Najłatwiej jest zarzucić wszystkim nauczycielom, że mają ‘w nosie’ ucznia i rodzica.Trudno jest zaakceptować fakt, że nauczyciel czasami bywa „lekiem na całe zło”
Opisuję teraz przykład, zapewne jeden z wielu, jak działania nauczycieli z poparciem i bez poparcia rodziców, rozbijają się o wiele ścian.
W kolejnych odsłonach będę pokazywać, że nie jest tak, jak piszą sobie różne osoby na temat szkoły publicznej (wolę: powszechnej) o ignorancji nauczycieli, o ich preferencjach politycznych i z tego wynikających problemów z oświatą i wychowaniem młodzieży.
Rozważamy tu na NE wiele zaniedbanych spraw w naszym kraju, a w sprawach oświatowych, walczymy tylko spektakularnie w akcjach protestacyjnych o fragment ustaleń i decyzji programowych, istotny moim zdaniem, lecz nie jedyny, o który walczyć należy.
Pozwalam sobie kontynuować opis zaczynający się wpisem:http://inamina.nowyekran.pl/post/66850,cofajac-sie-do-przyszlosci-rzecz-dla-nauczycieli-i-rodzicow , aż zakończę je podsumowaniem i wnioskami.
Cd. Mojego opisu:
1. Najpracowitszy czwarty krok
Wyżej opisana praca zespołu nauczycieli nie miałaby sensu, gdyby jej wyników nie poznali wszyscy: rodzice, uczniowie i personel pomocniczy szkoły. Albo miałaby sens tylko w pięknej dokumentacji, czyli „jak zwykle”. Ten krok nazywam najpracowitszym z powodu ogromnej pracy nauczycieli, włożonej w rozpoczęcie i realizację programu.
4."krok"A Grupa inicjatywna zaprosiła na spotkanie cały personel pomocniczy i administracyjny, który jest w kontakcie z młodzieżą na terenie szkoły. Zaprezentowałyśmy ogólny kształt programu i wszystkie zasady i normy, których przestrzegania wzajemnie oczekujemy, podkreślając znaczenie spójności w działaniu. Zgodziliśmy się w tym, że wszyscy chcemy pracować w spokojniejszej atmosferze i wszyscy mamy na to wpływ.
4."krok"B.Przez następne miesiące pracowałyśmy nad narzędziami do realizacji i monitorowania programu. Pierwszą konkretną zmianę poczyniłyśmy w działaniach Zespołu Wychowawczego.
Zespół Wychowawczy rokrocznie powoływany jest (imiennie) w każdej szkole. Dotychczas Zespół Wychowawczy tworzyli wychowawcy klas, po jednej osobie z poziomu nauczania. Po zatwierdzeniu opisanego programu, dyrekcja dołączyła do niego współtwórczynie nowej propozycji, które nie pełniły funkcji wychowawczej.
W krótkim czasie okazało się, jak sztucznym tworem były dotychczasowe Zespoły Wychowawcze w szkołach, gdyż nie było widać ani dokumentacji, ani sukcesów wychowawczych tego gremium.
Jednym ze zjawisk obserwowanych w szkole, były codzienne ‘wycieczki’ uczniów w czasie lekcji, wysyłanych przez nauczyciela na ‘dywanik’ dyrektorski. Dyrektorka musiała przerywać inne czynności, żeby przeprowadzać te dyscyplinujące rozmowy. Wiadomo, trzeba pomóc nauczycielowi, który nie mógł prowadzić lekcji w sposób zaplanowany.
Tu dotykamy problemu (nie) budowania swojego autorytetu przez bezradnego nauczyciela i obniżania rangi dyrektora, który stał się pierwszą, a nie ostatnią instancją dla konsekwencji złych zachowań. Ponadto bezradność nauczyciela wobec coraz częstszych zjawisk ‘rozbijania’ lekcji to ogromna strata czasu dla tych spokojnych, dobrych i bardzo dobrych uczniów, o których zaczęto zapominać w uwadze, jaka im się należała. Stratą jest również dla tych ‘rozrabiaczy’, którym można pokazać alternatywy rozwiązań ich problemów.
Nowy Zespół Wychowawczy szukając najlepszych sposobów, żeby powyższe zjawiska powstrzymać, opracował procedury wsparcia dla nauczyciela i dla … ucznia. W tym systemie nie chodziło o to, żeby nie zauważać czasami konfliktogennych zachowań nauczycieli. W tej procedurze (Załącznik 5.)problem, konflikt nierozwiązany na pewnym etapie, przekazywany był do rozpatrzenia przez Zespół. Wtedy zdarzyła się nam skarga uczniów na nauczyciela, który był/a w składzie Zespołu. To zaprzeczało wiarygodności Zespołu. Bardzo szybko stwierdziłyśmy, że Zespół Wychowawczy muszą tworzyć wszyscy wychowawcy, z kierującą nim grupą trzech osób. W dokładnie opracowanych procedurach, powoływałyśmy do rozpatrzenia konkretnego przypadku, bezstronne osoby z grona. Wychowawca, który miał konflikt z klasą, stawał się wtedy stroną, a nie decydentem.
Młodzież w tym najtrudniejszym etapie rozwoju cechuje również silne poczucie sprawiedliwości. Gdy młody człowiek zauważył, że Zespół, przyznawał mu rację w sporze z nauczycielem, to zwykle sam ten fakt przyczyniał się do pozytywnej zmiany we wzajemnych kontaktach, bo w oczach ucznia sprawiedliwości stało się zadość. Nauczyciel w czasie takich mediacji też potrafił przyznawać się do błędu. Działania Zespołu Wychowawczego, były potężnym narzędziem w realizacji programu.
Gdybym miała szczegółowo opisywać, co wtedy działo się w nowym Zespole Wychowawczym, a zwłaszcza jak wyglądały sankcje spotkań z nami, to zabrakłoby mi tuszu w Wordzie i nadużyłabym cierpliwości czytelników. Najistotniejszym elementem była tu współpraca z rodzicami, kiedy Zespół orzekał sankcje dla ich dzieci, a wśród sankcji była zapomniana w szkołach, ‘koza’. O tym, że dzieci musiały zostać w szkole po lekcjach, żeby wypełnić ‘karę’, rodzice każdorazowo byli informowani. W każdym przypadku dla wywiązania się ucznia/ów z sankcji, wyznaczałyśmy osobę z grona, nadzorującą jej wykonanie. Uczeń musiał zebrać podpisy osób nadzorujących w indywidualnej karcie rozliczeń. Rozrabiający uczniowie początkowo z niedowierzaniem przyjmowali te działania, jednak widząc, że i my siedzimy z nimi w tej ‘kozie’ konsekwentnie, a nawet z uśmiechem, przekonali się o naszej determinacji. Konsekwencja Zespołu w rozliczaniu z nałożonych sankcji, stanowiła jego skuteczność.
Stosowałyśmy zasadę spotkań z uczniami po ich lekcjach i na ogół nie natychmiast po ujawnieniu problemu. Chciałyśmy przez to przyzwyczaić uczniów, że proces dydaktyczny nie może być przerywany przez wywoływanie incydentów.
Muszę nadmienić, że żadna z nas nie odczuwała ze strony uczniów ‘poddanych’ naszym sankcjom, wrogości lub nieuprzejmości, a wręcz odwrotnie – okazywali nam więcej szacunku niż dotychczas.
Ważne jest to, że pokonaliśmy stereotypy w myśleniu o relacjach nauczyciel – rodzic – dziecko, co również jest udokumentowane. Uczyliśmy się wtedy PRAWDY o sobie samych i o prawdziwym procesie wychowawczym. Procesie skutecznym i z zamierzonymi rezultatami, choć i z zauważonymi brakami naszych umiejętności/kompetencji w realizacji niektórych obszarów.
4."krok"C. Drugim narzędziem był opracowany system oceniania zachowania ucznia. Uczniowie poznawali nasze zasady i normy z dwóch stron. Z jednej strony od wychowawców, ale i od rodziców, którzy uczestniczyli w spotkaniu, opisanym niżej. Uczniom trudno byłoby przedstawiać cały program, w którym nie zrozumieliby działań osób dorosłych, mających nad nimi pieczę.
Był to czas, kiedy jeszcze oceny zachowania w żaden sposób nie wpływały na promocję, ani na dostanie się do szkoły średniej. My sami musieliśmy wytworzyć taką atmosferę, taki klimat, że zachowanie ucznia ma wpływ na jego przyszłe szanse. Szczęśliwie wkrótce dostaliśmy wsparcie ‘urzędowe’ (nie pamiętam, komu z ‘ministerstwa’ to zawdzięczamy), że ocena zachowania ucznia ma znaczenie w dostaniu się do wymarzonego przez rodziców/uczniów, liceum.
Przedyskutowane kryteria dla normy zachowań, nie wchodziły w zakres specjalnych ocen, ponieważ norma w zachowaniu zasługuje na dobrą ocenę, a dopiero zachowanie ponad, lub poniżej normy, skutkowało plusem, lub minusem. Doświadczenie wychowawców miało ogromne znaczenie w ustalaniu tych kryteriów (Załącznik 6).
Pozostało nam ustalenie, w jaki sposób wszyscy nauczyciele wpłyną na decyzję wychowawcy o końcowej ocenie zachowania ucznia. Technicznie było to proste. W każdym dzienniku dołączono zeszyt, w którym na każdej lekcji każdy nauczyciel mógł postawić plus/minus przy nazwisku ucznia. Każdy taki znak stawiany był z krótką informacją, czego dotyczył, wraz z głośną informacją dla ucznia, że jest wstawiany. Wychowawca miał czarno na białym liczby takich znaków, a gdy porównał je z tabelą kryteriów, to ocena zachowania ucznia była obiektywna. Oczywiście wychowawca miał prawo do subiektywnej oceny notatek z powyższego zeszytu.
Konsekwencja większości nauczycieli w spokojnym postawieniu ‘minusa’, bez wysyłania ucznia na rozmowę do dyrektora, szybko wyeliminowała wizyty ‘na dywaniku’. Uczniowie sprawdzali, co wyniknie z tej buchalterii plusów i minusów tylko do pierwszego semestru. Na końcowe oceny pracowali już sami, zarabiając sobie znaczącą przewagę plusów.
Bywały też ‘wpadki’ nauczycieli, którzy zapominali o powyższej adnotacji dotyczącej zachowania, a podczas Rady klasyfikacyjnej, głośno protestowali przy jakimś nazwisku ucznia, że nie zasługuje na ocenę wyróżniającą, bo na jego/jej lekcjach zachowywał się skandalicznie. Wówczas pytaliśmy, dlaczego nie umieścił/a wpisów w zeszycie o takich zachowaniach? Konsekwencja, jeszcze raz, konsekwencja, a nie surowość ‘kary’ jest gwarantem sukcesu.
4."krok"D. Kolejnym działaniem były spotkania z rodzicami uczniów klas pierwszych. Były to całkiem inaczej zaprojektowane spotkania, niż dotychczasowe. W zaproszeniach, odpowiednio wcześnie uprzedziliśmy rodziców, że to spotkanie będzie dłuższe. Wychowawca w tym pierwszym spotkaniu z rodzicami otrzymywał wsparcie ‘silnej grupy pod wezwaniem’ – Zespołu Wychowawczego.
Przed rodzicami stanęła nie jedna, a cztery osoby z grona pedagogicznego, po to, żeby wychowawca nie musiał sam wyjaśniać/prosić, że liczy na współpracę z rodzicami. Taka prośba zawsze była wyrażana, jednak nigdy nie była zwracaniem się w imieniu wszystkich, którzy przyczynili się do powstania programu.
Rolą wychowawcy było w tym momencie tylko przedstawienie Zespołu Wychowawczego, który za chwilę szczegółowo prezentował, co nami kieruje, gdy chcemy wspierać rodziców w wychowaniu ich dzieci.
Wymieniałyśmy się też w prezentacji kolejnych aspektów programu, dlatego, żeby nie uśpić słuchaczy monotonnością przekazu. Ton głosu, temperament, sposób poruszania się, wypowiadania, to właściwości indywidualne. Każdy z rodziców też ma swoje preferencje w odbiorze przekazu. Taką różnorodnością uzyskaliśmy zainteresowanie do końca (było, nie było, długiej) prezentacji, nawet, jeśli słuchacze łatwiej zapamiętali tylko 1/3 z treści. Prezentacja wzmocniona była przygotowanymi wcześniej do wyświetlenia foliogramami z treścią programu, przy czym wyjaśniłyśmy, że poczyniliśmy takie ustalenia z rodzicami, nauczycielami i uczniami poprzednich roczników naszego gimnazjum.
Po, z górką godzinie, zostawiałyśmy wychowawcę samego z klasą, który miał/a do przekazania informacje formalne, organizacyjne i dla ewentualnych procesów integracyjnych wychowawcy z klasą rodziców.
Efektem takich spotkań z rodzicami, była ‘wieść gminna’, która poniosła się dobrą plotką o naszym gimnazjum. Z każdym kolejnym rokiem napływało do nas coraz więcej podań o przyjęcie spoza rejonu. Mury szkoły nie są jednak z gumy. Więcej o efektach ( i trudnościach) z wprowadzenia programu, napiszę w fazie podsumowującej.
4."krok"E. Jeszcze jeden element pomagał wszystkim nauczycielom jednoczyć się w pamięci o nowych ustaleniach. Była to wizualna obecność treści programu w pokoju nauczycielskim i głównym holu szkoły. Nie w jakiejś teczce, jednej z wielu, zapomnianej w wirze codzienności szkolnej, a w centralnym miejscu na ścianie, na ładnej, korkowej tablicy, Program Wychowawczy wydrukowany był kolorowym tuszem.
4."krok"F. W konsekwencji wyżej opisanych działań, powstał Program Profilaktyczny, który odzwierciedlał układ Programu Wychowawczego, a dodatkowo zostały tu wypracowane procedury reakcji na pojawiające się problemy. Od tych ‘najłagodniejszych’ do najgroźniejszych. Ten program wystarczy przeczytać, żeby mieć świadomość jego wagi i różnorodności problemów młodych ludzi, z którymi spotykamy się w szkole. Skuteczność Programu Profilaktycznego jest wprost proporcjonalna do konsekwencji w stosowaniu procedur (Załącznik 7.).
Podsumowanie, czyli – chcieć, to móc (i uczyć i wychowywać)
cdn.
Na podsumowanie trzeba będzie poczekać do czasu, aż 'wypiszę się’ we wszystkich pozytywnych i negatywnych stronach w realizacji programu wychowawczego w naszym gimnazjum. Wspierać będą mnie koleżanki z tej szkoły, które w czasie swoich zasłużonych wakacji, znajdą chwilę na uzupełnienia mojego tekstu.
Szczerze rozumiem, że po kolejnych wpisach na NE, iż nauczyciel jest taki 'be’, one muszą miec trochę czasu na dystans do tych wpisów. Po to mają dwa miesiące wakacji, bo w miesiąc nie da się odreagować tylu problemów, z którymi mają do czynienia dzień po dniu i zawsze niespodziewanie. Muszą ochłonąć od dziesiątek, setek problemów, z którymi są na co dzien, żeby mieć chęć uzasadniać, że nie są wielbłądami.
Nauczyciele nie potrafią się bronić przed codziennymi atakami, bo zajmuje ich praca z dziećmi, a nie czytanie ocen laików o ich pracy z dziećmi.
Nauczyciele nie myślą koniunkturalne, ze jakaś 'władza’ im sprzyja, też z powodu braku czasu na takie rozważania.