Komentarze dnia
Like

Coś do ocalenia

20/08/2014
491 Wyświetlenia
1 Komentarze
12 minut czytania
Coś do ocalenia

Pani Izabela Brodacka Falzmann napisała w „naszym blogu” o kafelkach. Bardzo mi się to podobało, bo chodzi o coś znacznie większego niż skradziony kafelek z Nieborowa. Chodzi o nasz stosunek do dorobku przeszłych pokoleń, dbałość o nasze otoczenie, a przede wszystkim, o jakość naszego życia.

Dlaczego przedmioty posiadające wartość antykwaryczną są tak cenione?

0


Czy decyduje o tym wyłącznie ich wiek? Czasami może tak się zdarzyć, ale w głównej mierze ich wartość polega na tym, że są wytworem rąk ludzkich, jako rezultat umiejętności, zmysłu estetycznego i fantazji twórczej i dlatego posiadają indywidualny charakter.

W otoczeniu takich przedmiotów starali się żyć w miarę możliwości nasi przodkowie, a my dziś z dumą prezentujemy to w muzeach uznając to za nasze osiągnięcie.

Żyjemy w kraju, w którym niemal każde pokolenie od wieków musiało odbudowywać zniszczenia wojenne. Potop szwedzki zniszczył dorobek wielu pokoleń, a resztki, które zostały zagrabione do dziś można oglądać w Upsali i innych szwedzkich muzeach, potem mieliśmy zniszczenia wojen kozacko tatarskich, a w XVIII wieku wojny północnej i najazdu moskiewskiego.

Wojny napoleońskie też nie oszczędziły nasz kraj, ale najgorszy okazał się „cywilizowany” wiek XX, duże zniszczenia przetaczającego się przez Polskę frontu I wojny światowej były uzupełnione przez grabież, palenie i rujnowanie nawałą bolszewicką i ruchami hajdamackimi na kresach.

A był to przecież tylko przedsmak tego, co czekało nas w czasie II wojny światowej, a i w okresie powojennym też.

Totalne niszczenie dorobku naszej kultury na obszarze Polski przedrozbiorowej spowodowało, że to, co obecnie posiadamy to jedynie resztki naszego wielowiekowego dorobku.

W tych warunkach ratowanie tego, co tylko możliwe jest oczywistym obowiązkiem nas wszystkich, a szczególnie władzy państwowej i samorządowej.

W PRL ze szczególną zawziętością niszczono dorobek warstwy ziemiańskiej w postaci zabytkowych pałaców i dworów i ich wyposażenia, otoczenia dworskiego z pięknymi parkami i zieleńcami tworzonymi w ciągu wieków, ale także i wiele obiektów sakralnych, a nawet mieszczańskich z pałacem Kronenberga w Warszawie na czele.

Współcześnie na ratunek zniszczeniom przychodzą ludzie zamożni zarówno ze względów sentymentalno rodzinnych, jak i ze zwykłego snobizmu. Rezultaty tej akcji są bardzo różne: – od pieczołowitości i odpowiedzialności za ocalenie wartości historycznych i estetycznych do barbarzyńskiej interwencji w celu popisania się czymś okazałym.

Brakuje ciągle nadzoru i działań w kierunku ochrony naszego dorobku kultury.

Dotyczy to również tworzenia współczesnego otoczenia naszego życia z architekturą na pierwszym miejscu.

Polska odrodzona w 1918 roku przejęła Warszawę i ustanowiła w niej stolicę państwa zastając miasto całkowicie nie przygotowane do tej roli.

Moskale bowiem, szczególnie po powstaniu styczniowym zrobili wszystko ażeby przekształcić stolicę Polski w prowincjonalne miasto garnizonowe.

Ograniczono przestrzeń zabudowy zmuszając do tworzenia „studni” zamiast dziedzińców, przeznaczono wielkie obszary na poligony wojskowe i koszary potężnego garnizonu, osaczono miasto twierdzami z cytadelą zamykając je w murach fortecznych. Doprowadzono zagęszczenie mieszkańców do stanu skrajnego przez zmuszenie do osiedlenia wygnanych z Rosji Żydów. W końcu XVIII wieku było w Warszawie około 6 tys. Żydów, a w początkach XX wieku już około 400 tys.

Wiele wspaniałych rezydencji obrabowano i zamieniono na biura moskiewskiej administracji. Pozostawiono też trwałe ślady swego panowania jak choćby sobór na placu Saskim, czy przerobioną fasadę pałacu Staszica.

Na całe szczęście udało się je usunąć w odróżnieniu od pozostałości po PRL w postaci MDM i innych, a przede wszystkim górującego nad Warszawą „pałacu kultu Józefa Stalina”. W ten sposób otrzymaliśmy w spadku zupełnie inne miasto niż te, które zdołano stworzyć w krótkim okresie Polski niepodległej.

Poza ratowaniem zabytków starej Warszawy ze starym miastem na czele, stworzono wówczas zupełnie nowe dzielnice: – Mokotów, Ochotę, Żoliborz, Saską Kępę itd. Wybudowano szereg obiektów potrzebnych stolicy tworząc w sumie specyficzny styl zabudowy.

Niezależnie od indywidualnej oceny ich walorów estetycznych trzeba przyznać, że są to w znakomitej większości dzieła twórczej inwencji takich architektów jak Pniewski, Sosnowski, Lalewicz, Weinberg i inni.

W sumie powstawało miasto o indywidualnym wyrazie, bliskie polskiemu pojmowaniu urody i wartości historycznej.

Krótko mówiąc, tworzono z gruntu polskie miasto.

W odróżnieniu od tego w PRL usiłowano zrobić z Warszawy małą Moskwę poza masowym wznoszeniem „wielopiętrowych baraków”.

Dzieło „odpolszczania” stolicy jest kontynuowane obecnie przez import budowli nie będących dziełem architektury, a jedynie konstruktorów rozwiązań technicznych.

Pozostawiono „dzieła” PRL nietknięte ozdabiając Warszawę dodatkowo wieloma bezmyślnymi wieżowcami, nie stworzono ani jednej prawdziwie wielkomiejskiej ulicy, która mogłaby aspirować do roli centrum handlowego. Obydwie pretendujące do tego ulice – Marszałkowską i Aleje Jerozolimskie pozostawiono w ponurym kształcie nadanym im przez PRL.

Na temat wyglądu Warszawy mogę przytoczyć dwie odmienne opinie: – jedną, którą usłyszałem z ust niemieckiego żołnierza, który jadąc na front wschodni przejeżdżał przez Warszawę Alejami Ujazdowskimi, Nowym Światem, Krakowskim Przedmieściem do mostu Kierbedzia i stwierdził, że jest to piękne miasto i barbarzyństwem jest jego niszczenie.

Za czasów PRL w latach siedemdziesiątych pokazywałem pewnej Francuzce Warszawę i kiedy zapytałem o jej ocenę miasta, odparła, że są to fragmenty miasta zupełnie do siebie nieprzystające. Trochę mnie to zaskoczyło, zapytałem tylko czy ma kostium kąpielowy i zawiozłem ją nad zalew zegrzyński. Kiedy to zobaczyła, wyraziła się z podziwem, czegoś takiego w Paryżu nie ma, żeby w mieście było takie ogromne i piękne jezioro. Była przekonana, że nie wyjechaliśmy z Warszawy.

Podobnie jak brakuje indywidualnych dzieł architektury tak i w naszym życiu codziennym brakuje przedmiotów otaczających nas, które byłyby tworem kunsztu ludzkiego. Standardowe meble, tkaniny, brak innych ozdobnych przedmiotów bywa rezultatem „zakwaterowania” nas w peerelowskich normach mieszkaniowych, w których mieści się jedynie „meblościanka” i rozkładany tapczan, ale przecież od kilku lat buduje się mieszkania o powierzchni przeciętnej ponad 100 m2, ale i te wyposaża się w sztampowe twory fabryczne.

Polska jest producentem cennych materiałów służących, jako tworzywo do produkcji przedmiotów artystycznego rękodzieła: – srebro i miedź, a z niemetali piękne kamienie i surowce na szkła i ceramikę.

Warszawa słynęła z wyrobów ze srebra i innych metali, mieliśmy porcelanę ćmielowską i korecką, dzisiaj oferuje się nam wyroby importowane i produkty fabryczne, powielane wielokrotnie.

Ciekawe, bo nawet Gierek za swoich rządów zwrócił uwagę na to, że Polska sprzedaje srebro w gąsiorach zamiast wyrabiać z nich cenne przedmioty i sprzedawać zagranicę.

Polecił też sektorowi państwowemu, a także Bolesławowi Piaseckiemu żeby takie zakłady wybudowali. Piasecki z w swoim koncernie wbudował bardzo szybko taki zakład, sektor państwowy za panowania Gierka nie zdążył. Na nic to się jednak nie zdało, bowiem jak mnie poinformował kierownik tego zakładu, nie dostał on ani grama srebra. Lobby eksportowe było tak silne, że nie pomógł nawet sam Gierek. Podobnie jest dzisiaj, przeszło 90 % srebra i miedzi eksportowane jest w stanie surowym.

Mamy duże trudności w konkurowaniu z Niemcami w produkcji samochodów, ale gdyby naprawdę się chciało decydentom to i w tej dziedzinie moglibyśmy coś zdziałać. Natomiast w produkowaniu wyrobów o walorach artystycznych możemy śmiało konkurować z każdym. Jest tylko potrzebny drobiazg, udostępnić twórcom tworzywo, jak na razie dostępne im jest tylko drzewo, jeżeli sam sobie wyrąbie i przygotuje, pod warunkiem, że dostanie pozwolenie na wyrąb.

Mało, który kraj w Europie został tak doszczętnie ogołocony z dóbr kultury, a mimo to przez cały czas istnienia PRL wywożono z Polski, co tylko się dało byle tylko sprzedać za grosze zagranicą. Robili to indywidualni szmuglerzy, agenci bezpieki, a i instytucje państwowe też się tym trudniły, szczególnie w takich przypadkach, kiedy reprezentujący je osobnicy mogli zaliczyć odpowiednie łapówki.

Ponadto porzucono jakiekolwiek starania o ratowanie obiektów polskiej kultury pozostawionych na zabranych nam ziemiach nie mówiąc już o zaniedbaniu słusznych żądań zwrotu tego wszystkiego, co fizycznie da się do Polski przewieźć.

Ujawnione niedawno „taśmy” zademonstrowały nam najwyraźniej, że mentalność osobników sprawujących w Polsce rządy wskazuje na to, że o jakiejkolwiek trosce o podniesienie poziomu kultury nie ma, co mówić.

Pani Izabela zmartwiła się grabieżą w Nieborowie, a przecież Nieborów jest pod specjalnym nadzorem, co zatem dzieje się w miejscach gdzie nie ma takiego nadzoru?

Ale mamy za to specjalne ministerstwo kultury i „dziedzictwa narodowego”, z moich własnych kontaktów z tą instytucją mogę stwierdzić, że więcej się ona interesuje dziedzictwem „antynarodowym”, jest to zresztą nic innego jak tylko fragment stosunku do spraw polskich ze strony całego warszawskiego rządu.

0

Andrzej Owsinski

794 publikacje
0 komentarze
 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758