeden. Drugiego dnia przenoszą nas na salę poporodową. Jest wieczór, położna laktacyjna już była na oddziale rano, będzie jutro. W nocy mały robi niezły raban. Położne na dyżurze oceniają, że trzeba mu dać mleko z butelki. Następnego dnia przychodzi położna laktacyjna – daje kilka wskazówek, małego udaje się przystawić na chwilę. Potem zasypia. Mamy dokarmiać dziecko mlekiem z butelki. Jedziemy do domu.
WOJNA DOMOWA
Mały nie chce cyca. Nie podajemy się łatwo. Korzystamy z poradni laktacyjnej. Znawcy tematu zalecają, aby nie dokarmiać butelką ze smokiem, tylko systemem wspomagającym SNS. Specjalną butelką wypełniamy mlekiem i wieszamy sobie na szyję. Od butelki biegną malutkie rureczki, które przyklejamy do piersi (ja) lub palca wskazującego (mój dzielny małożonek). Wpadamy w cykl: – próba dobudzenia smyka i przewinięcie 20 min, próba przystawiania do piersi 30 min, przygotowanie mleka do karmienia sztucznego 10 min, sztuczne karmienie 40 min, odbeknięcie smyka – 15 min., odciąganie pokarmu 30 min, sterylizacja butelek 15 min. Zostaje 20 minut na jedzenie, sen mycie itp. i od początku – bo cykl trzeba powtarzać co najmniej co 3 godziny od momentu rozpoczęcia poprzedniego. Dzień i noc.
Walczyliśmy 3 miesiące, nie ruszałam się z domu bez laktatora. Potem laktacja zaczęła zanikać. Prawdopodobnie przez to, że nie byłam w stanie w nocy co 3 godziny próbować przystawiać małego, a potem ściągać przez pół godziny pokarm, w czasie, kiedy mąż karmił smyka. Ostateczne pożegnanie z karmieniem naturalnym przyprawiło mnie o największy dotychczas KAC moralny.
CO JEST Z TYM KARMIENIEM?
Kilka dni temu dzwoni koleżanka. "Jak tam na urlopie macierzyńskim?" – pytam. Mówi, że jej trudno, małego karmi butelką, bo z piersi jadł słabo i trzeba go było dokarmiać sztucznie, a jak jadł z piersi to go ciągle obsypywało krostami, ona nic już nie jadła prawie prócz chleba, a dzidziuś i tak kostropaty. Witam w klubie, myślę sobie.
Co jest z tym karmieniem naturalnym? Obracam się wśród „młodych matek“ i problemy z karmieniem ma dosłownie co druga. Czemu, skoro karmienie naturalne jest bezapelacyjnie najlepsze dla dziecka, w szpitalach „życzliwy“ personel chętnie sprowadza noworodki na złą drogę dokarmiając je sztucznie, skoro wiadomo, że wtedy o wiele trudniej „wyprowadzić“ dziecko z powrotem na cyca?
Do porodu chętnie opłacamy „prywatnie“ położne i sale do porodów rodzinnych. Poród i tak się odbędzie, dobra czy zła położna nic na to nie poradzi… Myślę, że dodatkowo opłacona fachowa opieka w ciągu doby po porodzie mogłaby się niejednej z Was (a nawet niejednemu 😉 bardziej przysłużyć niż opłacona położna do porodu czy też prywatna sala. Szkoda, że nie ma takiej możliwości w szpitalach państwowych.
Nie staram się zachęcić nikogo do wspierania finansowego „bezpłatnej“ służby zdrowia w Polsce, ale sama bym się nawet nie zastanawiała, gdybym miała taką możliwość.
Prawodpodobnie mój synek i tak byłby alergikiem z racji odziedziczonych genów… po dziadkach. Ciągle jednak myślę o tym, co mogłam zrobić lepiej. Nie liczyłabym na swoją wiedzę, która uleciała pod wpływem stresu i zmęczenia. Nie liczyłabym na szpitale, których personel inaczej rozumie "dobro pacjenta"i zbyt pochopnie wymusza sztuczne dokarmianie. Zamówiłabym wizyty prywatnego doradcy laktacyjnego tuż po porodzie, do szpitala. Aby w tym, co miało być proste i naturalne, doradzał mi opłacony fachowiec, bo Matce Naturze też już nie ufam.
Jeśli pozwoliłoby to uniknąć chociaż jednego alergenu, na przykład uniknąć gotowania dziecku batatów zamiast ziemniaków, to i tak byłoby warto.