tak się blizny otworzą w sennych przypomnieniach…
CIEMNE RZEKI
tak się blizny otworzą w sennych przypomnieniach
będę biegł rozchlapując radość przez kałuże
lasu mur się zielony wiatrem rozkołysze
i pokłoni z obawą ciemniejącej chmurze
tak się blizny otworzą zapomnianych ścieżek
przy nich staną Najbliżsi jak przed pożegnaniem
Matka – czułym gderaniem wyrazi swa radość
Ojciec – smutek pokryje wesołym pytaniem…
tak się blizny otworzą zapomnianych ścieżek
a w nich tyle nadziei i nagłej radości
że zegar rozgniewany pokpiwaniem z czasu
ostrym głosem nie wezwie do…rzeczywistości !
bo ciemne rzeki znowu płyną niebem
krwawo z jarzębin uśmiecha się wrzesień
pamięć powraca jak rzucony kamień
las jak co roku choruje na…jesień…
zachód wciąga na świerki płonące sztandary
w misy dolin zmierzch wlewa białe mleko mgły
przyglądam się Mej Ziemi jak zawsze wzruszony
gdy dogasa kolejny z naszych trudnych dni
pośród świerków wciąż szukam słów smukłych i prostych
odwagi – bym nie musiał jak osika drżeć
w Ojczyźnie gdzie jest miejsca dla każdego dosyć
gdzie rozdaje czas mądrze i wielkość…i śmierć…
jutro znów między świtem a trudnym wieczorem
nasza ranna codzienność będzie boleć i rwać
a z ofiary wyrośnie w górę smuga dymu
i do nieba jak wyrzut będzie groźnie stać
a ciemne rzeki znowu płyną niebem
próbuję przeżyć w brzuchu wieloryba
pod skórą tamten śpi kawał żelaza
co płonął wówczas na rozbitych szybach…
kolejna jesień – schyłek kolejnego lata
muszę kroplą upartą rzeźbić twardy kamień
cierpliwie wypłukuję złoty piasek godzin
z brudnego nurtu rzeki zwidów i omamień…
pajęczynę na niebie wiesza groźny pająk
ziemia nagle zlękniona ścieka zimnym potem
w progu domu znów czuwam z modlitwą na ustach
bo zły anioł przecina niebo szybkim lotem
klęczę wsparty plecami o ściemniałe góry
jak przyparty do muru przez ślepe ulice
spoglądam nieprzytomnie w oczy tego świata
i marzę by być pyłem drażniącym źrenice
a ciemne rzeki znowu płyną niebem
próbuję słowem ogień z wodą scalić
Boże ! to obłęd ! szepczę zamyślony…
Ty ! tylko możesz nas jeszcze ocalić…!
jak kamień gdy go rzeka zliże szybkim nurtem
profile naszych twarzy w owal wygładzane
pochylam się nad nurtem i zanurzam ręce
i kładę chłodny bandaż na zadaną ranę
las słów poplątanych jak gad czujnie drzemie
zimna ciemność bezgłośnie przeze mnie przecieka
krzyżem znów obejmował będę swoją ziemię
a ramion mi nie starczy by objąć człowieka
coraz jaśniej czas klingi na krawędziach ściera
on uczy mnie odwagi – wiary – i pokory
z dłoni drzazgi wyciągam i sceptycznie marzę
Bóg nie tylko wyszczerbia lecz gładzi topory…
a ciemne rzeki znowu płyną niebem
krwawo z jarzębin uśmiecha się wrzesień
pamięć powraca jak rzucony kamień
las jak co roku choruje na jesień…
oby Bóg znów nie stanął gniewny w naszym domu
i nie spytał milczeniem umęczonej ziemi
gruzami nad którymi rozpłakane niebo
gdzie my wśród ciszy lękiem oślepli i niemi…
i oby znów nie przyszedł na grzywie płomienia
w szumie żelaznych skrzydeł wśród bólu i płaczu
gdy się gwiazda ostatnia w naszej krwi utopi
gdzie nienawiść i rozpacz miejsce nam wyznaczy…
oby Bóg znów nie stanął w milczeniu surowym
w progu naszego domu ponad progiem czarnym
i oby nie nastała ta straszliwa cisza
gdy wzgardzi obojętny …synem marnotrawnym !
bo ciemne rzeki znowu płyną niebem
krwawo z jarzębin uśmiecha się wrzesień
pamięć powraca jak rzucony kamień
las jak co roku choruje na jesień….
NIEZALEZNY ZAKLAD POETYCKI. Kubalonka. Naród,który sie oburza,ma prawo do nadziei, ale biada temu,który gnije w milczeniu. Cyprian Kamil Norwid