Bez kategorii
Like

„Cliffhanger” bezdzietnej Polski, a rozpad strefy euro

23/09/2011
475 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
no-cover

MFW pod nowym kierownictwem stara się wykręcić z zobowiązań o pokrywaniu 1/3 kosztów rozpadu strefy euro i jednocześnie zwiększa szacunki strat banków do 300 mld euro

0


 Strefa euro przeżywa swoje konwulsje. W wyniku pomocy „troiki” deficyt budżetowy Grecji spadnie z w tym roku z 10,5% do 7,5% (a może tylko 8%) kosztem spadku PKB o 5,5%. W ramach walki z rozrzutnością i specyficznym podejściem do praw nabytych rząd grecki pod naciskiem KE podjął w środę decyzję o obniżce emerytur, nie mówiąc o kolejnej obniżce wynagrodzeń 30 tyś. swoich urzędników. Ciekawe jakie będą rekomendacje względem Polski kiedy w 2015 r. zacznie spadać liczba pracowników, lawinowo rosnąć ilość schorowanych emerytów i rencistów, a do tego czasu wszystko do cna zostanie sprywatyzowane.

 

A ja polecam państwu dzisiejszy artykuł Małgorzaty Goss w Naszym Dzienniku:

„Wszystko na opak

Małgorzata Goss

Rząd musi przygotować Polskę na rychłe bankructwo Grecji i wstrząsy w strefie euro. Najważniejsze to redukcja zadłużenia zagranicznego, niedopuszczenie do transferów walutowych za granicę i bezpieczna lokata środków publicznych. Rząd postępuje jednak dokładnie na odwrót.

Bankructwo Grecji to kwestia dni, może tygodni. Jeśli jeszcze nie ogłoszono tego publicznie – to dlatego, że państwa i instytucje finansowe odsuwają od siebie moment definitywnego zaksięgowania strat.

– Rentowność greckich obligacji trzyletnich rynki wyceniają już na powyżej 170 proc. i sprzedają za 53 proc. ich wartości nominalnej. Tak wysoka wycena ryzyka greckiego długu może oznaczać tylko jedno: moment bankructwa jest bliski – zwraca uwagę dr Cezary Mech, były wiceminister finansów.

Świat przygotowuje się już na poważne konsekwencje związane z bankructwem Grecji lub wyjściem tego kraju ze strefy euro, a nawet upadkiem wspólnej waluty. W związku z napiętą sytuacją rządy, firmy oraz osoby prywatne dokonują operacji finansowych, aby ustrzec się od strat.

– W oczekiwaniu na ryzyko rozpadu strefy euro podmioty gospodarcze i inwestorzy zabezpieczają swoje ekspozycje walutowe i lokaty i przenoszą je do bezpieczniejszych miejsc. A ten proces wtórnie pogłębia sytuację kryzysową – mówi Mech.

Tę krzątaninę widać na każdym kroku. Nawet Rosja i Izrael w obawie przed stratami zmniejszyły swoje inwestycje w amerykańskie bony skarbowe kolejno o ponad 70 mld USD i o 46 procent. Koncern Siemens, chcąc ratować aktywa, ulokował w Europejskim Banku Centralnym między 4 a 6 mld euro. Ocenia się, że tylko z francuskiego banku Societe Generale Siemens ostatnio wyjął ponad 0,5 mld euro. W związku z rosnącym ryzykiem depozyty klientów w greckich bankach spadły w ciągu roku o 19 procent. Rządy i banki centralne, w tym chiński bank narodowy, powiększają zapasy złota, a ceny złotego kruszcu osiągają na rynkach historyczne maksima. Wielka Brytania wykupuje z rynku własne długi, zamieniając je na zobowiązania długoterminowe. Niemal cały dług brytyjski to dziś bezpieczne dla tego kraju zobowiązania 30-letnie. Węgierski parlament pod dyktando rządu przyjął ustawę, która umożliwia obywatelom – za zgodą banku – jednorazowe spłacenie kredytu hipotecznego w obcej walucie po sztywnym kursie zbliżonym do tego, po jakim zaciągnęli kredyt. Oznacza to w praktyce, że Węgrzy będą zaciągali kredyty w forintach, żeby szybko po korzystnym kursie wyjść z zadłużenia walutowego. Premier Viktor Orbán wie, że banki w obliczu kryzysu i groźby rozpadu euro nie mają wyboru. Muszą się zgodzić na straty kursowe, by uniknąć w przyszłości większych strat z tytułu niewypłacalności klientów. Przewiduje się, że upadek Grecji spowoduje spadek kursu walut krajów Europy Środkowej i Wschodniej wobec euro.

Rząd musi się przygotować

Dla pogrążonej w długach Polski bankructwo Grecji także stanowi poważne zagrożenie, mimo że nie jesteśmy w strefie euro. – Przede wszystkim spowoduje głęboki spadek zaufania inwestorów do naszej waluty. A trzeba pamiętać, że wzrost ceny za euro o każde 10 groszy natychmiast przekłada się na wzrost naszego zadłużenia publicznego o 2 mld zł, czyli prawie o 1 proc. – podlicza Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK.

Według resortu finansów, dług publiczny Polski pod koniec lipca wyniósł niespełna 750 mld zł, w tym dług zagraniczny w przeliczeniu na złote – ponad 205 mld złotych. W ciągu jednego miesiąca nastąpił wzrost zadłużenia walutowego o 7,6 mld zł, a od początku roku o prawie 10 procent. Łączne zadłużenie zagraniczne Polski wynosi już prawie 30 proc. zadłużenia publicznego. Zwiększając zobowiązania zagraniczne, rząd postępuje dokładnie odwrotnie niż Brytyjczycy i inne rządy oraz firmy i inwestorzy na całym świecie. Polskie podmioty prywatne w tym samym czasie zmniejszyły swoją ekspozycję walutową o ponad 1 mld złotych. Tak duża ekspozycja do obcych walut wymaga posiadania znacznych zapasów środków walutowych w kraju. Tym bardziej zasadne jest pytanie, w jakich to zagranicznych bankach BGK ulokował rządowy depozyt na 3,6 mld euro, czyli 13 mld zł środków publicznych. NBP, który podał tę informację w bilansie płatniczym za lipiec, po ujawnieniu sprawy przez "Nasz Dziennik" dopatrzył się w bilansie błędu. Rzecznik NBP Marcin Kaszuba wyjaśniał, że lokatę tę NBP zaklasyfikował jako "rządową inwestycję zagraniczną" wskutek "błędnej klasyfikacji standardowych operacji bankowych dotyczących depozytu złożonego przez Ministerstwo Finansów". Klasyfikacja jednak to formalność, np. swapy walutowe nie są klasyfikowane jako część długu publicznego, ale wpływają na jego poziom. W tym wypadku środki publiczne – bez względu na to, jak je zaklasyfikowano – znalazły się w zagranicznej instytucji finansowej. Jeśli trafiły jako lokata do Europejskiego Banku Centralnego, możemy być o nie spokojni. Gorzej, jeśli BGK zdeponował je w jednym z francuskich lub niemieckich banków komercyjnych, które silnie odczują upadek Grecji, mając dużo greckich obligacji w swoich portfelach. Jeszcze gorzej, gdyby trafiły do włoskiego UniCredit, właściciela Pekao SA, bo Włochy są po Grecji następnym krajem, który międzynarodowi spekulanci wezmą teraz na celownik.

– BGK już raz miał problem z odzyskaniem zagranicznych lokat po upadku Lehman Brothers. Mam nadzieję, że obecne kierownictwo wyciągnęło z tego wnioski – mówi jeden z byłych szefów BGK.

Poważnym problemem dla Polski w razie bankructwa Grecji może okazać się sprawa kredytów hipotecznych w walutach. Posiadaczy takich kredytów jest około 700 tysięcy. Ewentualna silna dewaluacja złotego może drastycznie odbić się na ich zdolności do spłacania zadłużenia. Niedawna regulacja spreadów jest w tym kontekście rozwiązaniem niewystarczającym. Pozytywne skutki niesie natomiast decyzja KNF z ostatnich dni o przekształceniu działającego na polskim rynku greckiego Polbanku w tzw. bank krajowy, dzięki której polscy klienci Polbanku, którzy złożyli w nim depozyty, objęci zostali ochroną przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny.

Grecja tonie

– Żeby uratować Grecję, należałoby darować jej ok. 70 proc. zadłużenia, czyli 200 mld z 380 mld euro zaciągniętego długu, albo przez dziesięć lat dostarczać rok rocznie dziesiątków miliardów euro na spłatę wierzycieli – ocenia Janusz Szewczak.

– Wyjście z eurostrefy byłoby najlepszym dla Grecji rozwiązaniem od dawna, pod warunkiem że nie tylko płace, emerytury i ceny zostałyby przeliczone na zdewaluowaną eurodrahmę, ale także zobowiązania tego kraju, jego instytucji i obywateli. W przeciwnym wypadku okaże się, że grecki dług względem instytucji zagranicznych jest w całości długiem w obcej i drogiej walucie. To powoduje, że nie tylko zbankrutowałoby państwo, ale i banki oraz wiele firm. A mimo to Grecja i tak powinna ogłosić niewypłacalność, wystąpić z euro, [przejąć-cm] upadające instytucje finansowe i poprosić o renegocjację traktatu akcesyjnego, zamiast godzić się na 30-letnią recesję w kraju – uważa dr Mech.

Beneficjenci powstania wspólnej waluty, tacy jak Niemcy czy Francja, woleliby, aby biedniejsze kraje, które z powodu niedostosowania gospodarek do euro nadmiernie się zadłużyły, spłaciły dług bez względu na koszty społeczne i majątkowe. Żądania "trójki" pod adresem Aten przywodzą na myśl czterech jeźdźców Apokalipsy: totalna prywatyzacja, dotycząca nawet usług komunalnych, masowe zwolnienia w administracji, komisaryczny nadzór międzynarodowy nad działaniami rządu, dalsza podwyżka podatków, dalsze obniżki świadczeń socjalnych i podniesienie o kolejne lata wieku emerytalnego. Słowem, warunki, jakie stawia się krajom podbitym w wojnie. Centrolewicowy rząd grecki jest gotów je przyjąć, nie bacząc, że zmienia Grecję w eurokolonię, ale nie pozwala mu na to opór społeczny i depcząca po piętach opozycja, która szykuje się do przejęcia władzy. W kraju rośnie presja na przeprowadzenie referendum w sprawie pozostawania Grecji w strefie euro. W skład słynnej "trójki", która za tydzień powróci do Aten, by pokonać opór i wymóc na Grecji spłatę długów, wchodzą przedstawiciele Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego.”

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110923&typ=po&id=po33.txt

 

 

0

Cezary Mech

http://www.stefczyk.info/blogi/przez-pryzmat-ekonomii

371 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758